Krótko po starcie kilka zwierząt uciekło z bagażu i w samolocie zapanował chaos – przekazał singapurski dziennik „Lianhe Zaobao”. Według tajwańskiej agencji CNA pasażerowie początkowo myśleli, że w samolocie są szczury.
Cały szmuglowany inwentarz został przejęty przez władze na lotnisku w Tajpej, gdzie samolot linii VietJet wylądował w środę. Znaleziono między innymi dwie młodziutkie wydry, 28 żółwi, świstaka i dwa niezidentyfikowane dotąd gryzonie - podała CNA.
Tajlandia jest ważnym węzłem nielegalnego handlu dzikimi zwierzętami, które często przemycane są do Chin lub Wietnamu - przypomina AFP.
Władze portu lotniczego Suvarnabhumi w Bangkoku, stolicy Tajlandii, przyznały, że pasażerom udało się wnieść zwierzęta do samolotu z powodu błędu jednego z pracowników lotniska.
„Przeanalizowaliśmy zapis CCTV (kamer monitoringu) i ustaliliśmy, że przemytnikami było dwoje obcokrajowców, których bagaż został prześwietlony maszyną z promieniami rentgenowskimi” – napisano w oświadczeniu.
Pracownik, który oglądał obraz z prześwietlenia, podejrzewał, że bagaż zawiera niedozwolone przedmioty i poprosił innego pracownika, by to sprawdził. Ten jednak tego nie zrobił i przepuścił pasażerów. Został zawieszony w obowiązkach na czas dochodzenia.
Sprawę badają władze Tajwanu. Według CNA podejrzani mogą zostać oskarżeni o złamanie przepisów o zapobieganiu chorobom zakaźnym zwierząt, za co grozi grzywna od 50 tys. do 1 mln dolarów tajwańskich (od 6,8 tys. do 135,6 tys. zł). (PAP)
gn/