55 lat temu telewizja pokazała pierwszy odcinek kultowego serialu. "Pokazuje, jak smakuje wygrana"

2024-09-11 12:17 aktualizacja: 2024-09-12, 12:20
Mecz piłki nożnej (zdjęcie ilustracyjne). Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Mecz piłki nożnej (zdjęcie ilustracyjne). Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
11 września 1969 r. Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek serialu "Do przerwy 0:1", wyreżyserowanego przez Stanisława Jędrykę na podstawie powieści Adama Bahdaja. "Pokazuje, jak smakuje wygrana, kiedy osiągamy ją w uczciwy sposób" - powiedziała PAP Małgorzata Karolina Piekarska.

Historia ekranizacji zaczęła się w 1961 roku. Rok wcześniej powstał film dyplomowy Jędryki "Zbieg" zrealizowany na podstawie opowiadania Marka Hłaski, z iście chandlerowską kreacją Emilia Karewicza jako porucznika Milicji Obywatelskiej.

"Do przerwy 0:1" miało być w zamyśle Stanisława Jędryki jego pełnometrażowym debiutem fabularnym. "Niestety, scenariusz, który napisał Adam Bahdaj nie przeszedł na komisji scenariuszowej" - mówił reżyser w "Lecie z Radiem" w 2013 roku. "To było ciało doradcze wiceministra pana (Tadeusza) Zaorskiego, ojca słynnych naszych - aktora i reżysera. W skład tej komisji wchodzili kierownicy artystyczni zespołów filmowych, krytycy, pisarze. No i ktoś z KC (PZPR) - najczęściej był to pan (Wincenty) Kraśko" - wyjaśnił. "I o dziwo, ten scenariusz, bardzo niewinny, nie znalazł uznania w oczach tej komisji" - przypomniał. "Może nie spodobało się to, co potem, parę lat później wyszło na kolaudacji serialu, że na ekranie za dużo jest starej, brzydkiej Warszawy - zastanawiał się gość audycji "Lato z Radiem".

Podczas kolaudacji serialu podniosły się też głosy sprzeciwu, "że nie wolno aktora, którego publiczność kojarzyła i akceptowała jako bohatera pozytywnego i patriotę z 'Pancernych', obsadzać w roli rzezimieszka, typka spod ciemnej gwiazdy" - wspominał Jędryka w książce Marcina Rychcika pt. "Wilhelmi. I tak będę wielki!" (2004). Roman Wilhelmi zagrał Romka Wawrzusiaka, odrażającego cwaniaka, przestępcę i głównego prześladowcę młodego piłkarza.

Piłka nożna była drugą pasją życiową Stanisława Jędryki. "Mając 18 lat grywałem w pierwszej drużynie drugoligowej Stali Sosnowiec, obok reprezentantów Polski - jak Giga Majewski, Czesio Uznański, (Marian) Masłoń, (Marceli) Strzykalski, (Jan) Powązka i droga przede mną do kariery się otwierała" - opowiadał. Miał nadzieję, że studia filmowe w Łodzi uda mu się pogodzić z grą w piłkę - dostał nawet "list polecający", w którym trener Stali rekomendował go trenerowi Łódzkiego Klubu Sportowego. "Okazał się zupełnie nieprzydatny, no bo jak zajęcia w szkole filmowej trwały od ósmej rano do dziesiątej wieczorem, to kiedy trenować" - ocenił reżyser. Dodał, że ekranizacja powieści Bahdaja pozwalała mu spełnić obie życiowe ambicje.

Piłka nożna była również życiową pasją Mariana Tchórznickiego - odtwórcy Paragona, głównej postaci serialu. O tę rolę starało się półtora tysiąca chłopaków z całego kraju. "Poszukiwania zakończono po zdjęciach próbnych z udziałem Tchórznickiego. Chłopak w ciągu jednej nocy przeczytał książkę Bahdaja. Nie mógł uwierzyć, że ktoś napisał książkę… o nim. Przecież on też brał udział w turnieju drużyn podwórkowych, mieli wspólną piłkę, na którą składali się po parę groszy przez rok, i siatkę do bramki robili ze sznurków" - napisał Jerzy Andrzejczak w artykule pt. "Twarde życie Paragona" ("Tygodnik Powszechny", 2008).

Filmowym Paragonem Tchórznicki został przez przypadek. Wiosną 1968 roku wybrał się z kolegami do kina "Muranów" na film dozwolony od 16 lat. Trzynastolatkowie mieli na wejście sprawdzony sposób - prosili o zakup biletów kogoś dorosłego. "Tym razem jednak mieli pecha. Facet z brodą wziął pieniądze na bilety i zamiast do kasy poszedł na przystanek tramwajowy" - dodał Andrzejczak.

