Wiceszef MKiDN: działania w kontekście zamiejscowych filii Instytutu Pileckiego - elementem audytu
Wszystko, co działo się w kontekście zamiejscowych filii Instytutu Pileckiego było elementem audytu w ministerstwie. Wnioski gromadzimy, decyzje na pewno będą zapadały w tym kontekście, chociażby wiemy, że dokonywano wydatków ze środków publicznych z naruszeniem przepisów - mówił wiceszef MKiDN Maciej Wróbel na senackiej komisji kultury.

Jednym z punktów wtorkowego posiedzenia senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu była “Efektywność wykorzystania środków finansowych i realizacja zadań przez Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego”.
Obecny na posiedzeniu sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Maciej Wróbel przypomniał, że Instytut Pileckiego jest instytutem badawczym, który działa w oparciu o własną ustawę o Instytucie oraz o instytutach badawczych. “Obecnie dyrektor i kierownictwo wykonują szereg działań, które zmierzają do tego, aby przekształcić dotychczasową formułę Instytutu i stworzyć z niego prawdziwą jednostkę naukową” - powiedział.
“Gdy pan dyrektor (Ruchniewicz - PAP) obejmował funkcję, Instytut zatrudniał 221 osób na umowę na czas określony, nieokreślony i próbny, z tego tylko 16 zatrudnionych było na stanowisku naukowym. Co ciekawe, po 15 października 2023 r. zatrudnienie nagle wzrosło o 43 osoby i żadna z nich nie była naukowcem. Dodatkowo oprócz tych 221 osób Instytut zatrudnia 48 na umowach cywilnoprawnych” - wymieniał Wróbel.
“Chciałbym też zobrazować jak do tej pory wyglądała kwestia wydatków ponoszonych w ramach samego Instytutu. W 2017 r. na mocy ustawy otrzymał on dotację podmiotową wyższą niż każda kolejna, to było 75 mln zł, po to, żeby Instytut mógł się urządzić. I m.in. urządził się tak, że wydatkował różne, spore dość kwoty na m.in. inwestycje. To jest zakup nieruchomości w Augustowie - za ponad 2 mln zł, przebudowa i rozbudowa budynku przy ul. Siennej - to w pierwszej wersji prawie 90 mln zł, ale jak się okazuje to nie koniec. Zakup nieruchomości w Rapperswilu, w Szwajcarii, czyli ten kompleks Schwanen - to jest 115 mln zł, modernizacja i przebudowa dawnej siedziby NKWD w Augustowie - ponad 2 mln zł” - mówił.
Jak wskazał, Instytut Pileckiego prowadzi działalność także poza granicami. “Obejmował udziały w spółkach, bo to są spółki, i tak w Szwajcarii - 2,8 mln zł, w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Jorku - 18 mln zł, kolejne wydatki w tych spółkach to znowu Stany Zjednoczone - 21 mln zł, Szwajcaria - 4 mln zł, przebudowa dawnej siedziby NKWD w Augustowie - 43 mln zł, znowu ul. Sienna - 32 mln zł itd. Te wydatki są dość wysokie, myślę, że nie będzie przesadą jak powiem, że jest to jeden z najbogatszych instytutów w Polsce” - zauważył Wróbel.
Dyrektor Instytutu Pileckiego Krzysztof Ruchniewicz mówił, że przejmując zarządzanie placówką szybko przekonał się, że “nie ma do czynienia z instytutem badawczym, tylko z bardzo dziwną strukturą, która powstawała przez lata i praktycznie funkcjonowała w obrębie poszczególnych części, które tworzono”. “Tak więc nie mieliśmy jednej administracji, tylko była ona w ramach tych poszczególnych części. Więc np. spotykam się z sytuacjami, że mam zatrudnionych 3 pracowników na etacie mających te same obowiązki i jeszcze kogoś na umowie długoterminowej cywilnoprawnej, kto ma również te same obowiązki” - relacjonował.
Odnosząc się do kwestii pracowników naukowych zaznaczył, że tylko 11 z 16 wymienionych osób jest zatrudnionych na “pierwszym etacie w Instytucie, oprócz tego wykazują osiągnięcia naukowe w tym Instytucie”. “Stąd najpierw postanowiłem zapoznać się z jego pracą. Miałem do czynienia z Instytutem złożonym z różnych części, który nie ograniczał się tylko do Warszawy, ale miał także części poza nią - oddziały zamiejscowe krajowe, a także zagraniczne, których istnienie traktuję jako duży plus funkcjonowania” - podkreślił dyrektor.
Poruszył też sprawę różnego statusu prawnego tych oddziałów. “I tak dział w Augustowie praktycznie jest podporządkowany Instytutowi. Podobnie jak oddział w Berlinie. Także i w jego przypadku mamy do czynienia z bardzo dużym przerostem zatrudnienia. W oddziale berlińskim nie jest zatrudniona żadna osoba na stanowisku naukowym badawczym, a pracuje tam 30 osób. Przychodząc do Instytutu byłem przekonany, że mam do czynienia z instytucją polską, działającą według prawa polskiego. A okazało się, że wszystkie osoby w oddziale w Berlinie są zatrudnione na prawie niemieckim. W przypadku Rapperswilu mamy do czynienia z prawem szwajcarskim, a pracownicy w Nowym Jorku są zatrudnieni na prawie amerykańskim” - mówił.
