Z robienia spektakularnego show Królowa Popu uczyniła sztukę samą w sobie. Madonna ruszyła w "Celebration Tour"

2023-10-16 13:00 aktualizacja: 2023-10-16, 16:42
Madonna, fot. PAP/DPA/Dennis Van Tine/Geisler-Fotopres
Madonna, fot. PAP/DPA/Dennis Van Tine/Geisler-Fotopres
Niektórzy twierdzą, że w kwestii możliwości wokalnych wcale. Jak nie potrafiła śpiewać, tak nie potrafi. Mimo to artystka w ciągu 40 lat swojej kariery sprzedała setki milionów płyt, zgromadziła wokół siebie rzeszę wiernych fanów, a jej koncerty zaliczają się do tych najbardziej dochodowych. W ubiegłą sobotę gwiazda stanęła na scenie londyńskiej O2 Arena, aby rozpocząć z fanami kolejną muzyczną podróż, „Celebration Tour”, która będzie uhonorowaniem jej dotychczasowej kariery. Nie obyło się jednak bez kolejnego opóźnienia.

Gdy w połowie stycznia Madonna ogłosiła swoje światowe tournée, fani oniemieli z zachwytu, jednocześnie ze zdumieniem przyjmując informację, że 65-letnia artystka zamierza wyruszyć w 12. trasę koncertową, która według jej zapowiedzi ma być największą w dotychczasowej karierze. I trzeba przyznać w tym przypadku rację niedowiarkom. Gwiazda w czerwcu wylądowała w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Rozpoczęcie trasy zostało opóźnione o ok. trzy miesiące. Po pierwszym koncercie jest zbyt wcześnie na ocenę. Zwłaszcza że poprzeczka została powieszona – przez samą Madonnę – bardzo wysoko. Trzeba bowiem podkreślić, że z robienia spektakularnego show Królowa Popu uczyniła sztukę samą w sobie. Sztukę bardzo ceną dodajmy, bo według Pollstar, pod względem przychodów z tras koncertowych Madonna należy do grona najbardziej dochodowych artystek. Szacuje się, że jej wpływy z koncertów przekroczyły 1,4 miliarda dolarów. Madonna jest pierwszą kobietą, która przekroczyła ten próg i zaledwie jedną z trzech, które tego dokonały. Początki były jednak dalece skromniejsze.

W swoje pierwsze tournée po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie Madonna wyruszyła w kwietniu 1985 roku. Trasa „The Virgin Tour” promowała dwa pierwsze albumy, debiutancki „Madonna” i drugą płytę „Like a Virgin”. Artystka chciała, by jej pierwsze duże występy były „głośne i bezczelne”, podobne do jej stylu i twórczości. Szybko okazało się, że artystka potrafi porwać tłumy. Choć jej koncerty spotkały się z mieszanymi recenzjami krytyków, estradowa machina Madonny zaczęła nabierać rozpędu, a opis „głośna i bezczelna” jeszcze długo jej towarzyszył. Jednak zanim artystka postanowiła całkowicie zaszokować świat i zyskać miano naczelnej scenicznej skandalistki, do głosu doszła jej ambicja.

Dwa lata później wyruszyła w drugą trasę koncertową „Who's That Girl World Tour”. Kolorowe stroje i nośne taneczne przeboje już nie były wystarczające, Madonna postawiła na rozmach, prezentując na scenie skomplikowane układy choreograficzne i wykorzystując ogromne ekrany i projektory. „Madonna zmieniła koncepcję trasy koncertowej skupiającej się na piosenkach” – pisał w jej biografii „Madonna: Blonde Ambition” autor Mark Bego. Dodając, że jej zamysł multimedialnego show, okraszonego przesłaniami, subtelnymi kazaniami, sprawił, że śpiewanie, w przypadku jej występów, było dla publiki drugorzędne.

Na scenie, z taką samą zręcznością żonglowała swoimi przebojami, co zmieniającymi się wcieleniami. Zresztą, jak sama przyznała, nazwa trasy nawiązuje do jej zmiennej natury. „Za każdym razem, gdy gram, nagrywam piosenkę czy teledysk, wcielam się w wiele postaci. Nie jestem, jak żadna z nich. Jestem nimi wszystkimi” – stwierdziła. Dziennikarze recenzujący jej występy zgodnie uznali, że artystka stała się o wiele bardziej pewna siebie. Podczas tej trasy wyłonił się jej na razie jedynie nasączony, jeszcze nie przesiąknięty, erotyzmem wizerunek. Według biografów, „Who's That Girl World Tour” dało początek nowej Madonnie. Narodziny gwiazdy, na pewno. Narodziny diwy? Niekoniecznie. W książce „Madonna: biografia intymna” amerykański dziennikarz i biograf gwiazd, Randy Taraborrelli przytoczył wiele zakulisowych wątków, świadczących o tym, że to właśnie podczas tego tournée , Madonna nie tylko zyskała status gwiazdy. Zrozumiała też, że nią właśnie jest. Ponoć artystka nie pozwalała, by ktoś z obsługi zwracał się do niej bezpośrednio. Tancerze i towarzyszący jej muzycy poza sceną nie mogli nawet na nią zerkać. „Nie zachowujesz się jak s***, dopóki nie odniesiesz takiego sukcesu. Trasa z pewnością pomogła ugruntować jej status gwiazdy” – skomentował biograf.

