Demonstranci zgromadzeni przed gruzińskim parlamentem powiewali unijnymi flagami i trzymali transparenty z antyrządowymi hasłami. Niedaleko parlamentu policja ustawiła armatki wodne, używane podczas rozpędzania poprzednich protestów.
"Każdego dnia po pracy przychodzimy tutaj. Chcemy, aby ten reżim się skończył – powiedziała AFP jedna z demonstrantek, 40-letnia Sofia, pracowniczka przemysłu lotniczego - Cała Gruzja, każde miasto, każda wieś, wszyscy chcą Unii Europejskiej, nie chcemy wracać do ZSRR".
Niektóre z poprzednich wieców zostały rozpędzone przez policję przy użyciu armatek wodnych i gazu łzawiącego. Według gruzińskiego MSW od 28 listopada zatrzymano ponad 400 demonstrantów, głównie za "nieposłuszeństwo" czy "wandalizm", ale także za "podżeganie do przemocy". Rannych zostało ponad 100 funkcjonariuszy policji.
Organizacje pozarządowe i opozycja udokumentowały liczne przypadki przemocy policji wobec demonstrantów i dziennikarzy, w związku z czym Unia Europejska poinformowała we wtorek, że rozważa podjęcie nowych sankcji wobec gruzińskich polityków, z których kilku zostało już wcześniej objętych restrykcjami przez UE.
W reakcji na antyrządowe protesty premier Gruzji Irakli Kobachidze obiecał "unicestwienie" swoich przeciwników, których określił mianem "liberalnych faszystów" i zarzucił opozycji dążenie do rewolucji i finansowanie jej z zagranicy. W poniedziałek szef rządu po raz kolejny pochwalił działania policji, która w zeszłym tygodniu wkroczyła do kilku biur partii opozycyjnych. Aresztowano co najmniej trzech jej przywódców, w tym lidera opozycyjnego bloku Koalicja na rzecz Zmiany Nikę Gwaramię, który został pobity i skazany na 12 dni więzienia.
Obecna fala masowych demonstracji pojawiła się prawie dwa tygodnie temu, gdy rząd ogłosił zawieszenie do 2028 roku rozmów o przystąpieniu Gruzji do UE. (PAP)
zm/ ap/ kp/