Kiedy Adam Hanuszkiewicz skończył 50 lat, 25-letni wówczas Marcin Sławiński zapytał go: jak to jest, gdy ma się 50 lat?
„Gdyby dzisiaj przyszedł twój ojciec pokazał twoją metrykę: popatrz, myśmy cię okłamali; w rzeczywistości masz pięćdziesiąt lat… Co byś wtedy zrobił? - odpowiedział dyrektor młodemu aktorowi Teatru Narodowego. „Chyba bym się zdziwił!” - odparł zaskoczony Sławiński. „Ja też jestem zdziwiony” – wyjaśnił Hanuszkiewicz.
Zdarzenie to przypomniał w książce „Kobieto! Boski Diable” (2012) Renaty Dymnej i Janusza B. Roszkowskiego.
„„Nie pamiętam tej rozmowy, ale dziś świetnie Hanuszkiewicza rozumiem” – mówi PAP reżyser Marcin Sławiński, który zadebiutował 11 stycznia 1973 r. rolą Hajmona w „Antygonie”, wystawionej przez Hanuszkiewicza w warszawskim Teatrze Małym. „To było ważne przedstawienie - bynajmniej nie teatr antyczny. W interpretacji Hanuszkiewicza tekst Sofoklesa brzmiał współcześnie, dotykał rzeczywistości tu i teraz” – ocenia Sławiński. „Antygona” zainaugurowała działalność Teatru Małego, sceny Teatru Narodowego. „Teatr Mały ze sceną otoczoną widownią w podziemiu domu towarowego wymyślił i zorganizował właśnie Hanuszkiewicz. I był to jeden z wielu takich oryginalnych, nowatorskich pomysłów pana Adama. On był prekursorem tego co dziś, po wielu latach, dzieje się w teatrze” – podkreśla Marcin Sławiński.
„Przedstawienie Hanuszkiewicza nie było przecież o Atenach V wieku p. n. e., lecz chodziło w nim właśnie o to, o uczucia i ich konflikt z innymi racjami, o klęskę, jaką ponoszą tak bezwzględni Stróże prawa, jak i ci, którzy je kwestionują w imię innych racji” - napisał historyk starożytności, prof. Włodzimierz Lengauer w „Adama Hanuszkiewicza Teatr Mały” („Teatr”, 2001). „Był to teatr, który nauczał” – dodał.
„To najpiękniejsza inscenizacja tego dramatu, jaką widziałem, ale mocno nakierowana na racje Kreona, wyraziciela tragizmu decyzji nieuchronnych, nawet jeśli niepopularnych” – ocenił Piotr Zaremba („Teologia Polityczna”, 2108). „Hanuszkiewicz lubił wtedy takie gry: romantyczny ‘Kordian’ był u niego potwierdzeniem racji pragmatycznego starca Prezesa przeciw racjom rozwichrzonej młodości. W jego ‘Antygonie’ też było coś z tego ducha. Niektórzy twierdzili, że po wygnaniu z Narodowego Dejmka, jego następca Hanuszkiewicz prowadził w ten sposób grę z władzą czy wręcz się usprawiedliwiał. Ale może i tak myślał. Kreona, brutalnego, ale naznaczonego tragizmem, zagrał sam” – napisał Zaremba.
Adam Hanuszkiewicz urodził się 16 czerwca 1924 r. we Lwowie – co w przyszłości stało się dlań swoistym przekleństwem. Kilka razy podczas teatralnych wojaży w Związku Sowieckim bywał przez gospodarzy przedstawiany jako „rodak” – urodzony wszak w Sojuzie.
Okupację spędził we Lwowie, ale nie działał w podziemiu. „Wydawało mi się, że nie będę w stanie zastrzelić człowieka” - mówił Romanowi Pawłowskiemu w wywiadzie zatytułowanym „Będzie nudno w teatrze” („Duży Format”, 2002). „Nawet takiego, którego trzeba będzie zastrzelić” - dodał.
Po ponownym wejściu Sowietów do Lwowa w 1944 r. rodzina przeniosła się do Rzeszowa. Adam Hanuszkiewicz zgłosił się do wojskowego teatru, by – za poradą wuja muzyka - uniknąć poboru na front.
23 kwietnia 1945 r. zadebiutował na rzeszowskim teatrze jako Wacław w „Zemście” Aleksandra Fredry w reżyserii Stefanii Domańskiej – Papkinem był Kazimierz Dejmek, a sam teatr jeszcze dwa miesiące wcześniej nazywał się „Narodowy”.
