Według "WSJ" Pentagon chce rozmieścić w państwach regionu niemal tuzin różnych systemów obrony przeciwrakietowej. Mają one trafić do Iraku, Syrii, Kuwejtu, Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, by chronić wojska USA przed atakami rakietowymi w obliczu nasilającej się kampanii ostrzału amerykańskich sił przez wspierane przez Iran bojówki. W tych atakach obrażenia odniosło ponad 20 żołnierzy USA. Rozmieszczanie systemów obrony powietrznej może zakończyć się jeszcze w tym tygodniu.
Dziennik pisze, że Izrael bierze również pod uwagę starania o uwolnienie zakładników pojmanych przez Hamas oraz o dostarczenie pomocy humanitarnej mieszkańcom strefy Gazy.
O tym, że administracja USA starała się opóźnić izraelską operację lądową, donosiły wcześniej inne media, w tym "New York Times". Według portalu Axios powodów takiego podejścia USA jest kilka. Poza kwestiami humanitarnymi i amerykańskimi przygotowaniami na wypadek rozszerzenia i zaostrzenia konfliktu chodzi również o umożliwienie opuszczenia Gazy przez ok. 500 obywateli USA. Biały Dom chce powstrzymać Izrael przed impulsywnym działaniem, które może pogłębić kryzys i nie osiągnąć celów Izraela. Zdaniem portalu prezydent Biden chce też "kupić czas" dla izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, który również ma być sceptyczny co do planów wojskowych i rozważa inne opcje.
Przedstawiciele Białego Domu, jak i sam prezydent Biden, podkreślali dotąd, że to Izrael podejmuje decyzje o swoich działaniach wojskowych, lecz dodawali też, że w rozmowach z Izraelczykami zadają im "trudne pytania" na temat celów i planów Izraela. Administracja wysłała też do Izraela wojskowych doradców, w tym generała Jamesa Glynna, który brał udział w operacjach przeciwko Państwu Islamskiemu, w tym w wyzwalaniu irackiego Mosulu z rąk dżihadystów.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
gn/