Niewątpliwie dlatego właśnie często opatrywał swe prace łacińską sygnaturą „Butenko pinxit” („Butenko namalował”). Zaś swój artystyczny rodowód wywodził w prosty – jak jego kreska – sposób.
„Otóż żył kiedyś w Krakowie malarz, nazywał się Jan Matejko. Uczniem Matejki był Józef Mehoffer – również malarz i grafik, jeden z najbardziej wyrazistych przedstawicieli Młodej Polski. Uczniem Mehoffera był Jan Marcin Szancer, a uczniem Szancera jestem ja. Wynika z tego, że w prostej linii jestem uczniem samego Matejki! Kreska niemal ta sama, nieprawdaż?” – powiedział w książce „Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta” autorstwa Dariusza Rekosza wydanej w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Bernardinum.
„Nie ulega wątpliwości, że obaj odegrali ważną rolę w rozwoju polskiej sztuki. O ile jednak pozycja Matejki jest już dzisiaj niepodważalna i ugruntowana, do czego poza talentem przyczyniła się w ogromnym stopniu dziedzina, którą się zajmował (malarstwo), o tyle Butenko, pomimo swego talentu, zapewne ze względu na obszar twórczości (grafikę użytkową) w dalszym ciągu musi walczyć o pozycję w panteonie polskich artystów związanych ze sztukami wizualnymi” – napisał historyk sztuki dr Piotr Kułak w artykule pt. „Butenko pinxit et invenit. O twórczości Bohdana Butenki” („niezlasztuka.pl”, 2023).
„W czym tkwi tajemnica kunsztu prac Butenki? Zapewne w prostocie. W rozumieniu dziecięcego postrzegania. W ilustrowaniu kolejnych sekwencji historii poprzez istotne detale: zmarszczenie brwi, dorysowane uszy lisa, przerywaną kreskę. Taki sposób rysowania może zachęcić do samodzielnych prób ilustracyjnych i opowiadania własnych historii, a tym samym pobudzania wyobraźni” – napisano na stronie Pruszkowa, w którym to podwarszawskim mieście, artysta mieszkał w latach 1939-63. „Wiele pokoleń wychowało się na przygodach Gucia i Cezara. Książkowe przygody Gapiszona i Kwapiszona mają swoje stałe miejsce na półkach w wielu domach. W moim na pewno” – powiedział prezydent Pruszkowa Paweł Makuch.
„Jak miło jest mieć Butenkę, / co tyle nabazgrał bazgranin! / niektórzy go cenią nad wyraz – /niektórzy kochają bez granic!” – czytamy na stronie stołecznego Muzeum Karykatury
Butenko był ulubionym grafikiem Wandy Chotomskiej (1929-2017) i najczęstszym ilustratorem jej książek. „Pracowaliśmy razem w 'Świerszczyku'” – powiedziała Chotomska Dorocie Kieras z PAP w 2015 roku. „Wszystko, czego się dotknął, zmieniało się w rzeczy latające, poruszające się” – dodała. Ich wspólnym dziełem jest m.in. książeczka pt. „Bobry mówią dzień bobry” („Znak”, 2014). „A gdy wieczorem / Nad wodą staną, / Zamiast: / - Dobranoc! / Mówią: - Bobranoc!” – czytamy w tomiku „niezapomnianego duetu, który rozśmiesza i wzrusza od pokoleń”.
„Bohdan Butenko jest dla mnie ideałem” – mówi PAP pisarz Dariusz Rekosz. „Zarówno jako twórca ilustracji, jak i ogólnie artysta, dżentelmen i… człowiek” – wyjaśnia. „Sprezentował mi swoje autorskie grafiki oraz mnóstwo prywatnych zwierzeń. Mimo, iż odszedł 5 lat temu, nadal jest moim bliskim przyjacielem, nadal 'chwalę się' nim w każdym zakątku kraju. Jest ponadczasowy i niepowtarzalny. Unikat” – ocenia autor książki „Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta”.