Próbę generalną obejrzała Wanda Siemaszkowa, obecna patronka rzeszowskiej sceny – i zarekomendowała obu młodzieńców Karolowi Fryczowi, dyrektorowi krakowskiego Teatru im. Słowackiego. Dejmek Fryczowi nie przypadł do gustu, Hanuszkiewicz tak. Angaż uniemożliwił brak mieszkania w Krakowie.
W 1946 r. obaj trafili do Jeleniej Góry. Obaj też 22 czerwca tegoż roku stanęli przed Państwową Centralną Komisją Egzaminacyjną przy Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Łodzi - pomyślnie zdali egzamin. Nie zaprzyjaźnili się.
„On zawsze uważał mnie za idiotę, za antytalent, niepoważnego faceta. A ja go szanowałem. Imponował mi towarzyską brutalnością” – opowiadał Hanuszkiewicz Pawłowskiemu.
Wówczas ich drogi się rozeszły - Dejmka przyjął Leon Schiller do Teatru Wojska Polskiego w Łodzi, a Hanuszkiewicz trafił do zespołu Juliusza Osterwy w Teatrze Dramatycznym w Krakowie, w którym występował do 1949 r. Kolejny sezon spędził w Teatrze Rozmaitości w Warszawie, później przeniósł się do poznańskiego Teatru Polskiego, gdzie w 1951 r. wyreżyserował swój pierwszy spektakl – „Niespokojną starość” Leonida Rachmanowa.
„Przyszedł miesiąc przyjaźni polsko-radzieckiej i trzeba było coś wystawić. Miał to robić Żytecki, reżyser z Katowic, ale zachorował i nie przyjechał. Dyrektor Woźnik mówi: wyleją mnie z teatru. Mówię: ja to panu wyreżyseruję. Pan umie reżyserować? Umiem. A co pan dotąd wyreżyserował? Nic” – opowiadał Hanuszkiewicz. „Niech pan reżyseruje, mnie i tak nic nie uratuje. Na premierze Przystański, grający głównego bohatera, zamiast ‘towarzysz Lenin’ powiedział ‘towarzysz Stalin’. Splunął głośno, powiedział: ‘co mówię?! towarzysz Lenin!’” – wspominał. „Piętnastominutowa owacja na stojąco” - podkreślił.
W 1955 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie współtworzył Teatr Telewizji.Zaprosił go Jan Marcin Szancer, pierwszy kierownik artystyczny Telewizji Polskiej: panie Hanuszkiewicz, pan ma talent, ile pan za to chce?
„Raz w życiu ktoś mi to wprost wyznał. Zawsze słyszę: nie można panu odmówić talentu. Pytam wtedy: a dlaczego odmówić?!” - opowiadał Hanuszkiewicz.
W latach 1957–63 był dyrektorem artystycznym i głównym reżyserem Teatru Telewizji. Równocześnie od 1956 do 1968 r. kierował stołecznym Teatrem Powszechnym.
„Z aktorstwa i reżyserii zdawałem egzamin eksternistyczny” - mówił Hanuszkiewicz Annie Retmaniak w Polskim Radiu (1970). „W związku z tym przyzwyczaiłem się do tego, że się uczę. Studenci na ogół uczą się do dyplomu, a potem niestety przestają się uczyć. Ja się uczę do dziś. Myślę, że to zdrowa postawa” – dodał. Zastrzegł jednak, że „reżyserii nie można się nauczyć”. „To za każdym razem jest oparte na wyobraźni, na skojarzeniach, na samotności” – wyjaśnił. „I co najtrudniejsze, nie można korzystać z dorobku. Dlatego, że każde przedstawienie powinno być na innej zasadzie zrobione po to, żeby było żywe, żeby było zaskakujące, żeby było przekonujące. A jak się korzysta w sztuce z własnego doświadczenia, to znaczy, że się powtarza. A każda kopia jest martwa” – ocenił.