“Więc mamy do czynienia z czterema porządkami prawnymi i w Warszawie nie jestem w stanie znaleźć kancelarii prawnej, która byłaby w stanie z tymi czterema różnymi porządkami prawnymi w jakiś sposób pomóc funkcjonować. Dlatego też okazało się, że były bardzo wysokie gaże dla różnych kancelarii prawnych” - wyjaśnił dyrektor.
Jak zaznaczył, jedną z jego pierwszych decyzji było wycofanie regulaminu, który obowiązywał, umożliwiającego m.in. wykorzystywanie przez jednego z dyrektorów auta służbowego do celów prywatnych. “Postanowiłem też nie przedłużać umów czasowych i umów na próbę. To pozwoliło zmniejszyć zatrudnienie o 20, docelowo do 50 osób, to jeden z ważnych punktów budżetowych Instytutu, który szedł na pobory dla pracowników. Zrezygnowałem także ze wszystkich umów cywilnoprawnych długoterminowych. Dochodziło do sytuacji, że płacono niektórym gazetom za pisanie artykułów sponsorowanych za bardzo wysokie kwoty. One mnie, nie ukrywam, bulwersują, że można w ten sposób kupować dziennikarzy, przekreślając trochę tym samym ten etos dziennikarza jako takiego” - zauważył.
“Następne miesiące chcę poświęcić opracowaniu nowej struktury Instytutu, przedyskutowania jej z pracownikami i związkami zawodowymi. To także działania mające na celu opracowanie spójnego programu działania Instytutu i jego oddziałów” - zapowiedział dyrektor.
Zdaniem senator Barbary Zdrojewskiej (KO) w Instytucie Pileckiego powinien być najpierw przeprowadzony audyt. “Wtedy nowy wchodzący dyrektor nie musi sam tego robić i to nie jest jedyny Instytut, w którym takie audyty powinny być zrobione (…). Powstaje coraz więcej różnego typu instytutów, które w Polsce robią to samo i część niestety jest w obrębie Ministerstwa Kultury. Uważam, że najpierw trzeba to wszystko uporządkować, a czasami jak się nie da czegoś uporządkować to najlepiej to rozwiązać i ewentualnie zawiązać od nowa” - powiedziała.
Odnosząc się do pytań członków komisji wiceminister kultury podkreślił, że zadania Instytutu są ściśle opisane w ustawie. “Pytanie czy on się rzeczywiście tym do tej pory zajmował, bo w naszej ocenie nie. Pytanie drugie - jaka powinna być zmiana w tym kierunku działań Instytutu i pytanie trzecie - czy w przyszłości nie będzie konieczna zmiana samej ustawy” - zaakcentował.
Jak dodał, wszystko co działo się także w kontekście zamiejscowych filii Instytutu było elementem audytu w ministerstwie. “Te wnioski jeszcze gromadzimy i ostateczne decyzje na pewno będą zapadały w tym kontekście, bo chociażby wiemy, że dokonywano wydatków ze środków publicznych z naruszeniem przepisów, z naruszeniem samej ustawy. Ale też trwa cały czas w Instytucie kontrola Krajowej Administracji Skarbowej, na jej wyniki także czekamy i one będą nam pokazywały skalę tych nieprawidłowości. I po tym audycie i po tej kontroli będziemy podejmowali dalsze czynności” - podkreślił Wróbel.
Dyrektor Departamentu Dziedzictwa Kulturowego w MKiDN Piotr Rypson zaznaczył, że w przypadku Instytutu Pileckiego, który de facto składa się z czterech przynajmniej części sytuacja jest “niezwykle skomplikowana”. “Ponieważ szereg rzeczy działo się zgodnie z prawem, można powiedzieć. To znaczy, że Instytut wykupywał jakieś udziały w spółkach zagranicznych, ponieważ był to jedyny sposób transferu pieniędzy za granicę, którego można było dokonać, ale jak się dowiadujemy lege artis. Teraz oczywiście pytanie: udziały w czym i czy to coś przynosi” - zauważył.
Wiceminister kultury wskazał, że Instytut Pileckiego to jeden z “droższych instytutów”. Zwrócił m.in. uwagę na wynajem pomieszczeń na siedzibę w Nowym Jorku. “Na 15 lat, bez możliwości wcześniejszego zerwania tej umowy, za 2 mln dolarów rocznie. Mamy tego typu kwestie do wyjaśnienia i wszystkie te sprawy są elementem postępowań wewnętrznych, postępowań śledczych i naprawdę musimy być cierpliwi w tej kwestii” - powiedział Wróbel.
Senator Zdrojewska dodała, że w jej ocenie “to wszystko wymaga decyzji ministerstwa, co zrobić dalej”. “Będziemy czekali i prosimy resort i Instytut o jakieś kompleksowe podsumowanie” - podkreśliła. (PAP)
(planujemy kontynuację tematu)
akn/ dki/