10 lat temu zmarł aktor i reżyser Szymon Szurmiej - żydowski Król Lear

2024-07-16 08:33 aktualizacja: 2024-07-16, 14:02
Szymon Szurmiej. Fot. PAP/JACEK TURCZYK
Szymon Szurmiej. Fot. PAP/JACEK TURCZYK
16 lipca 2014 roku zmarł Szymon Szurmiej, reżyser, wieloletni dyrektor Teatru Żydowskiego w Warszawie; ostatni polski aktor grający w języku jidysz. Jego niespełnionym marzeniem była tytułowa rola w „Królu Learze” Wiliama Szekspira.

„Chciał zagrać Szekspirowskiego króla Leara. Być może dlatego, że w tej roli – mężczyzny złamanego przez życie, opuszczonego przez najbliższych, który utracił już nadzieję – ujawnia się niezwykła tęsknota za ładem moralnym. A jednocześnie – jak okrutny żart losu – bezradność i omylność człowieka, który nie potrafi odróżnić monety dobrej od złej, prawdy od fałszu, miłości od jej pozoru” – napisał Tomasz Miłkowski w artykule „Spadkobierca kultury polskiej i żydowskiej” („Przegląd”, 2014). „Apetytu na tę rolę narobili mu Amerykanie” – dodał.

W 1986 r. w Nowym Jorku warszawski Teatr Żydowski pokazał „Świat moich marzeń” Szymona Szurmieja w jego reżyserii. Obejrzawszy spektakl Joseph Paap, amerykański reżyser i producent, zaproponował Szurmiejowi występ w roli Leara na Broadwayu – miał mówić w jidysz, pozostali aktorzy po angielsku. Propozycja była tak zaskakująca, że Szurmiej długo się wahał. Kiedy wreszcie – po rozważeniu wszelkich „za i przeciw” – podjął decyzję na „tak - Paap zmarł 31 października 1991 roku.

„Tak naprawdę Szymon Szurmiej zagrał Leara” – napisał Miłkowski, przypominając rolę Mendla Krzyka w „Zmierzchu” Izaaka Babla wyreżyserowanym w Teatrze Żydowskim (1976). „Wbrew swojej fizyczności, niejako pod prąd naturalnym predyspozycjom. Ale okazało się, że była to rola jakby specjalnie dla niego napisana, że sprostał zadaniu ukazania witalnego, silnego mężczyzny, którego łamie życie” - wyjaśnił. „Grał upadłego króla Leara żydowskiego przedmieścia” – napisał wówczas krytyk August Grodzicki.

Szymon Szurmiej urodził się 18 czerwca 1923 roku w Łucku. Jego matką była Żydówka Ryfka Biterman, ojciec Jan - Polakiem. „Wychowywał go w duchu katolickim. Rokrocznie szedł z synem na pasterkę” – napisał Ryszard Bender w artykule pt. „Szymon Szurmiej - polski Żyd. Wspomnienie” („Najwyższy czas”, 2015).

„Ja jestem kundlem” – powiedział Szurmiej Katarzynie Michalik-Jaworskiej przy okazji swoich 90. urodzin. „Ojciec Polak, matka Żydówka, zamordowana właśnie na Wołyniu” – dodał.

Po wybuchu II wojny światowej Łuck znalazł się pod sowiecką okupacją. „Wojna niemiecko-rosyjska spowodowała, że został zesłany do obozu pracy na Kołymie, a po trzech latach na dalsze zesłanie do Dżambułu. Na zesłaniu stawiał swoje pierwsze kroki na scenie ucząc się w Studiu Aktorskim przy teatrze w Ałma-Acie oraz występując na deskach tego teatru” – czytamy na stronie Teatru Żydowskiego w Warszawie.

Sam Szurmiej szerzej - bardzo plastycznie, dokładnie i dosadniej opisał realia wpadki i zsyłki Krystynie Gucewicz w książce pt. „Szymon Szurmiej” (PIW, 2007).

Do Polski wrócił w 1946 roku. W latach 1952-55 współpracował z Teatrem Polskim we Wrocławiu jako asystent Wilama Horzycy, aktor i reżyser. Przez kolejny sezon kierował Teatrem Ziemi Opolskiej oraz Dolnośląskim Teatrem Powszechnym we Wrocławiu.

„Początki były bardzo obiecujące. Krytyka życzliwie przyjęła jego reżyserię legendarnej tragedii Szekspira "Romeo i Julia" z niedościgłym w rolach romantycznych Stanisławem Jasiukiewiczem. Inscenizował też arcypolski poemat Adama Mickiewicza "Konrad Wallenrod", a na Górze Św. Anny – ba! – "Potop". Wystawiał Szekspirowską "Miarkę za miarkę" i "Śmierć komiwojażera" Arthura Millera” – przypomniał Tomasz Miłkowski. „Nic nie zapowiadało, że osiądzie na stałe w Teatrze Żydowskim” - dodał.