„Jeśli chodzi o reżyserię teatralną dużo mu zawdzięczam. Jako trochę przekorny młody człowiek nie wszystko co robił przyjmowałem wówczas bezkrytycznie, ale do dziś pamiętam jak zachwycałem się jego pomysłami. I uważam za cenne, że ten 'nowoczesny' twórca wymagał od aktorów warsztatu, operowania słowem, mówienia wiersza na scenie. Był w tej dziedzinie - paradoksalnie - tradycjonalistą” – mówi PAP Marcin Sławiński, który w Teatrze Narodowym Hanuszkiewicza przepracował 10 lat. „Żartowaliśmy, młodzi aktorzy, z jego śmiesznostek – ‘zaczynamy próbę, światła na mnie!’, ale z drugiej strony ceniliśmy sobie bardzo jego partnerskie podejście, życzliwość i nieudawaną przyjaźń” – podkreśla.
„Jest wielu aktorów, którzy Hanuszkiewiczowi zawdzięczają bardzo wiele, by nie powiedzieć, że niemal wszystko” – powiedziała Rafałowi Dajborowi Zofia Kucówna („Stolica”, 2014), wymieniając Annę Chodakowską, Bożenę Dykiel, Wiktora Zborowskiego i Krzysztofa Kolbergera. „Wreszcie Daniel Olbrychski - przez Wajdę ‘wychowany’ na znakomitego aktora filmowego, a przez Hanuszkiewicza właśnie na aktora teatralnego” - przypomniała.
„Rzeczywiście, miałem to wielkie szczęście trafić na dwóch największych mistrzów” – mówi PAP Daniel Olbrychski. „Andrzeja, który swoimi filmami pokazywał Polskę światu i Adama, twórcę przedstawień klasyki polskiej, a także światowej, jakiego nie było wcześniej w dziejach polskiego teatru. Jestem pewien, że w ponad już dwustuletniej historii Teatru Narodowego Adam Hanuszkiewicz był najważniejszym jego dyrektorem i reżyserem” - podkreśla.
Szefem narodowej sceny Hanuszkiewicz został po zdjęciu przez władze najpierw „Dziadów” z afisza, a potem Dejmka ze stanowiska dyrektora.
„Jurek Sito, antykomunista, mój kierownik literacki, mnie przekonał” – mówił Hanuszkiewicz Pawłowskiemu. „Powiedział mi, że jeśli nie wezmę ja, to wejdzie moczarowiec Kanicki, ten od ‘Dziś do ciebie przyjść nie mogę’. I że to wzięcie jest moim obywatelskim obowiązkiem” - dodał. „Ale decyzja była moja. Wziąłem ten teatr na swoją wyłącznie odpowiedzialność” – podkreślił Hanuszkiewicz.
„Zarzucano mu przyjęcie dyrekcji Narodowego po Dejmku, ale także wpisywanie się w antysemickie nastroje panujące w schyłkowym okresie rządków Gomułki, gdy ministrem spraw wewnętrznych był Mieczysław Moczar” – przypomniał Krzysztof Tomasik („Krytyka Polityczna”, 2016).
13 stycznia 1967 roku, Hanuszkiewicz wystawił w Teatrze Powszechnym „Pana Wokulskiego”, który – według Ryszarda Marka Grońskiego – okazał się przepustką na narodową scenę.
„Czy da się pozytywistyczne czytadło zamienić w aktualną agitkę? Artysta i to potrafi” – pisał Groński w „Puszce z Pandorą” (1991) o fabule spektaklu, która „skoncentrowała się wokół kombinacji gromady parszywców w chałatach i tużurkach, którzy obsiedli poczciwego polskiego kupca”. „Na tle grandy z Nalewek jaśniały cnoty prawdziwych Polaków; roztaczała wdzięk Zofia Kucówna, grająca pannę Wąsowską” – opisywał Groński.
Wątek „moczarowski” pojawia się także w powieści kryminalnej pt. „Balladyna superstar – git czytanka z momentami” autorstwa Janusza Płońskiego i Macieja Rybińskiego, późniejszych twórców scenariusza „Alternatywy 4”. Działaniom dyrektora stołecznego teatru Tadeusza Marii Parnaszewskiego, który przygotowuje „Balladynę” rozgrywającą się na stacji kosmicznej, kibicuje kierownik miejskiego wydziału kultury Januszewski, chodzący na co dzień w oficerkach i szpicrutą w dłoni. Książka napisana w dwa tygodnie w 1986 r. ukazała się po ośmiu latach w 1984. Był to jednak – jak mówi PAP Janusz Płoński - „raczej normalny wówczas tryb wydawniczy, a nie sabotowanie druku przez komunistyczne władze chroniące Hanuszkiewicza”.
