Jak poinformował Durov, Apple chce zmusić Telegrama do zamknięcia trzech kanałów wykorzystywanych przez uczestników protestów na Białorusi, gdzie ci m.in. identyfikują osoby współpracujące z reżimem Alaksandra Łukaszenki. Koncern zarządzany przez Tima Cooka tłumaczy swoją decyzję tym, że ujawnienie tożsamości współpracowników białoruskich służb może sprowokować akty przemocy.
Telegram tłumaczy, że chciałby utrzymać kanały, bo są one jednym z narzędzi umożliwiających komunikację między protestującymi. Firma przekazała zaraem, że musi się dostosować do żądań koncernu z Cupertino, ponieważ komunikator udostępniany jest za pośrednictwem scentralizowanej platformy z oprogramowaniem na system iOS, jaką jest należący do Apple'a App Store.
"Myślę, że sytuacja nie jest czarno-biała i wolelibyśmy, żeby te kanały mogły działać dalej, jednak Apple nie daje wielkiego wyboru aplikacjom takim jak Telegram" - napisał w oświadczeniu Durov.
Według twórcy komunikatora żądanie Apple'a wyraźnie pokazuje problemy, jakie pojawiają się wraz ze zmonopolizowaniem rynku przez scentralizowane sklepy z aplikacjami online.
"Niestety, podejrzewam, że kanały wykorzystywane przez białoruskich opozycjonistów zostaną zablokowane na urządzeniach z systemem iOS. Mam nadzieję, że pozostaną dostępne za pośrednictwem innych platform. Niestety Apple zabrania nam, czyli deweloperom, nawet informować użytkowników o tym, że wybrane treści zostały przed nimi ukryte - dodał Durov.
Amerykański koncern Apple już wcześniej podejmował działania podobnego rodzaju, m.in. względem aplikacji wykorzystywanych przez uczestników demonstracji w Hongkongu do dzielenia się informacjami o policyjnych patrolach. (PAP)
jowi/ mk/