A skoro dzierżyła już w dłoni ten tytuł, Madonna mogła zacząć pracować na miano skandalistki, której występy budziły oburzenie, protesty, a nawet groziły aresztowaniem samej artystki. Bowiem w takiej atmosferze przebiegała trasa „Blond Ambition”, w którą Madonna wyruszyła w 1990 roku. W czasach poprawnego, cukierkowego popu, buchający erotyzm, pomieszany z akcentami religijnymi, wydawał się przedsięwzięciem co najmniej ryzykownym. Ale ambitna blondynka wiedziała doskonale, że skandal i seks, to pokarm przemysłu rozrywkowego. Nie myliła się. Nawet po latach ten występ uznawany jest za najbardziej kontrowersyjny w historii muzyki.

Swój trzeci muzyczny show Madonna podzieliła na pięć części, druga miała wyraźne odniesienia religijne. A gdy tę właśnie sekcję zaczęła zmysłowym wykonaniem „Like a Virgin”, ubrana w słynny już stożkowy gorset projektu Gaultier’a i symulowała masturbację leżąc na czerwonym aksamitnym łóżku, wirujący wokół niej tancerze przebrani za księży, wydawali się mało szokującym dodatkiem. Jak przypomina brytyjski „The Guardian” podczas występu w Toronto, lokalna policja groziła aresztowaniem Madonny, jeśli ta odważy się wykonać tę skandaliczną scenę. Włoskie związki zawodowe nawoływały do bojkotu jej występów grożąc strajkiem, a Jan Paweł II nazwał jej koncert „jednym z najbardziej satanistycznych widowisk w historii ludzkości”. Jednak grzeszna Madonna nie zamierzała milczeć. Gdy wylądowała na lotnisku w Rzymie zorganizowała krótką konferencję prasową, podczas której wyjaśniła, że ta ponoć bluźniercza trasa jest skierowana do osób o otwartych umysłach, a jej zamysł ma nie obrażać, a prowokować i skłaniać do myślenia.

„Jestem Amerykanką pochodzenia włoskiego i jestem z tego dumna … Trasa w żaden sposób nie rani niczyich uczuć. Jest przeznaczona dla otwartych umysłów i pozwala im spojrzeć na seksualność w inny sposób. Swoją i innych. Podobnie jak teatr, +Blond Ambition+ zadaje pytania, prowokuje do myślenia i zabiera w emocjonalną podróż, ukazując dobro i zło, światło i ciemność, radość i smutek, odkupienie i zbawienie” – stwierdziła.

O odkupieniu raczej nie było mowy, gdy Madonna postanowiła zaszokować świat ponownie, tym razem albumem „Erotica” i towarzyszącą temu wydawnictwu książką „Sex”. To on stał się oczywistym tematem obu wydawnictw i naturalnie inspiracją dla kolejnej już trasy „The Girlie Show”, która rozpoczęła się we wrześniu 1993 roku. Jeśli swoim scenicznym wyuzdaniem Madonna jeszcze nie wszystkim się naraziła, oczywistym już erotyzmem i w poczuciu wyzwolenia przypieczętowała swój skandaliczny wizerunek. I tym razem jej show podzielony był na kilka części. Całość okraszona była elementami burleski, na scenie pojawiały tancerki topless i Madonna w stroju dominy. Estrada była jej teatrem, szaloną areną, a skandal wyraźnie ją napędzał. Tym razem protestowali już nie tylko przedstawiciele kościoła, duchowni, ale i politycy. „Bluźnierstwo, pornografia, przekraczanie granic przyzwoitości” – tak artystka była witana chociażby we Frankfurcie, Izraelu, Portoryko czy Argentynie, żegnając się ze sceną na osiem kolejnych lat.