Hanuszkiewicz kilkakrotnie wspominał, że proponował Dejmkowi pozostanie w teatrze w charakterze reżysera. „W Warszawie głośno o Twoim powrocie do Narodowego od 1 stycznia. Wszyscy oczywiście do mnie, czy to prawda” – pisał w liście do Kazimierza Dejmka (cytowanym przez Magdalenę Raszewską w „Dejmku”) – 19 listopada 1971 r. Stanisław Zaczyk. „Ostatnio na próbie w TV Jan Bratkowski, z którym aktualnie pracuję, po postawieniu mi również tego pytania i otrzymanej odpowiedzi jak wyżej wygłosił dłuższą mowę o tym, jak to odbędzie się odejście AH [Adama Hanuszkiewicza]. Według niego sam AH głośno i powszechnie wyzna, że on oddaje Dejmkowi jego teatr. I zrobi to w takim samym stylu, jak jego inscenizacje i jego kabotyński styl bycia teatralnego na co dzień. Ale mówi się o tym aż za wiele i za głośno” – relacjonował Zaczyk. „A w ogóle – to według mnie – jest w całej teatralnej atmosferze Warszawy jakaś dziwna cisza, jakieś oczekiwanie” – oceniał.
Oczekiwanie było bezowocne jak się okazało – Adam Hanuszkiewicz kierował sceną narodową do końca 1982 roku. „Sięgał przede wszystkim do klasyki polskiej, deklarując ambicję jej współczesnego odczytania, co w inscenizatorskiej praktyce oznaczało daleko idące ingerencje w materię tekstu” – napisała Barbara Osterloff w Encyklopedii Teatru Polskiego (2016). „Powtarzał, że ‘robi teatr, a nie literaturę’, i demonstracyjnie posługiwał się bogatym instrumentarium teatru, w którym na równi ze słowem miejsce uprzywilejowane zajmowała muzyka oraz szeroko rozumiany ruch sceniczny (fechtunek, taniec czy pantomima)” - dodała. „Charakterystyczne dla tych inscenizacji były oryginalne obrazy-kody, w tórych skupiały się najlepsze, dla widza niezwykle atrakcyjne, elementy jego teatru. W ‘Kordianie’ był to monolog Andrzeja Nardellego, stojącego na drabinie symbolizującej Mont Blanc, ale i scena z Zofią Kucówną śpiewającą ‘w imionniku wierszami kartę zapisaną’ do muzyki na żywo, granej przez zespół Andrzeja Kurylewicza. W popkulturowej ‘Balladynie’ aktorzy jeździli na motocyklach marki honda, a bitwę rozegrano przy pomocy zabawek mechanicznych” – przypomniała Barbara Osterloff.
„Adam był mistrzem zarówno odczytania tekstu, jak i nadania formy teatralnej utworom zupełnie niescenicznym, jak w wypadku poezji Norwida czy Słowackiego. Pamiętam jak Jack Lang, minister kultury Francji, opowiadał mi, że olśnił go ‘Beniowski’ - choć przecież nie rozumiał ani słowa” – mówi PAP Daniel Olbrychski. „Śmiem rzec, że nie było w historii europejskiego teatru nikogo, kto z taką łatwością jak Hanuszkiewicz przechodziłby z jednej teatralnej formy do drugiej, kto nie bałby się nadawać różnych form Szekspirowi, Czechowowi czy właśnie tak niescenicznym utworom jak poezja Norwida. Hanuszkiewicz odkrył Norwida dla teatru i uczynił tego ponoć trudnego w zrozumieniu autora ‘poetą pokolenia’. Na te przedstawienia ściągała młodzież z całej Polski, ‘na Norwida’ przyjeżdżały pełne pociągi” - przypomina. „Inną niewątpliwą jego zasługą było wydobycie z niepamięci twórczości Stefana Garczyńskiego, co zaowocowało wybitnym spektaklem ‘Wacława dzieje’” – podkreśla.
„A do Aleksandra Fredry Adam – reżyser wyczulony jak nikt na poezję, na wiersz - miał wspaniały klucz. To przecież muzyka wiersza wyznacza sposób grania sztuk Fredry. Jeśli się nie powie bezbłędnie frazy, nie postawi kropki, gdzie trzeba, nie weźmie oddechu, gdzie należy - to nic z tego nie będzie” – mówi Olbrychski. Grając Fredrę, nie wystarczy wierszem mówić - trzeba też wierszem chodzić, poruszać się w rytmie poezji, a to nie każdy aktor sam z siebie potrafi, nie każdy ma do tego ucho, poczucie rytmu” - wyjaśnia. „A Hanuszkiewicz potrafił to jednak z każdego właściwie aktora wydobyć” – przypomina.
