Gwidon Adam Miklaszewski urodził się 24 sierpnia 1912 r. w Berlinie w rodzinie rzeczoznawcy z branży winiarskiej i przedstawiciela znanego włoskiego producenta win i wermutu, Adama Miklaszewskiego i Cecylii z domu Granatowicz. Po latach wspominał, że rodzice wybrali mu imię pochodzące od włoskiego "Guido", po to, by w ówczesnym zaborze pruskim nie dało się go zgermanizować. Był absolwentem Państwowego Męskiego Gimnazjum Humanistycznego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Na Uniwersytecie Poznańskim ukończył studia ekonomiczne i prawo.
"Rysowałem od dzieciństwa. W szkole, na zajęciach, gdy musieliśmy rysować jakieś kubki, garnki i sześciany, a ja tego nienawidziłem, to po kryjomu rysowałem zupełnie inne rzeczy. Gdy mój profesor to zobaczył, powiedział, żebym nie robił tego po kryjomu, tylko już zawsze rysował to, na co mam ochotę"- wspominał po latach. Jeszcze w trakcie studiów Miklaszewski zadebiutował jako rysownik i karykaturzysta w poznańskim tygodniku "Ilustracja Polska", który wówczas był określany jako "największy tygodnik ilustrowany Ziem Zachodnich".
Pod koniec lat 30. wykonał ilustracje do zbioru reportaży Józefa Kisielewskiego "Ziemia gromadzi prochy" (1937/1938). Publicysta ukazał wielowiekową historię niemieckiej ekspansji na ziemiach zamieszkałych przez Słowian oraz agresywną politykę Berlina wobec mniejszości słowiańskich zamieszkujących III Rzeszę. Polska miała być krajem, który jako jedyny mógł się przeciwstawić "germańskiej nawale". Kisielewski trafnie przewidział hitlerowski atak na Polskę i wybuch wojny prowadzonej na znacznie większą skalę niż wszystkie dotychczasowe konflikty zbrojne. Przez to znalazł się na liście poszukiwanych przez gestapo "wrogów Rzeszy". Aresztowania przez niemiecką policję obawiał się także ilustrator książki - Gwidon Miklaszewski. W czasie wojny książkę wydano w Wielkiej Brytanii, a w skróconej wersji - nakładem jednego z konspiracyjnych wydawnictw w okupowanej Warszawie (1943). W okupowanym kraju już za samo posiadanie publikacji groziło aresztowaniem.
"Dlatego poszukiwany przez gestapo w przyłączonej do III Rzeszy Wielkopolsce Miklaszewski przez całą okupację ukrywał się w Nowym Targu i w Krakowie" - powiedział PAP kierownik działu zbiorów Muzeum Karykatury dr Piotr Kułak. "Poza rysunkiem i karykaturą prasową już od lat 40. Miklaszewski ilustrował książki. Głównie były to utwory dla a dzieci i młodzieży, ma też w swoim dorobku ilustracje do 'dorosłych' książek. Łącznie było ich co najmniej kilkanaście. Zdecydowanie jednak więcej wykonał rysunków prasowych. Szacuje się, że było ich co najmniej 20 tys." - wskazał. Dr Kułak podkreśla, że humor Miklaszewskiego był i do dziś pozostaje uniwersalny.
W 1943 roku, w okupowanym Krakowie, nakładem księgarni Krzyżanowski ukazała się książka "Jak skrzaty dla Andrzejka hulajnogę robiły", rok później - "Bajeczka o książeczce", a w 1949 r. - "Skrzaci dom". W latach 2015-16 wydawnictwo LTW wydało ich reprinty. Jeszcze podczas wojny ten sam wydawca opublikował "Pawła i Gawła" Aleksandra Fredry. Po zakończeniu wojny rysownik zamieszkał w Katowicach, gdzie nawiązał współpracę z "Dziennikiem Zachodnim". Na ostatniej stronie zamieszczano rysunki lub rysunkowy felieton Miklaszewskiego. Tam poznał przyszłą żonę, Ewę Krzesińską. Pod koniec lat 40. urodziły się dwie córki - dziennikarka, działaczka Solidarności, Maria "Maryna" (1947-2022) i pisarka Agata (ur. 1950). Rysownik wraz z rodziną przeprowadził się do Warszawy.