Na scenę powróciła dopiero w 2001 roku z trasą „Drowned World Tour”. Tym razem Madonna zdecydowanie mocniej skoncentrowała się na swoich nowych przebojach, co wpłynęło na mieszane opinie fanów, spragnionych jej dawnych kompozycji. Ale samej trasie zdecydowanie nie można było odmówić artyzmu. Tym razem Madonna posłużyła się nie skandalem a rozmachem. Rozbudowana scena, skomplikowana technicznie scenografia przepełniona po brzegi elektroniką, dała wręcz piorunujący efekt. Na tyle mocny, że światowa prasa chyliła czoła przed spektaklem, który potwierdził jej tytuł Królowej Popu, który z kolei ona sama przypieczętowała trzy lata później podczas trasy „Re-Invention Tour”. W trakcie 56 występów w Stanach Zjednoczonych i Europie artystka po raz pierwszy zarobiła ponad 100 mln dolarów.

Trasą, która z pewnością jest najbliższa sercu polskiej publiczności, jest „Sticky & Sweet Tour”. 15 sierpnia artystka wystąpiła w ramach swojego ósmego tournée na warszawskim lotnisku Bemowo. Ona sama zapamięta ją jako tę najbardziej dochodową, na której zarobiła ponad 400 mln dolarów. Ciepłe przyjęcie polskich fanów, którzy pamiętali o obchodzonych dzień później urodzinach Madonny, przeplatało się z poprzedzającym koncert nawoływaniem do zbojkotowania występu. Gdy poinformowano o dacie pierwszego koncertu Królowej Popu w Polsce, środowiska katolickie na czele z Komitetem Obrony Wiary i Tradycji Narodowych, zwróciły uwagę, że nie godzi się, by artystka o takiej reputacji śpiewała w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Postulaty poparł także były prezydent, Lech Wałęsa, który na swoim blogu apelował do organizatorów o przełożenie koncertu i uszanowanie dnia, w którym powinna panować modlitewna atmosfera.

Jednak tłumy, które przybyły na koncert były innego zdania. Choć protestujący zapowiadali, że „zagłuszą Madonnę”, bardziej dało się słyszeć dźwięczne, urodzinowe: Sto Lat”, które odśpiewała jej publika. Hucznie zapowiadane protesty ostatecznie okazały się dość skromne. Zaledwie kilku protestujących, w otoczeniu policji, stanowiło raczej barwne urozmaicenie koncertu Madonny, która w naszym kraju wystąpiła ponownie w sierpniu 2012 roku w ramach „MDNA Tour”.

Był to zarazem ostatni koncert artystki w Polsce, bowiem ze swoimi występami nie przybyła ani w ramach „Rebel Heart Tour”, ani „Madame X Tour”. Polski zabrakło także na trasie „Celebration Tour”, która rozpoczęła się 14 października w Londynie. Przypomnijmy, że pierwotnie koncerty miały rozpocząć się 15 lipca w Vancouver. Niestety, w czerwcu, na kilka tygodni przed rozpoczęciem trasy, artystka nieprzytomna została zabrana do szpitala, gdzie trafiła na oddział intensywnej terapii z podejrzeniem silnej infekcji bakteryjnej. Trzymiesięczna przerwa na rekonwalescencję bynajmniej nie odciągnęła jej od pracy. Jak wyjawił niedawno w rozmowie z BBC producent Stuart Price, który jest dyrektorem muzycznym tego przedsięwzięcia, amerykańska gwiazda wykorzystała ten czas na szlifowanie koncertowego programu, który uwzględnia 45 jej największych przebojów.

Koncert w Londynie zaczął się jednak od półgodzinnego opóźnienia, a późniejsze kłopoty z nagłośnieniem sprawiły, że gwiazda przerwała występ, aby w czasie pracy techników opowiedzieć fanom m.in. o tym, że wydarzenia w Palestynie złamały jej serce, ale nie ducha, wspomniała też czas spędzony w szpitalu zwierzając się, że pięciu dni, które zadecydowały o jej życiu, nie pamięta i przetrwała ten czas głównie dla swoich dzieci. Część z jej sześcioosobowej gromady pociech wzięła zresztą udział w koncercie, który zgodnie z oczekiwaniami miał charakter wydarzenia przede wszystkim tanecznego. Reakcje fanów? Mieszane. Od krytycznych, zwracających uwagę, że „było za dużo gadania”, po euforyczne, nazywające występ Madonny niesamowitym. Nie brak też spekulacji, że wcale nie będzie łatwo pokonać Madonnie dwóch gwiazd, które miały w tym roku swoje trasy koncertowe – Taylor Swift i Beyonce. (PAP Life)

Autorka: Monika Dzwonnik

jos/