Pomysł na nią narodził się w Kielcach. „Późną jesienią 2011 roku miałem tam cykl spotkań autorskich – głównie Warsztatów Detektywistycznych, w których się specjalizuję” – opowiada Dariusz Rekosz. „Butenko zatelefonował do mnie, by omówić kilka organizacyjno-technicznych aspektów wydania naszych wspólnych dzieł z serii 'Detektywów para – Jacek i Barbara'. Przegadaliśmy to i tamto, po czym pan Bohdan zapytał: a gdzie się pan obecnie szlaja? – wiedział, że jako animator kultury przemierzam Polskę wzdłuż i wszerz. Usłyszawszy odpowiedź ożywił się: uuuuu… proszę pana… w Kielcach to dopiero miałem przygodę!” – wspomina.
„I opowiedział mi, że kiedyś z kolegami czekał tam na nocny pociąg do Warszawy. Na kieleckim dworcu nie było wówczas tradycyjnej poczekalni, a jedynie tzw. Świetlica Dworcowa. Porządku w niej strzegł dworcowy – jak się pan Bohdan wyraził - burdel-tata, który nie pozwalał spać, bo czas oczekiwania na pociąg należało, zgodnie ze świetlicowym regulaminem, wypełnić jakąkolwiek grą stolikową - było ich kilka do dyspozycji. Wybrali domino. Siedzieli co prawda przy trzech stolikach, ale burdel-tata przydzielił im tyko jeden komplet kamieni, dodając: No… grajcie chłopcy! Nie spać mi tu!” – relacjonuje wyjętą żywcem z Mrożka historię Rekosz.
Po takiej przygodzie w oparach absurdu pewnie nieco łatwiej robi się scenografię - do „Kabaretu Starszych Panów” na przykład.
„Z Przyborą i Wasowskim współpracowało się wspaniale. Podchwytywali natychmiast wszystkie propozycje, ba, wręcz ich oczekiwali. Bawiły ich takie grepsy jak wyciąganie z sekretarzyka o głębokości 40 centymetrów dwumetrowej halabardy. To był rodzaj twórczej zabawy i wspaniałe doświadczenia, ponieważ poczynając od pierwszej próby czytanej program się rozwijał, aktorzy, reżyser i scenograf dodawali swoje trzy grosze, które aktorzy bardzo chętnie przyjmowali” – powiedział Bohdan Butenko Małgorzacie Piwowar w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej (2017). „A to nie była rzecz oczywista, te pomysły nieustannie wymagały od wykonawców gotowości do zmian, współdziałania. Wszystko pączkowało do ostatniej chwili. A potem mieliśmy trzy próby kamerowe i koniec – program szedł na żywo” – dodał.
Roześmiawszy się w Kielcach w 2011 roku, Rekosz zapytał: „panie Bohdanie… powiedział mi pan już tyle różnorakich anegdot, że może warto by je spisać?… Taki wywiad - rzeka w stylu 'Sto pytań do?…'”. „To niech pan przygotuje te 100 pytań i zadzwoni. Będziemy to spisywać” – usłyszał. „Zaczęliśmy rozmawiać. Czasem na żywo, częściej telefonicznie. Pytań przybywało, bo niektóre wątki prosiły się o rozbudowanie. No to rozbudowywaliśmy je… Pod skórą czułem, że zaprzyjaźniamy się jeszcze bardziej, niż przy produkcji naszych wspólnych 15 książek” – mówi PAP Dariusz Rekosz.
Bohdan Butenko urodził się 8 lutego 1931 roku w Bydgoszczy jako syn Anny z domu Jenicz i Jana. Matka zajmowała się tkactwem artystycznym, ojciec był inżynierem.
W 1938 roku rozpoczął naukę - od razu w drugiej klasie - szkoły powszechnej. Od razu zaczął też w zeszytach do różnych przedmiotów tworzyć swoje historyjki obrazkowe, które – jak wspominał w wywiadzie dla „culture.pl” „przechodziły z zeszytu na zeszyt, z przyrody na polski, z polskiego do matematyki i tak sobie wędrowały takie tasiemcowe opowieści własnego, powtarzam własnego, pomysłu, które były bardzo dobrze przyjmowane przez moich kolegów, a znacznie gorzej przez ciało pedagogiczne”. „Miewałem obniżony stopień, a dwukrotnie nawet musiałem przepisać zeszyt dlatego, żeby było schudnie. Nie jestem pewien, czy w tym przepisanym zeszycie również czegoś nie narysowałem” - wspominał Bohdan Butenko.