W 1955 r. Wydawnictwo Literackie wydało książkę "Półsłówka" krakowskiego satyryka i twórcy kabaretu "Wagabunda" Karola Szpalskiego. Okładkę i ilustracje wykonał Miklaszewski. Dwa lata później wykonał ilustrację do książki "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec i "Spacerek przez Eterek" Jeremiego PrzyboryW latach 60. ilustrował m.in. powieść dla młodzieży "Głowa na tranzystorach" Hanny Ożogowskiej(1968).
"Najbardziej popularną postacią, jaki stworzył Miklaszewski była Nasza Syrenka. To przeciętna, zwykła kobieta, która na co dzień boryka się z problemami i sprawami, jakie dotyczyły miliony innych Polek - kolejki w sklepie, zakupy, gotowanie obiadu, rozmowy, a czasem kłótnie z mężem"" - wskazał. "Szacuje się, że od końca lat 40. do 1981 r. narysował ją ponad osiem tysięcy razy. Dzięki tej niej stał jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych karykaturzystów i rysowników. Dziś niestety pamięta go głównie starsze pokolenie" - dodał dr Kułak.
"Wymyśliłem postać Syrenki i zrobiłem osiem rysunków, które posłałem do 'Expressu Wieczornego'. Wydawało mi się, że to by pasowało do tego pisma. Po kilku dniach od wysłania mojego listu z rysunkami dostaję go z powrotem, a tam z tyłu tak ukośnie napisano: 'Od kiedy i za ile? - Rafał Praga'. To był założyciel "Expressu Wieczornego" - wspominał Miklaszewski w latach 90.
"Znałem Gwidona Miklaszewskiego właśnie za sprawą jego warszawskiej Syrenki bez ogona - ładnej, zgrabnej dziewczyny, która emanowała kobiecością i przeżywała swoje przygody. Współpracowałem z nim w Stowarzyszeniu Polskich Artystów Karykatury. Pod koniec lat 80. wspólnie zasiadaliśmy w zarządzie. Był wspaniałym, pełnym ciepła i życzliwości człowiekiem. Na pośmiertnej wystawie w Muzeum Karykatury uhonorowaliśmy go zaszczytną statuetką - Erykiem" - powiedział karykaturzysta i grafik Jacek Frankowski przypominając, że ostatnia wystawa prac Miklaszewskiego odbyła się w 2000 r. - rok po śmierci twórcy.
"Jego rysunki bawią, są pełne humoru, jednak pozbawione złośliwości czy agresji wobec innych. Są ponadczasowe" - wskazał Frankowski.
Na jednym z rysunków Miklaszewskiego z połowy lat 80. chłopiec zwraca się do dyrektorki szkoły "Wolałbym, proszę pani, uczyć się korespondencyjnie". Pod koniec 2019 r. szef marketingu "Dziennika Zachodniego" Krzysztof Gronowicz wybrał go jako ilustrację miesiące września, kojarzącego się z początkiem roku szkolnego.
"Jak co roku, poprosiłem archiwistę o wybór dobrych rysunków. Wybieraliśmy z wielu propozycji. Ten rysunek na wrzesień wydawał nam się wtedy wielce zabawny. Dziś jest raczej do refleksji Na początku miesiąca przewrócili kartę kalendarza i... zaczęło się. Dzwonią, piszą, pytają. Nikt nie chce nam uwierzyć, że to przypadek" - wyjaśnił Gronowicz na łamach "Dziennika Zachodniego". Podkreśla, że selekcji ilustracji dokonał jesienią 2019 r., gdy nikt w Europie nie przewidział pandemii COVID-19, a w Chinach utajniono przed światem pierwsze przypadki koronawirusa. "Kto dziś uwierzy w taki przypadek?" - dodał.
20 listopada 1999 r. Gwidon Miklaszewski zmarł w Warszawie. (PAP)
Autor: Maciej Replewicz
mr/ aszw/kgr/