Dotąd zużyto setki tysięcy łopat turbin wiatrowych, nie wiadomo jednak, co z nimi zrobić. Nierzadko dłuższe od skrzydeł samolotu części wiatraka zbudowane są z włókna szklanego, wzmocnionego żywicą epoksydową i drewnem balsa. Dzięki temu wiatraki wytrzymują nawet najgorsze warunki pogodowe, jak huragany, ale z tego samego powodu są niezwykle trudne do utylizacji. Żeby pociąć je na mniejsze fragmenty i wywieźć z farmy potrzebna jest piła przemysłowa z diamentowym ostrzem, a i tak później trudno je przetworzyć. W rezultacie więc łopaty lądują na wysypiskach.
Większość firm szuka sposobu na ich recykling, ale nie jest to łatwe. Jak donosi Bloomberg, w Unii Europejskiej, gdzie regulacje dotyczące tego, co może trafiać na wysypisko, są bardzo surowe, próbuje się spalać niektóre śmigła w piecach cementowych lub elektrowniach. Niestety pochłania to dużo energii, a włókno szklane emituje zanieczyszczenia. Jest to więc wątpliwa metoda, tym bardziej, że UE chce osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r.
Amerykański start-up Global Fiberglass Solutions ogłosił niedawno, że opracował metodę łamania łopat i sprasowywania ich tak, żeby mogły być wykorzystywane np. jako materiały budowlane. Technika ta wciąż jednak jest na etapie testów.
Co ciekawe, 85 proc. elementów turbin wiatrowych nadaje się do recyklingu. Stal, miedź, części elektroniczne i silnika mogą zostać przetworzone i użyte na nowo. Największe problemy stwarza włókno szklane, czyli podstawowy komponent łopat.
Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych przez kolejne cztery lata wymienione zostaną 32 tys. starzejących się śmigieł - 8 tys. co roku. W Europie co roku wymienia się ok. 3800 łopat. Ta liczba ma jeszcze wzrosnąć, bo większość wiatraków zbudowana została ponad dekadę temu.(PAP)
jowi/ malk/