To już drugi dzień zamieszek. Interweniowała policja, która użyła pałek, gumowych kul i gazu łzawiącego. Co najmniej 12 osób zostało rannych, w tym dwóch policjantów - poinformowała delegatura rządu centralnego w Madrycie.
Najbardziej radykalni protestujący z zamaskowanymi twarzami odpalali race i petardy, rzucali kamieniami, butelkami i innymi przedmiotami, podpalali kosze na śmieci. W różnych częściach Madrytu widoczny był unoszący się dym. Jedna z głównych ulic - Gran Via, została zablokowana.
Największe zamieszki miały miejsce przed siedzibą socjalistycznej PSOE, która została otoczona kordonem policyjnym. Protestujący wykrzykiwali hasła przeciwko pełniącemu obowiązki premiera Pedro Sanchezowi.
Kilkaset osób usiłowało dostać się do siedziby Kongresu Deputowanych, przeszkodziła im policja.
Obecna na protestach rzecznik prawicowej partii Vox Pepa Millan podkreśliła, że jej ugrupowanie "przyszło manifestować pokojowo i nie popiera aktów przemocy".
Do mniejszych protestów doszło także przed siedzibami PSOE w innych miastach Hiszpanii - m.in. w Sewilli, Burgos, Barcelonie, Valladolid i Walencji.
Do protestów dochodzi podczas trwających negocjacji między socjalistyczną PSOE i nacjonalistyczną Junts per Catalunya na temat warunków poparcia dla trzeciego rządu pełniącego obowiązki premiera Pedro Sancheza.
Kontynuacja rządów lewicy zależy od siedmiu głosów JuntsxCat eurodeputowanego Carlesa Puigdemonta, oskarżonego w Hiszpanii o rebelię po zorganizowaniu nielegalnego referendum niepodległościowego w Katalonii w 2017 r. i od ponad pięciu lat znajdującego się na wygnaniu w Belgii.
Warunkiem wstępnym wyznaczonym przez niego dla poparcia gabinetu Pedro Sancheza jest amnestia, która miałaby objąć ponad 1400 osób - zarówno skazanych, jak i tych, przeciwko którym toczą się procesy karne za zorganizowanie nielegalnego referendum niepodległościowego.
Według prawicowej opozycji kraj znalazł się w rękach separatystów, których poparcie jest kluczowe dla kontynuacji rządów Pedro Sancheza.
Największa prawicowa PP wskazuje, że wcześniej Pedro Sanchez uznawał amnestię za niemożliwą, ale teraz zmienił zdanie, aby utrzymać się przy władzy. Ruch ten krytykują nawet znani działacze socjalistyczni, jak były premier Felipe Gonzalez czy były wicepremier Alfonso Guerra. (PAP)
Z Saragossy Grażyna Opińska
jc/