Na kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Rosja intensyfikuje ataki, w tym kampanię dezinformacyjną wymierzoną w Unię Europejską - zwracają uwagę eksperci od cyberbezpieczeństwa.
Jak zauważyła w rozmowie z PAP Martyna Bildziukiewicz, Rosja posługiwała się dezinformacją już podczas wyborów europejskich w 2019 r. i chociaż w ciągu ostatnich pięciu lat nie zmieniła znacząco swojej narracji, to na pewno rozbudowała system dezinformacji i nasiliła działania. East Stratcom Task Force szacuje, że dzisiaj Rosja stosuje przynajmniej 250 różnych technik dezinformacyjnych; sama treść dezinformacji jest - jak mówi Bildziukiewicz - "do bólu przewidywalna".
Są trzy najpopularniejsze narracje. Pierwsza dotyczy samych wyborów, a raczej tego, żeby na nie iść. W tym celu Moskwa podaje w wątpliwość uczciwość samego procesu wyborczego i jego bezpieczeństwo; stąd doniesienia np. o rzekomych ładunkach wybuchowych podłożonych w lokalach wyborczych.
„Rosji zależy na tym, żeby jak najmniej z nas poszło na wybory, żeby potem mówić: 'Co to za wybory, którymi nikt się nie interesuje?' i obarczać za to winą tzw. brukselskie elity. Kreml będzie też próbował przekonywać ludzi, że ich głos nie ma żadnego znaczenia” – wyjaśniała PAP ekspertka.
Drugi temat to ataki na instytucje unijne, liderów i sam proces demokratyczny. Tu najczęściej atakowani są: przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, szef unijnej dyplomacji Josep Borrell i szef Rady Europejskiej Charles Michel.
„Mówi się, że to biurokraci, których nikt nigdy nie wybrał, że podejmują decyzje w sposób niejasny. Są też oczywiście teorie spiskowe, jak te o globalnym rządzie w UE, oraz nieładne wycieczki personalne” – wymieniła w rozmowie z PAP Bildziukiewicz. Ich ofiarą padła min. żona prezydenta Francji Brigitte Macron, o której rosyjskie konta pisały m.in., że urodziła się jako mężczyzna i ukrywa swoją tożsamość.
Trzeci rodzaj przekazów to przetwarzanie tematów już rozpalających emocje mieszkańców Wspólnoty, jak Zielony Ład czy pomoc i współpraca z Ukrainą, i podburzanie Europejczyków przeciwko nim. Tu jednak Kreml nie może odtrąbić sukcesu - jak pokazały najnowsze badania Eurobarometru, nadal prawie dziewięciu na dziesięciu Europejczyków uważa, że UE powinna wspierać Ukrainę, a siedmiu na dziesięciu wspiera sankcje na Rosję.
UE coraz lepiej wyposażona jest też do walki z dezinformacją – wszedł w życie akt o usługach cyfrowych (DSA), firmy technologiczne zobowiązały się przestrzegać kodeksu postępowania ws. dezinformacji, w maju Rada dała zielone światło ustawie o sztucznej inteligencji. Nadto w maju państwa Trójkąta Weimarskiego, czyli Polska, Niemcy i Francja, na posiedzeniu unijnych ministrów w Brukseli, przedstawiły propozycję strategii walki z wpływami rosyjskimi na procesy polityczne w Europie. Z podobną inicjatywą wyszła wcześniej sprawująca obecnie prezydencję Belgia, dążąc do utworzenia specjalnej grupy zadaniowej w celu wymiany informacji na temat kampanii dezinformacyjnych między krajami członkowskimi.
"Środki, które udało nam się w UE podjąć, żeby przeszkodzić w dezinformacji, działają i Kremlowi jest trudniej" - oceniła Bildziukiewicz.
Ale Moskwa nie poprzestaje na dezinformacji. W kwietniu czeski kontrwywiad ujawnił, że prorosyjski portal Voice of Europe miał przekazywać łapówki skrajnie prawicowym politykom w Europie, w tym m.in. europosłom AfD. Dochodzenie w tej sprawie wciąż jest w toku; w międzyczasie państwa UE nałożyły sankcje na kanał Voice of Europe i dwóch rosyjskich oligarchów z nim powiązanych.
Zdaniem Martyny Bildziukiewicz Rosji nie tyle chodzi o to, żeby "namieszać" w wyborach do PE, ile o to, żeby osłabić unijną jedność i demokrację w ogóle. „Wybory to nie jest cel, to jest tylko środek do celu. Jeżeli Rosji uda się zniechęcić nas do wyborów, to będzie potem kwestionować siłę naszej demokracji i podważać legitymację liderów, którzy zostaną w tym głosowaniu wybrani” – oceniła ekspertka.
Z Brukseli Jowita Kiwnik-Pargana (PAP)
kgr/