Mariusz Marszałkowski/Instytut Jagielloński: Jak od 2004 roku zmieniła się Unia Europejska? Czy jest to ta sama organizacja pod względem wartości, siły oraz oddziaływania jak wtedy, kiedy dołączaliśmy do niej?
P. M. K.: Unia z 2019 roku w stosunku do tej z 2004 roku to w zasadzie dwa różne światy. Przez te piętnaście lat zaszły gigantyczne zmiany cywilizacyjne. Warto pamiętać, że w 2004 roku nie było np. smartfonów ani mediów społecznościowych. Nie było rozwiniętej cyfryzacji. Dzisiaj nikt sobie nie wyobraża funkcjonowania bez internetu, bez znajomości obsługi komputera, laptopa czy smartfona. Tu chyba najbardziej widać jak w 15 lat zmienił się świat. Skoro zmienił się świat, zmieniła się Polska, to oczywiste, że Unia również się zmieniła. Celowo użyłem porównania z 2019 rokiem, ponieważ pandemia, którą mamy w tym roku zmienia nasz świat jeszcze bardziej. Przyśpiesza pewne procesy. Nie wiemy dokąd nas to zaprowadzi. Będą zwycięzcy tych zmian, ale będą również przegrani. Unia Europejska przede wszystkim walczy dziś o jedność. Walczy o zachowanie wewnętrznej spójności. W 2004 roku Unia celebrowała kolejne rozszerzenia. Pan zapewne nawiązuje w pytaniu do słów premiera o tym, że UE jest teraz inną organizacją niż ta, do której wstępowaliśmy. Bez wątpienia tak jest, ale jest to proces naturalny. Unia Europejska to organizm żywy, który ewoluuje wraz z państwami członkowskimi i obywatelami. Ona zawsze dostosowuje się do zmieniających się warunków. A jest to wciąż silna i żywotna wspólnota. Wynika to z faktu, że mimo przeciwności losu i tak wielu wydarzeń w Europie wciąż tak wielu Europejczyków uważa, że nie dałoby sobie rady bez UE i gdyby jej nie było, to trzeba by ją na nowo wymyślić.
M.M.: Jaka jest pozycja Polski w tej Unii Europejskiej?
P. M. K.: Polska 2004 a Polska 2020 w Unii Europejskiej to dwie różne Polski. Podstawową rzeczą, która się zmieniła to fakt, że w ciągu tych 16 lat członkostwa w UE przeszliśmy olbrzymią ewolucję jako kraj i społeczeństwo. Wymienię trzy okresy. W pierwszym uczyliśmy się Unii. Polska uczyła się mechanizmów działania, struktur, obracania się wewnątrz tych nowych instytucji. A wyzwań było wiele, m.in. jak wydawać te wielkie pieniądze, które zaczęły napływać do Polski po 2006 roku (słynne „yes, yes, yes” premiera Marcinkiewicza). Potem przyszedł drugi etap naszego członkostwa, kiedy nauczyliśmy się czerpać korzyści z Unii Europejskiej i zaczęliśmy je czerpać garściami. Szybki wzrost gospodarczy towarzyszył nam do okresu kryzysu gospodarczego z lat 2009-2011, oraz po kryzysie. Dwa miliony Polaków wyjechało z kraju. Ten kryzys gospodarczy też zdemitologizował w naszych oczach „zachód Europy” jako krainę mlekiem i miodem płynącą. Te wcześniejsze zapowiedzi budowy „drugiej Irlandii”. Zaczęliśmy patrzeć na Unię bardziej realistycznie, bardziej świadomie. Mniej marzeń i aspiracji, pojawiło się za to więcej realnych celów, jak organizacja Euro 2012. Znaczna emigracja za Zachód odcisnęła swoje piętno na wizerunku Europy Zachodniej jako nieidealnej, normalnej, gdzie się żyje i ciężko pracuje. I często tęskni do domu.
Ten drugi etap trwał mniej więcej do 2015 roku, kiedy to w Polsce doszło do zmiany władzy, kiedy też zmieniła się Polska. Od tego momentu Polska zaczęła się oddalać od UE, zaczęliśmy się oddalać od centrum zarządzania Unią. Widać to choćby gdy spojrzymy na kierownictwo UE. Mieliśmy Polaka jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, mieliśmy Polaka jako przewodniczącego Rady Europejskiej, mieliśmy komisarzy, którzy dzierżyli ważne stanowiska z perspektywy zarzadzania Unią Europejską. Nie chodzi tutaj o dumę z rodaków, którzy odnieśli sukces – chodzi o to, że Polak na wysokim stanowisku to osoba, która rozumie polską wrażliwość o wiele lepiej niż polityk z innej części Unii. Polskie rozumienie Europy Wschodniej, kwestii energetycznych czy pozycji religii w życiu społecznym jest dla nas ważne.
