Pochodząca z Ukrainy 26-letnia zawodniczka we wrześniu ubiegłego roku jako pierwsza z Polek w tej dyscyplinie postarała się o prawo startu w Paryżu, zajmując w wadze 57 kg piąte miejsce w mistrzostwach świata. Od kilku dni Łysak (MKS Cement Gryf Chełm) ma już koleżankę w zapaśniczej kadrze, która także może być pewna występu w igrzyskach - to Wiktoria Chołuj (AKS Białogard) w kat. 68 kg.
"Cieszę się, że nie jestem jedyną w tej dyscyplinie Polką, która ma już zapewnioną kwalifikację olimpijską. Bardzo lubię Wiktorię. Jesteśmy najmłodsze w naszej kadrze" - przekazała Łysak.
Jak przyznała, że nie rozumie sportowców, dla których już sam start w igrzyskach jest spełnieniem marzeń. Według niej w tych kategoriach można rozmawiać dopiero po wywalczeniu medalu.
"Czasami robię wizualizację i widzę siebie na olimpijskim podium, i to na tym najwyższym stopniu" - podkreśliła.
Mieszkanka warszawskiego Tarchomina uważa, że w Paryżu do najgroźniejszych rywalek trzeba będzie zaliczyć Japonkę Tsugumi Sakurai, Mołdawiankę Anastasię Nichitę i Białorusinkę Irynę Kuraczkinę. Dwie pierwsze to finalistki ostatnich MŚ.
"Z Białorusinką w mistrzostwach świata wygrałam 10:0, ale to brązowa medalistka olimpijska z Tokio. Będzie z kim powalczyć..." - zauważyła.
Łysak do czerwca zna swój kalendarz startów. W tym terminie zaplanowane są zawody rankingowe, których wyniki przełożą się na rozstawienie. Ten przywilej będą mieć po cztery najlepsze zawodniczki w każdej wadze. Polka na razie w swojej kategorii jest trzecia.
Przyznaje, że zapasy teraz wypełniają niemal w stu procentach jej życie. Z mężem Romanem Pacurkowskim (rodzina ze strony jego ojca to Polacy - PAP) dopiero po siedmiu latach po ślubie wyjechali na pierwszy wspólny urlop. Jesienią byli w Egipcie.
"Mąż jest ze mną na każdych najważniejszych zawodach. Przykładowo podczas mistrzostw świata w Belgradzie praktycznie o nic nie musiałam się martwić. Mówił mi, jaką mam zrobić rozgrzewkę, bo świetnie wie, czego potrzebuję. Wie też, kiedy lepiej do mnie nie podchodzić, a innym razem, jak mnie zdopingować do jeszcze większego wysiłku" - tłumaczyła.
Anhelina jest wdzięczna Romanowi, że po powrocie z zawodów w domu tylko sporadycznie poruszany jest temat zapasów. Wieczorem lubią wspólnie obejrzeć dobry film. Mieszkają blisko Wisły, więc terenów do biegania i jazdy na hulajnodze im nie brakuje.
To właśnie Roman namówił ją do reprezentowania Polski. Poznali się 2017 roku w polskiej lidze. Najpierw spotykali się wyłącznie na zawodach, a potem Anhelina zaczęła do niego przyjeżdżać. Potem podjęła decyzje o przeprowadzce do Warszawy. Łysak ma polskie korzenie. Jej babcia Polka mieszka w małej miejscowości Sosniwka, pod Lwowem, niedaleko granicy.
"Babcia na Sylwestra przyjechała mnie odwiedzić. Ona nigdy nie była na zawodach, aby zobaczyć, jak walczę. Inaczej chyba by zwariowała. Bardzo się przejmuje moimi występami. Dzwonię do niej po pojedynkach. Mówię jak było - wygrałam czy przegrałam" - opisała relacje z najstarszym członkiem rodziny.
Łysak ze względu na trwającą wojnę w Ukrainie ma bardzo emocjonalny stosunek do sportowców z Rosji i Białorusi. Gdyby to od niej zależało, nie pozwoliłaby im na starty na arenie międzynarodowej. Podaje przykłady ukraińskich klubów, których hale po bombardowaniach zostały zrównane z ziemią.
"Jak to jest, że jedni mogą trenować w komfortowych warunków, a inni nie mają się gdzie podziać" - zaczęła głośno myśleć.
Traf chciał, że w lutym w mistrzostwach Europy najpierw trafiła na Rosjankę, którą pokonała w 30 sekund, a później walczyła z Białorusinką. Z tą drugą minimalnie przegrała.
"Mam do zawodniczek z tych krajów inne nastawienie. To wywołuje we mnie nawet agresję, choć wiem, że to może też zadziałać przeciwko mnie. Teraz, gdy walczę już pod flagą polską, to nie mogę nie podać im ręki po pojedynku" - przypomniała.
Łysak trenuje zapasy już 16 lat. Wywalczyła 13 medali mistrzostw Europy i mistrzostw świata w różnych kategoriach wiekowych. Pięć ostatnich zdobyła w biało-czerwonych barwach.(PAP)
Autor: Marek Skorupski
kgr/