Z Państwowym Teatrem Żydowskim im. Estery Rachel Kamińskiej, którym kierowała Ida Kamińska współpracował jako aktor. „Szurmiej znał jidysz, a właśnie w tym języku tworzono tu przedstawienia. Znajomość języka wyniósł z domu – syn Polaka i Żydówki uznał się za spadkobiercę obu kultur i obie zawsze pielęgnował. Zresztą, jak podkreślał, kultury te splatały się ze sobą tak głęboko, że tylko głupiec tego nie dostrzega” – napisał Miłkowski.

W 1967 roku udał się z teatrem Kamińskiej na tournée do USA. „Graliśmy na Broadwayu, przy 46 ulicy, w samym środeczku Nowego Jorku, w dystrykcie teatralnym, nie gdzieś na obrzeżach” – powiedział Szurmiej Krystynie Gucewicz. „Tryumf, stosy recenzji, legenda jedynego na świecie teatru żydowskiego i wielkiej aktorki. I nagle przychodzi telegram: przerwać występy. Po prostu: przerwać i już. Dyspozycja z Polski dostarczona przez ambasadę, bo rozpoczęła się wojna izraelsko-egipska. Dotknięcie polityki” – opowiadał. „Wracaliśmy, jak się okazało, do innego kraju” – ocenił Szurmiej.

Wedle jego relacji, Ida Kamińska - którą do pozostania miał nakłaniać m.in. ówczesny minister kultury Józef Tejchma - długo wahała się, czy wyjechać z tego „innego kraju”. „Powiedziałem jej: - Nie wolno jechać - podkreślił”. „Wyjechała. Wielka Ida Kamińska nigdy nie odnalazła się tam. Ale jeszcze do nas przyjechała. Nie powróciła. Przyjechała” – dodał.

Rok 1968, zdaniem Szurmieja, „był paskudną plamą, to była katastrofa nie tylko dla Teatru Żydowskiego”. „Jeśli zdejmowało się za pochodzenie faceta w UB czy jakiegoś partyjnego sekretarza, to nic nie bolało, służę uprzejmie” – mówił. „Ale jeżeli wygnani zostali uczeni, lekarze, pisarze, sklepikarze – to hańba” -podkreślił.

„Wyjazd Idy Kamińskiej pociągnął za sobą dużą część zespołu. I gdyby ten teatr wówczas zniknął, nie został uratowany, to byłaby największa katastrofa dla jednego i drugiego narodu” – ocenił Szurmiej.

1 września 1969 roku został dyrektorem Teatru Żydowskiego. „Wzywa mnie Tejchma. – Szymon, musisz ratować” – mówił Szurmiej Krystynie Gucewicz.

„Wyrosłem na Wołyniu, w wielokulturowym tyglu. Znam język rosyjski, ukraiński, polski, żydowski i niemiecki. Te języki zmieniały się tam w rozmowie co 15 minut, w zależności od tego, z kim się rozmawiało. Wszyscy tam się szanowali, dbali o swoje święta” – opowiadał. „Ta wielokulturowość, w której wyrosłem, nie była bez znaczenia dla decyzji o zostaniu dyrektorem Żydowskiego” - dodał.

Decyzja nie spotkała się ze zrozumieniem środowiska - raczej z ostracyzmem. Uważano, że skorzystał z okazji. „Teatr Żydowski miał przez ostatnie 40 lat opinię teatralnego skansenu, w którym grają półamatorzy. Dużo w tym winy jego wieloletniego dyrektora Szymona Szurmieja. Gdy w 1968 roku antysemicka nagonka wygoniła z kraju większość ocalałych z wojny polskich Żydów (w tym szefową Teatru Żydowskiego Idę Kamińską), zostało wszystkiego pięciu aktorów” - napisał Jacek Tomczuk w artykule „Aktorzy z getta” („Newsweek”, 2006).

„Musieli grać wszyscy, którzy znali jidysz: maszynista, księgowy, inspicjent… Nowy dyrektor jeździł po Polsce i zbierał amatorów, dla których założył przy teatrze studium aktorskie” - dodał.

„W drugiej połowie lat 70. teatr przestał mu wystarczać, zabrał się za politykę. Stał się dyżurnym polskim Żydem - wspomina jeden z aktorów. Szurmiej zasiadał w Patriotycznym Ruchu Odrodzenia Narodowego, Komitecie Centralnym PZPR, został posłem na Sejm” - przypomniał Jacek Tomczuk.