Po wybuchu wojny rodzina Butenków przeniosła się do podwarszawskiego Komorowa, gdzie Bohdan uczęszczał na tajne komplety prowadzone m.in. przez nauczycieli przedwojennego Gimnazjum im. Stefana Batorego.
Maturę zdał w 1948 roku w pruszkowskim liceum ogólnokształcącym imienia Tomasza Zana. Za sprawą licealnej polonistki, która - jak wspominał w książce Rekosza – „wykładanym przez siebie przedmiotem potrafiła zafascynować nawet najgorszego osła” – zaczął studiować polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak program studiów, skoncentrowany bardziej na gramatyce niż literaturze pięknej, szybko go rozczarował. Pół roku spędził na historii sztuki, by wreszcie „odnaleźć się” w Akademii Sztuk Plastycznych (bo tak się do 1957 roku nazywała reaktywowana po wojnie warszawska Akademia Sztuk Pięknych). Jego profesorami byli m.in.: Wojciech Fangor, Aleksander Kobzdej, Stefan Płużański, Konstanty M. Sopoćko i Jan Marcin Szancer.
„Butenko na trzecim roku postanowił specjalizować się w grafice. Na czwartym roku zawęził swoją specjalizację, wybierając książkę i trafił do pracowni Szancera, u którego przygotowywał pracę dyplomową” – przypomniał Piotr Kułak.
„Szancer był świetnym pedagogiem, nie narzucał studentom swoich gustów czy upodobań, pozwalał się rozwijać. Nie chodziło mu o to, by wypuszczać twórców naśladujących jego prace. Bardzo mu się podobało, gdy ktoś miał swój własny styl” - powiedział Bohdan Butenko Dorocie Karaś („Duży Format”, 2011).
„Dyplom u Szancera polegał na zaprojektowaniu książki. Student miał wykonać okładkę, ilustracje, a następnie złamać tekst. Szancer przydzielił mu do opracowania 'Opowieść o tulskim zezowatym mańkucie i o stalowej pchle' Mikołaja Leskowa – napisał Kułak. Butenko pracę wykonał i w marcu 1955 roku… nie został dopuszczony do obrony dyplomu. „Moja propozycja za bardzo odstawała od jednego słusznego kierunku” – wspominał Butenko.
Trzy miesiące później ta sama komisja, która początkowo odrzuciła pracę dyplomową Butenki, dopuściła go do obrony i nawet wyróżniła zaprojektowaną przez niego książkę. „Nie jest wykluczone, że podejście komisji było w pewnym stopniu efektem nadchodzącej 'odwilży' i odchodzenia od doktryny socrealizmu” – ocenił Kułak.
Na wystawę prac dyplomowych przyszedł Zbigniew Rychlicki (1922-89), naczelny grafik Naszej Księgarni, i obejrzawszy pracę Butenki zostawił dlań w dziekanacie numer swego telefonu. Butenko zadzwonił i dowiedział się, że czeka na niego etat grafika w wydawnictwie. W Naszej Księgarni pracował przez następne 10 lat.
W 1965 roku wyjechał do Paryża, gdzie spędził rok, współpracując z kilkoma wydawnictwami i czasopismami, dla których przygotowywał rysunki satyryczne i ilustracje. Powróciwszy do Polski, nie wrócił na etat - pozostał „wolnym strzelcem”.
„Butenko zbliża swoje ilustracje do rysunków dziecka. U genezy jego twórczości istnieją pewne inspiracje magicznym malarstwem i rysunkiem Joana Miró, a także syntetycznym i uproszczonym wyobrażeniem postaci ludzkich w twórczości Paula Klee. Ilustracje Butenki szokują nowatorstwem pomysłów i dekoracyjnym traktowaniem plamy koloru, położonej zawsze płasko. Artysta pomysłowo komponuje książkę, łącząc w atrakcyjne całości tekst i ilustracje” – napisała Elżbieta Skierkowska (1907-84) w książce pt. „Współczesna ilustracja książkowa” (Ossolineum, 1969).
Pisaniem własnych książek Butenko zajął się z powodu „braku tekstu”. „Wielki francuski malarz Georges Braque powiedział kiedyś, że jeśli chce mieć jakiś obraz to go sobie maluje. W moim przypadku czasem pojawia się pomysł na zilustrowanie czegoś, co nie istnieje. A więc po prostu trzeba to napisać” – wyjaśnił Katarzynie Kotowskiej w rozmowie z kwartalnikiem „Guliwer” (2004).