Dzisiaj komisarz do spraw rolnych jest z boku centrum decyzyjnego Komisji Europejskiej. Mam wrażenie, jakby stał obok głównych wydarzeń, które zachodzą wewnątrz UE (pandemia, Zielony Ład, zmiany technologiczne). Polskie oddalanie się widać również w głosowaniach Rady UE. Coraz więcej głosowań (6,6% w okresie 2015-18) odbywało się z głosem Polski przeciwko reszcie Wspólnoty. To jest niepokojące. Obawiam się, czy Polska, aby nie wchodzi do korytarza na którego końcu widnieje napis „exit”.
M.M.: Jak wygląda pozycja UE na arenie międzynarodowej? Kiedyś Wspólnota Europejska była obiektem, który naśladowali inni. Jak to wygląda dziś?
P. M. K.: Jeżeli chodzi o popularność Unii Europejskiej to niewiele w tym zakresie się zmieniło. Unia nadal jest obiektem aspiracji innych. Widać to po dążeniach narodów bałkańskich, w tym Albanii, Macedonii Północnej czy Czarnogóry, a nawet Serbii. W tych regionach atrakcyjność UE nie zmalała. Niesamowicie było obserwować w Brukseli reakcje niektórych Europejczyków na entuzjazm pro-europejskich Ukraińców w czasach Majdanu, którzy z niedowierzaniem wpatrywali się w ekran telewizorów, na którym rozgrywały się wydarzenia z Kijowa.
To, co jest inne w przypadku państw Europy Wschodniej i Bałkanów od naszego, polskiego doświadczenia to fakt, że rozszerzenie jest teraz powolne. W zasadzie proces integracyjny jest wstrzymany, przez to długi czas oczekiwania na wejście do wspólnoty odbija się na pewne zmęczenie, np. Serbów. My jako Polska tego nie przechodziliśmy. Równie silnie do bycia w Unii aspirują również Ukraińcy, a ostatnio coraz głośniej o tym mówią Białorusini. Tak samo Gruzja. Nawet po brexicie popularność UE w Wielkiej Brytanii jest największa od wielu lat. Zatem integracja europejska nie straciła popularności poza UE i to się nie zmieni. Problemy są wewnątrz Wspólnoty.
M.M.: Przechodząc szerzej - do relacji transatlantyckich. Europa i USA zawsze były mentalnie blisko siebie. Od czasu II wojny światowej są to w zasadzie ciała nierozerwalne. Jednak ostatnio coś pęka w tych relacjach. Nie ma już takiego partnerstwa, jakie było kiedyś. Czy wina leży po stronie prezydenta Trumpa?
P. M. K.: Na erozję relacji transatlantyckich składa się kilka procesów, a prezydentura Donalda Trumpa nie jest głównym czynnikiem. Proces rozchodzenia nie zaczął się cztery lata temu, ale trwa już od dłuższego czasu. Wynika to z ewolucji relacji globalnych, a także zmian wewnętrznych w USA. Globalnie rośnie znaczenie Azji, czego przykładem jest ostatnie podpisanie umowy handlowej RCEP, pomiędzy państwami Azji w tym Chinami, Japonią, Australią i państwami ASEAN. Łączna gospodarka RCEP jest większa niż UE lub USA. Ale sojusze militarne Stanów Zjednoczonych w Azji Wschodniej są wciąż bardzo silne, a nowe umowy handlowe Unii Europejskiej z partnerami azjatyckimi pokazują, że blok RCEP nie będzie blokiem politycznym.
Zmiany globalne zachodzą równolegle z przemianami wewnętrznymi w samych USA. Słabnie dominująca pozycja wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, rośnie znaczenie stanów południowych, zwłaszcza Teksasu, Georgii i Florydy, których naturalnym oknem geograficznym i kulturowym jest Ameryka Łacińska. Rośnie znaczenie także zachodniego wybrzeża, a tam Kalifornii, Waszyngtonu i Oregonu, które orientują się na Azję. Ta wewnętrzna zmiana i przyśpieszająca dynamika zachodząca na świecie powodują, że w oczach amerykańskich Europa traci na znaczeniu i ważności. Dodatkowym elementem jest oczywiście izolacjonistyczna polityka Donalda Trumpa, który traktował świat zero- jedynkowo, a nie wielobiegunowo i wielowymiarowo. Był to pogląd bardzo hobbesowski, całkowicie nie do pogodzenia z perspektywą europejską. Unia nie wierzy i nie może wierzyć w świat ułożony podług Tomasza Hobbesa, ponieważ tak skonstruowany świat doprowadził do wybuchu drugiej wojny światowej.