W 1975 roku Szymon Szurmiej zaprosił Idę Kamińską na obchody 50. rocznicy śmierci jej matki i założycielki Teatru Żydowskiego, Estery Racheli Kamińskiej. Przyjechała i ze sceny – jak relacjonuje Szurmiej – powiedziała: „drodzy warszawiacy. Ja wyjechałam, inni zostali, nie wiem kto miał rację”. A na widowni siedzieli ci, „którzy nie wyjechali” - wspominał. „Siedzą i bardzo nie lubią Szurmieja, bo on nie wyjechał” – mówił Szurmiej Gucewicz. „Powiem ci. Wielu z tych, którzy zostali nie miało w marcu nic wspólnego z kulturą żydowską. Oni poczuli się Żydami dopiero, gdy inni wyjechali, a ich samych zdjęto ze stanowisk” – wyjaśnił.

Przez 45 lat – aż do śmierci - dyrektorował Teatrowi Żydowskiemu w Warszawie. Wyreżyserował prawie całą klasykę żydowską: Szymona Anskiego, Icchaka Lejba Pereca, Szolem Alejchema, Abrahama Goldfadena. Zrealizował ponad 50 przedstawień teatralnych, m.in.: „Bóg, człowiek i diabeł”, „Wśród walących się ścian”, „Dybuk”, „W nocy na starym rynku”, „Śmierć komiwojażera”, „Gwiazdy na dachu”, „Błądzące gwiazdy”, „…i stał się cud”, „Żyć, nie umierać!” i „Bonjour Monsieur Chagall”. Ostatnią wyreżyserowaną przezeń sztuką było „Pół żartem, pół serio”.

Jako charakterystyczny aktor, przeplatający dramatyczną ekspresję i liryzm z poczuciem humoru, wystąpił w: „Błądzących gwiazdach” Szołema Alejchema, „Dybuku” Szymona An-skiego i w „Zmierzchu” Izaaka Babla. Po jego śmierci aktor Henryk Rajfer, od lat 70. związany z Teatrem Żydowskim w Warszawie, ocenił, że był ostatnim aktorem, który mógł grać w języku żydowskim.

„Holokaust sprawił, że największe skupisko Żydów w Europie stało się największym żydowskim cmentarzem świata. Ale nie zabił pamięci. I my, jako polski teatr żydowski, do niedawna jedyny na świecie, który gra w jidysz, to małe światełko wielkiej kultury nieśliśmy i niesiemy. Przeciw ksenofobii, nietolerancji, zapędom antysemickim, przeciw złu w człowieku" - mówił Szurmiej.

„Jeździliśmy po świecie jako propagandowa wizytówka, że w Polsce nie ma antysemityzmu. A z drugiej strony, gdyby nie Szurmiej, tego teatru w ogóle by nie było; nikt w Polsce nie grałby żydowskiej klasyki w jidysz” - Jacek Tomczuk zacytował „wieloletniego aktora” Teatru Żydowskiego.

„Pozycja Żydów polskich utrwalała się w ciągu stuleci i nie osłabiała jej ani bieda, ani nędza” – napisał Adolf Rudnicki w książce „Teatr zawsze grany” (1987). „Od stuleci świat sprowadzał z Polski rabinów, filozofów, kaznodziejów, kantorów. Prawdziwe żydostwo żyło w Polsce. Polska była jego Ziemią Obiecaną. Wszystko to zabił hitleryzm” – dodał.

„Węgierscy Żydzi byli Żydami w sensie religijnym, a my byliśmy mniejszością narodową. Ukraińcy mieli Ukrainę, Rosjanie miel Rosję, Białorusini Białoruś, a Żydzi w Polsce nie mieli nic. Wtedy jeszcze nie było Izraela i cały ładunek ojczyźniany, patriotyczny należał się matce Polsce, czasami macosze, ale matce” - mówił Szymon Szurmiej. „Nie oderwiemy Tuwima, Leśmiana, Słonimskiego od polskiej kultury” - podkreślił. „Z drugiej strony, pomimo odrębności języka cała kultura żydowska była zawsze nasycona polskością. Dał temu wyraz Singer (Izaak, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1978 roku - PAP) – mieszka w Stanach Zjednoczonych tyle lat, a tak naprawdę siedzi w Polsce, on nawet stąd nie wyjechał w ogóle” – ocenił w rozmowie Z Krystyną Gucewicz.

Szymon Szurmiej zagrał także w wielu filmach - m.in.: „Austerii”, „Śmierci prezydenta” , „Mrzonce”, „Moja wojna, moja miłość”, „Wichry wojny” i serialu „Janosik”. Zmarł 16 lipca 2014 roku w wieku 91 lat. Jest pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie. (PAP)

Paweł Tomczyk

ał/