Świątek w Arabii Saudyjskiej wróciła na kort po dwumiesięcznej przerwie. W tym czasie m.in. zmieniła trenera - Tomasza Wiktorowskiego zastąpił Belg Wim Fissette - oraz straciła na rzecz Białorusinki Aryny Sabalenki prowadzenie w światowym rankingu.
Występ w kończącym sezon turnieju masters rozpoczęła od zwycięstwa nad Krejcikovą 4:6, 7:5, 6:2, choć w drugim secie przegrywała już 0:3, ale we wtorek nie sprostała Gauff, ulegając jej 3:6, 4:6.
20-letnia Amerykanka ma już dwa zwycięstwa i jest pewna występu w półfinale. W czwartek może powalczyć o kolejne punkty za pojedynczą wygraną, większą premię finansową, ale też utorować Polce drogę do miejsca w "czwórce".
Główną część zadania musi jednak wykonać Świątek, która wyjdzie na kort wcześniej, o godz. 13.30 czasu polskiego.
"Mimo porażki z Coco będę w stanie w pełni skoncentrować się na kolejnym spotkaniu. Nie mam poczucia, że ten turniej już się dla mnie skończył" - zaznaczyła Świątek.
Z Pegulą, która w Rijadzie nie wygrała jeszcze seta i nie ma już szans na awans, znają się doskonale. To właśnie 30-latka z Buffalo była ostatnią rywalką siedem lat młodszej raszynianki przed jej dłuższą przerwą, gdyż pokonała ją w ćwierćfinale wielkoszlemowego US Open. W Nowym Jorku Pegula osiągnęła życiowy sukces docierając do finału, ale w nim musiała uznać wyższość rozpędzonej w drugiej połowie sezonu Sabalenki, która zakończy rok jako rakieta numer jeden kobiecego tenisa.
Ogólny bilans jest korzystny dla Polki: 6-4. W tym roku jedyną potyczkę stoczyły na Flushing Meadows, a poprzedni sezon zakończyły jednostronnym (6:1, 6:0) pojedynkiem w finale mastersa w Cancun, po którym Świątek odzyskała prowadzenie na liście WTA.
Pegula zajmuje obecnie szóste miejsce w światowym rankingu, a była już trzecia, jednak skończy sezon prawdopodobnie na siódmej pozycji, bo wyprzedzi ją Chinka Qinwen Zheng.
Jej tegoroczny bilans to 39-16, choć w kwietniu grę na dwa miesiące musiała przerwać ze względów zdrowotnych, opuszczając m.in. wielkoszlemowy French Open. Wróciła na Wimbledon i igrzyska olimpijskie, ale grała w nich bez powodzenia.
Znacznie lepiej poszło jej w letniej części sezonu za oceanem - triumfowała w Toronto, w Cincinnati dopiero w finale zatrzymała ją Sabalenka, a później był pierwszy wielkoszlemowy finał w Nowym Jorku. Przed tegorocznym US Open sześć razy dotarła do czołowej ósemki w Wielkim Szlemie, ale nigdy nie potrafiła zrobić kolejnego kroku.
Dotychczas wygrała sześć turniejów WTA, w tym dwa w tym roku - poza Toronto, na listę jej sukcesów wpisała triumf na trawie w Berlinie.
Pegula pochodzi z Buffalo w stanie Nowy Jork. Jej matka Kim przyszła na świat w Korei Południowej, ale w wieku pięciu lat trafiła w wyniku adopcji do Stanów Zjednoczonych. Ojciec Terry dorastał w Pensylwanii, gdzie skończył studia na kierunku inżynierii. W latach 80. dzięki pożyczeniu 7,5 tys. dolarów od rodziców i znajomych zaczął inwestować w wydobycie i przetwarzanie gazu naturalnego. Poszczęściło mu się tak bardzo, że po jakimś czasie sprzedał kilka swoich firm i stał się miliarderem. Wartość majątku 73-latka szacowana jest obecnie na niespełna 6,8 mld USD, co na tegorocznej liście miliarderów "Forbesa" dało mu... 403. pozycję.
Oprócz inwestycji w gaz i nieruchomości, w 2011 Terry i Kim zarejestrowali spółkę Pegula Sports & Entertainment, do której należy kilka zawodowych klubów sportowych. Najbardziej znane z nich to Buffalo Sabres z hokejowej NHL i Buffalo Bills z futbolowej NFL. Zakup tego ostatniego - do którego przymierzali się także m.in. Donald Trump i Jon Bon Jovi - kosztował rodzinę w 2014 roku 1,7 mld dol. Ale, jak podkreśla matka, ich pierwszym i najważniejszym "klubem" jest najstarsza z ich związku córka - Jessica.
To właśnie za namową rodziców w wieku siedmiu lat po raz pierwszy wzięła do ręki tenisową rakietę. Stało się to po przeprowadzce rodziny do Hilton Head w Południowej Karolinie. Kiedy okazało się, że przejawia smykałkę do gry, Kim i Terry kupili posiadłość w Boca Raton na Florydzie. Liceum kończyła zdalnie przez internet, bo każdego dnia na korcie spędzała po trzy godziny i drugie tyle poza nim trenując gibkość, pracę nóg i inne elementy.
Na wsparcie najbliższych zawsze mogła liczyć, bo choć talentu i pracowitości jej nie brakowało, to czasem szwankowało zdrowie. W latach 2014-17 jej karierę zahamowały kontuzje; musiała poddać się dwóm operacjom - kolana i biodra, leczyła też poważny uraz nogi. W sumie na rekonwalescencji spędziła niemal dwa lata. Dopiero po uporaniu się z tymi problemami rozpoczęła marsz w górę rankingu - 2019 rok zakończyła w czołowej setce (była 76.), a później już systematycznie pięła się wyżej.
Kiedy nie mogła zajmować się zawodowo tenisem, zaczęła budować swoje prywatne imperium biznesowe. W 2016 wraz z siostrą Kelly stała się właścicielką restauracji Healthy Scratch, która mieści się w hokejowej arenie, należącej do... ich rodziców. Rok później Pegula - już samodzielnie - wypuściła na rynek swoją własną linię kosmetyków Ready 24.
To wszystko sprawia, że mająca głowę na karku i potężne wsparcie rodziców Amerykanka tak naprawdę mogłaby odłożyć rakietę w kąt. Na korcie zarobiła co prawda 16,3 mln dolarów, czyli dwa razy mniej niż Świątek, ale to promil w porównaniu z jej rodzinnym majątkiem.
W 2021 roku wyszła za mąż za Taylora Gahegana, który od zakończenia studiów pracuje dla... rodziców Jessiki - najpierw jako analityk inwestycyjny, a potem szef marketingu Buffalo Sabres. Taylor jest wielkim zwolennikiem psów i założycielem organizacji A Lending Paw, która zajmuje się rehabilitacją niechcianych zwierzaków i przygotowaniem ich do adopcji. Ich wesele w luksusowej posiadłości Biltmore Estate w Asheville w Północnej Karolinie było szalenie ekskluzywne, a bawiły się na nim m.in. przyjaciółki z kortów. Przyjęcie zorganizowała znana w światku celebrytów firma Asheville Event Co, która w podróż na sesję zdjęciową wysłała parę do Paryża.
Oprócz obrączki, Jessica nosi też stale dwie bransoletki - jedną niebiesko-czerwoną w kolorach Buffalo Bills i drugą niebiesko-żółtą, jako wyraz poparcia dla hokeistów Sabresm, którzy co prawda wygrali ostatni mecz w NHL z Ottawa Senators 5:1, ale należą do grona słabszych drużyn.(PAP)
pp/ co/