Sąd pierwszej instancji uznał, że ogrodzenie było niedostateczne, a właściciel jest winny tego, że nie zachował zwykłych środków ostrożności przy trzymaniu psa na swojej posesji. Obrona chce w apelacji nie odstąpienia od wymierzenia kary, a uniewinnienia. Wyrok ma być ogłoszony w przyszłym tygodniu.
Pogryziony pies posła. Sprawa znalazła się w sądzie
Sądy zajmują się wnioskiem policji o ukarania sąsiada parlamentarzysty na podstawie Kodeksu wykroczeń. Do incydentu doszło ok. godziny 22-23, 1 listopada ub. roku w podbiałostockiej Niewodnicy Koryckiej. Jak widać na nagraniach monitoringu, które były dowodem w tej sprawie przed Sądem Rejonowym w Białymstoku, posesji ogrodzonej murem ze stalową bramą wjazdową pilnował duży pies w typie owczarka kaukaskiego lub bernardyna.
Ulicą przechodził mężczyzna z innym psem, który nie był na smyczy. W pewnym momencie ten pies podbiegł do bramy i zwierzęcia za nią, doszło do kontaktu, a duży pies - przez szparę między prętami w stalowej bramie - ugryzł drugiego, który podbiegł do ogrodzenia.
Okazało się, że to pies podlaskiego poseł Jacka Żalka i to parlamentarzysta był osobą, która ze swoim labradorem tam spacerowała.
Między sąsiadami nie doszło do polubownego załatwienia sprawy (chodziło o pokrycie kosztów leczenia weterynaryjnego, labrador miał ranę szarpaną boku). Ostatecznie zawiadomiona policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie. Obwiniła właściciela psa i posesji, że nie zachował zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia; grozi za to kara ograniczenia wolności, grzywny do 1 tys. zł albo kara nagany.
Obwiniony tłumaczył przed sądem pierwszej instancji, że była noc, a pies - który w ciągu dnia przebywa w kojcu - o tej porze pilnował posesji. Mężczyzna chciał oddalenia wniosku o ukaranie. Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał jednak jego winę, ale - biorąc pod uwagę okoliczności zdarzenia, w tym to, że labrador biegał po ulicy bez smyczy i nie był kontrolowany przez właściciela - odstąpił od wymierzenia kary i zwolnił obwinionego z kosztów sądowych.
Sąd uznał jednak, że właściciel psa przebywającego na posesji nie zachował zwykłych środków ostrożności, wymaganych w takiej sytuacji, czyli - w ocenie sądu - w nienależytym stopniu zabezpieczył swoje zwierzę, by wyeliminować potencjalne niebezpieczeństwo.
Samego parlamentarzysty minionej kadencji Jacka Żalka nie było w czwartek w sądzie. Stawił się obwiniony z obrońcą.
Mowa końcowa obrońcy właściciela posesji
Mec. Urszula Dubieniecka-Kiszło podkreślała w swoim wystąpieniu końcowym, że w Kodeksie wykroczeń mowa jest o sytuacji, w której nie zostały zachowane "zwykłe lub nakazane" środki ostrożności wymagane przy trzymaniu zwierzęcia, zwracała też uwagę, że przepisy gminy, na terenie której leży Niewodnica Korycka, nie wprowadzają dodatkowych, szczególnych norm.
Podkreślała - odwołując się do przepisów i doktryny - że zwykłe środki ostrożności przy trzymaniu zwierząt, to "podstawowe i powszechnie stosowane środki, które jest w stanie i powinna przedsięwziąć osoba, pod której pieczą znajduje się dane zwierzę". Przypominała, że pies obwinionego był trzymany na ogrodzonej posesji, zamykanej bramą. Odwołując się do nagrań monitoringu mówiła, że Jacek Żalek (ma w sprawie status oskarżyciela posiłkowego) nie kontrolował zachowania swojego psa na ulicy i był zajęty obsługą telefonu.
"Pies biegał luzem, wyłonił się nagle z ciemności, podbiegł do bramy, gdzie zainicjował zdarzenie z psem obwinionego" - mówiła mec. Dubieniecka-Kiszło. W jej ocenie, pies jej klienta zareagował instynktownie. "Czy można tutaj postawić zarzut niezachowania zwykłych środków ostrożności?" - pytała.
Mówiła, że posesja jest ogrodzona w sposób typowy, ma typową bramę, a pies na tej posesji nie wykazuje agresji; zwracała uwagę, że sąd pierwszej instancji ocenił, że właściciel powinien jednak dodatkowo zabezpieczyć bramę, by zwierzę nie mogło wysunąć pyska. "Ale to będą już nadzwyczajne środki ostrożności" - mówiła adwokat.
"Pan Jacek Żalek doskonale wiedział, że będzie przechodził obok tej bramy, znał psa pana obwinionego, ten pies nigdy nie był agresywny" - podkreślała. Dodała, że w tej sytuacji trudno założyć, że jej klient był zobligowany "do szczególnego zabezpieczenia bramy przed własnym psem".(PAP)
Autor: Robert Fiłończuk
mmi/