Budowanie pokojowego świata to właśnie odejście od brutalnego nacjonalizmu. Trump przypomniał Europejczykom, dlaczego są zjednoczeni. To dlatego był tak niepopularny np. w Niemczech. Nigdy nie uwierzyliśmy jako Europejczycy w kierowanie się ideą America First. Do niczego konstruktywnego byśmy nie doszli stosując taką zasadę wobec wszystkich graczy na świecie. Idealną ilustracją tego jest dyskusja o zakupie szczepionek na COVID-19. Wiosną i latem była krótka dyskusja kto powinien te szczepionki kupować. Niemcy, Francja, Włochy, potężne kraje europejskie, byłyby w stanie spokojnie wynegocjować dla siebie preferencyjne warunki. Tylko, że znów Europejczycy mieliby wziąć udział w wyścigu szczurów. Wówczas do dyskusji włączyła się Komisja Europejska, która zaproponowała, że wynegocjuje i zakupi potrzebne szczepionki dla wszystkich państw unijnych tak, aby zapewnić równy dostęp do leku. Efekt jest taki, że szczepionki trafią do UE w pierwszej kolejności i mają być dystrybuowane według potrzeb w tym samym czasie. Kraje słabsze – o mniejszej zdolności negocjacyjnej – najprawdopodobniej poczekają kilka tygodni dłużej na dostawy. Nawet w Wielkiej Brytanii były obawy o to, czy UE nie wykupi wszystkich szczepionek przed rządem w Londynie.
M.M.: Czy prezydent Joe Biden odwróci ten trend erozji relacji między Europą a Stanami Zjednoczonymi?
P. M. K.: Tego długofalowego trendu nie zatrzyma. Prezydent Biden zatrzyma za to rosnący izolacjonizm. Chce powrotu do Porozumienia Paryskiego, Amerykanie zapewne wrócą do Światowej Organizacji Zdrowia i do UNESCO, z których wyszli w ostatnich latach. Z perspektywy europejskiej posiadanie partnera za Atlantykiem, który uznaje dyplomację jako narzędzie do rozmowy, jako sposób rozwiązywania problemów i sprostanie wspólnym wyzwaniom, jest czymś pożądanym. Z partnerem przewidywalnym i stabilnym można układać długofalowe relacje. Przewodniczący Charles Michel mówi o odnowie partnerstwa transatlantyckiego.
Ale nie możemy zapominać o tym pierwszym trendzie. Perspektywa pacyficzna jest coraz istotniejsza. Europejczycy także to czują, refleksja dotycząca europejsko-chińskich relacji się pogłębia. Ta relacja jest zdecydowanie niedoceniana np. w Polsce, a jest arcyważna w globalnym trójkącie, który tworzy się między Chinami, zjednoczoną Europą a Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście trójkąt ten ma różne wierzchołki i nierówne boki. Podmiotem tych relacji jest Unia Europejska, nie Niemcy, nie Francja, nie poszczególne państwa europejskie. Pokazuje to też obecna sytuacja Wielkiej Brytanii, która gdzieś zostaje z boku tej układanki pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Europą. Miejmy nadzieję, że Zjednoczone Królestwo będzie „nowym magnesem” w relacjach transatlantyckich. Trójkąt amerykańsko-europejsko-chiński zapewne przez dekady będzie definiował relacje ogólnoświatowe.
Widać, że każdy z jego „wierzchołków" ma problem z introwertycznością i nacjonalizmem. Hasło „America First” w pewnej wersji jest obecne także w Chinach, które miotają się pomiędzy multilateralizmem, szanowaniem relacji dyplomatycznych (katastrofy dyplomatyczne i wizerunkowe Chińczyków w ostatnich miesiącach, m.in. we Francji i Szwecji) i prowadzeniem relacji międzynarodowych z własnym podejściem w stylu China First. Na szczęście dla Europy i dobrych relacji transatlantyckich, w ostatnich wyborach w USA wygrał pogląd współpracy, bo tylko poprzez dobrą współpracę amerykańsko-europejską można osiągnąć wiele dobrego w tym szybko zmieniającym się świecie.
Piotr Maciej Kaczyński, senior fellow w Centrum Stosunków Międzynarodowych (CSM) w Warszawie oraz publicysta i szkoleniowiec z zakresu integracji europejskiej. Przeszkolił ponad 1.200 pracowników instytucji UE z unijnego procesu decyzyjnego jako wykładowca zewnętrzny Europejskiego Instytutu Administracji Publicznej (EIPA) w Maastricht. Szkoli także przedstawicieli biznesu jak efektywnie dbać o własne interesy w UE, a także organizacje polityczne i pozarządowe. Publikuje m.in. w Onet.pl, Gazecie Wyborczej, Rzeczpospolitej, Euractiv.com oraz the BalkanInsight. Jest członkiem prestiżowego zespołu ekspertów Team Europe przy Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Polsce. Twitter: https://twitter.com/pm_kaczynski Facebook: http://fb.com/StanUnii
Źródło informacji: Instytut Jagielloński
Źródło informacji: Instytut Jagielloński