„Uratowałem Teatr Narodowy od rozpadnięcia się i to jest bezdyskusyjne. Udowodniłem to moją ciężką 14-letnią pracą w tym teatrze. To była najdłuższa dyrekcja Teatru Narodowego w jego historii! Swoimi pracami reżyserskimi zmieniłem paradygmat grania klasyki polskiej: ‘Wesela’, ‘Balladyny’, ‘Kordiana’, ‘Snu srebrnego’, Norwida, Garczyńskiego, Krasińskiego. Z tego mojego autoironicznego modelu grania naszej klasyki korzystają do dziś najzdolniejsi młodzi: Augustynowicz, Jarzyna czy Warlikowski. Ja dostałem za to w łeb od krytyki” – wspominał Hanuszkiewicz.
Rzeczywiście krytyka go nie rozpieszczała. „Trafnie postąpił scenograf: umieścił na scenie napis z olbrzymich czerwonych klocków: Balladyna. Nie wiedzielibyśmy inaczej, na jakiej sztuce jesteśmy” – „pochwaliła” Zofia Jasińska w „Tygodniku Powszechnym” (1974). „Środki artystyczne, jakimi dysponuje Adam Hanuszkiewicz i jego zespół, bardziej niż do odgrywania w teatrze zawartości myślowej ‘Braci Karamazow’, predysponują twórców do odegrania na scenie czegoś równie wartościowego i szlachetnego w intencjach,, ale mniej skomplikowanego artystycznie. Na przykład - ‘Timura i jego drużyny’” – wyzłośliwiał się Jan Koniecpolski czyli Tadeusz Słobodzianek w „Polityce” (1980). Krytycznie pisała o jego działaniach Marta Fik i Jerzy Koenig - który miał przez to stracić stanowisko redaktora naczelnego „Teatru”.
„Powiem tak: wszyscy autorzy, za których brał się Adam - a byli to Czechow, Słowacki, Mickiewicz, Fredro, Szekspir - z pewnością chętniej napiliby się wina i zjedli kolację z nim właśnie, niż z recenzentami, którzy jego inscenizacje uznawali za obrazoburcze. Wszyscy ci autorzy mieli bowiem wielkie poczucie humoru… I formy teatralnej, którą jak nikt rozumiał właśnie Adam Hanuszkiewicz” – ocenia Daniel Olbrychski.
„I takiego człowieka dwukrotnie pozbawiono teatru - najpierw w stanie wojennym Teatru Narodowego a potem - już w demokratycznej Polsce - Teatru Nowego, co odebrało mu chęć do życia” – przypomina.
„Uważam, że wyleciałem za niewpuszczenie do Narodowego, w dniu Święta Niepodległości, 11 listopada 1981 roku, teatru moskiewskiego, który miał przyjechać z gościnnymi występami. I za to, że w stanie wojennym, podczas okupacji Uniwersytetu Warszawskiego przez studentów, w nocy zagraliśmy im zdjętą przez cenzurę sztukę ‘O poprawie Rzeczypospolitej’. Ale oficjalnie powodu nikt mi nie podał” – mówił Hanuszkiewicz w „Dużym Formacie”.
Budynek Teatru Nowego oddano w 2007 roku właścicielowi, który otworzył w nim supermarket. 83-letniemu Hanuszkiewiczowi zaproponowano w zamian nic.
„Teatr był jego miłością i fascynacją. Więcej - narkotykiem. Gdy odebrano mu ten nałóg - odciął się od świata, jakby nie chciał już w nim brać udziału” – wspominała Zofia Kucówna.
Adam Hanuszkiewicz zmarł 4 grudnia 2011 r. Pochowano go na Powązkach Wojskowych – „Umarł Hanuszkiewicz. Nudno będzie w teatrze” – głosi inskrypcja na jego grobie.
„Był jedną z najważniejszych i najbarwniejszych postaci w historii teatru polskiego w ogóle” – powiedział PAP po jego śmierci Jan Englert. „Żył troszkę za wcześnie - bo teatr, który próbował budować, tak naprawdę wystartował 10, czy 20 lat po przerwanej aktywności Adama Hanuszkiewicza” – ocenił obecny dyrektor Sceny Narodowej.
Paweł Tomczyk (PAP)
gn/