„Książkę robi się jak sweter - zaczyna się od początku i dzierga do końca. Książka, jeśli ją traktujemy poważnie, musi być zaprojektowana od okładki przez wyklejkę, stronę przedtytułową, tytułową, wybór kolumny, czcionki i tak dalej, aż do ostatniej strony” - wyjaśnił. „Dziergamy tak, żeby się nie pruło” – podkreślił.
Rewolucja, którą Butenko wprowadził do polskiej ilustracji, polegała na potraktowaniu książki jako samodzielnego bytu. „Jako pierwszy zaczął myśleć o niej jako o całości, na którą składają się elementy introligatorskie, typograficzne, rysunkowe, fotograficzne – razem miały dopiero tworzyć wielopoziomową narrację plastyczną” - napisał Mikołaj Gliński na stronie w artykule „Butenko pinxit” (culture.pl, 2013). Dodał, że z tego powodu Butenkę określa się niekiedy mianem „architekta książki”.
Zilustrował kiedyś książkę telefoniczną. „Mało akcji, ale za to wielu bohaterów” – powiedział Butenko Elizie Leszczyńskiej-Pieniak („Tygodnik Powszechny”, 2016). „Była publikowana dawno temu, w odcinkach, w tygodniku +Stolica+. Jeden z redaktorów wziął ostatnią książkę telefoniczną Warszawy z 1939 roku i wybrał fragmenty pod kątem niezwykłych zawodów” – wyjaśnił. Tym redaktorem był Zbigniew Karol Rogowski (1923-2007).
„Bohdan Butenko był zjawiskiem – jedynym w swoim rodzaju. Niesfornym gigantem ilustracji, jednoosobowym nurtem artystycznym, marką znaną każdemu dziecku” – czytamy na stronie Muzeum Karykatury.
Zilustrował blisko 300 tytułów – m.in. „Przygody Marka Piegusa” Edmunda Niziurskiego, „I ty zostaniesz Indianinem” i „Cyryl, gdzie jesteś” Wiktora Woroszylskiego oraz „Pięć przygód detektywa Konopki” Janusza Domagalika. Został ojcem Gapiszona, Kwapiszona a także Gucia i Cezara. Dowcipem i swobodną kreską podbijał serca dzieci, artystyczną odwagą imponował innym twórcom. „Jego projekty i ilustracje dla wielu były – i wciąż są – inspiracją i wzorem. Liczne grono dzisiejszych grafików mogłoby zakrzyknąć jednym głosem: My wszyscy z Butenki!” – napisano na stronie Muzeum Karykatury.
Niewątpliwie twórcy współczesnych internetowych memów wiele mu zawdzięczają.
„Był ujmującym gentlemanem o niezwykle przenikliwym umyśle. Zadziwiał trzeźwością sądów. Pracował do końca” – napisał Marek Zaradniak (1956-2020) na portalu i.pl (2019).
Bohdan Butenko zmarł 14 października 2019 roku w wieku 88 lat. Jest pochowany na cmentarzu parafialnym w Pruszkowie.
Niewątpliwie został zapamiętany. „W przypadku nadania tej projektowanej uliczce imienia Bohdana Butenki Miasto może podjąć dodatkowe działania marketingowe, np. związane z umieszczeniem na niej figurek, tablic z rysunkami Butenki itp. Można też przekonać inwestora, by u nawierzchni tej ulicy umieścić charakterystyczny dla Butenki identyfikator +Butenko pinxit+. Będzie to miało zarówno walor marketingowy, jak i edukacyjny, zwłaszcza że na nowym osiedlu zamieszkają w większości ludzie młodzi z dziećmi wieku przedszkolnym i szkolnym, dla których takie otoczenie plastyczne i nazewnicze będzie z pewnością inspirujące” – uzasadnili w lutym 2023 roku swą petycję do władz Bydgoszczy - w sprawie nadania imienia Butenki nowopowstającej w tym mieście ulicy – naukowcy Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, prof. Roman Leppert i dr hab. Rafał Zimny.
Autor: Paweł Tomczyk (PAP)
top/ aszw/kgr/