"Z kolegami ruszyłem za nim i krzyczeliśmy 'złodziej!'" - wspominał Tchórznicki. Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli wzywać milicję. Zdarzenie przypadkowo obserwował Stanisław Jędryka. "To on w czupurnym blondynku zobaczył bohatera filmu, który miał wkrótce realizować. Na przystanku zapytał chłopca o numer szkoły, mówiąc, że może być świadkiem zdarzenia. A tak naprawdę chciał nawiązać z nim kontakt. Następnego dnia pojawił się w szkole i zaprosił chłopca na próbne zdjęcia" - opisał Andrzejczak.

Tchórznicki jest kibicem "Legii", ale bynajmniej to nie za jego sprawą z serialu zniknęła "Polonia Warszawa", której w powieści Bahdaja kibicowali chłopcy z Woli, i w której grał ich piłkarski idol Wacław Stefanek. W serialu drużyna Wacława Stefanka - w tej roli Józef Nalberczak - nie ma żadnej nazwy; trenuje i gra na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia.

Powieść Adama Bahdaja mówi o wierności "Czarnym koszulom". "Dla młodocianych miłośników piłki nożnej z Woli, Muranowa, Żoliborza, Starego Miasta wszystkie drogi prowadzą na ulicę Konwiktorską, gdzie znajduje się stadion Polonii" - czytamy w książce.

W "Do przerwy 0:1" Bahdaj pokazał prawdziwy obraz nędzy PRL-u. "Bohaterowie książki mieszkają w ruinach, wiedzą co to bieda. Trenerem Paragona, głównego bohatera, jest gracz Polonii Warszawa skazanej za komuny na niebyt tak jak Cracovia – bo w stolicy miała rządzić wojskowa Legia i milicyjna Gwardia, zaś w Krakowie milicyjna Wisła. To była rzecz w literaturze powojennej wyjątkowa" - mówi PAP dramaturg i scenarzysta Wojciech Tomczyk, który w serialu "Krucjata", przywołał postać komisarza policji Jana Góry o pseudonimie - nomen omen! - Mandżaro. "To najlepszy pseudonim w polskim filmie, zarówno ze względu na swą groteskową genezę - głuchy telefon szkolnej podpowiedzi - jak i naturalną dźwięczność" - ocenia, bynajmniej nie ukrywając inspiracji powieścią i serialem.

Swój pseudonim kapitan podwórkowej drużyny "Syrenka" - której gwiazdą był Paragon - zawdzięczał lekcji geografii. Zapytany o najwyższą górę Afryki, usłyszał tylko część podpowiedzi.

"Najbardziej brak Polonii doskwierał grającemu w tym filmie Romanowi Wilhelmiemu" - wspominał Marian Tchórznicki, cytowany w artykule Andrzejczaka. "To on mi tłumaczył, że cenzura wymazała ze scenariusza drużynę 'Czarnych koszul'" - dodał odtwórca roli Paragona.

Wpływ peerelowskiej polityki na kształt produkcji dla dzieci i nastolatków dawał niekiedy kuriozalne efekty - i tak w powieści Adama Bahdaja Rudy Milek wybiera się na Madagaskar, natomiast w zrealizowanym po marcu 68 roku serialu kieruje się już na zupełnie inną wyspę, mianowicie Jawę.

"Warszawy Adama Bahdaja już nie ma. Na Woli, gdzie Paragon z Perełką kopali piłkę, deweloperzy urządzili wyścig, kto zbuduje wyższy wieżowiec" - napisał Paweł Grabowski w artykule pt. "Śladami 'Do przerwy 0:1'. Kim był Adam Bahdaj i co po nim zostało?" (newonce.pl, 2020). "Nie da się znaleźć skupu butelek panny Kazi na Górczewskiej. 'Gołębnik' też już dawno został połknięty. To, co zostało, to pokolenia kibiców, które wyrosły na książce i filmie 'Do Przerwy 0:1'. Ta historia ma już ponad pół wieku i wciąż żyje" - dodał.

"W czasach, gdy mecze oglądało się tylko w środy, a YouTube z Leo Messim nie był kwestią dwóch kliknięć, to ekipa 'Syrenki' rozbudzała wyobraźnię. Kto z nas nigdy nie grał w turnieju dzikich drużyn, nie kłócił się o boisko i nie kombinował jak załatwić piłkę? Wszyscy chcieliśmy być jak Paragon" - podkreślił Grabowski.

Przypomniał, że Bahdaj pytany o ulubioną książkę, odpowiadał z automatu: "Do przerwy 0:1". "To ona utorowała mu drogę w Polsce i za granicą. Podczas rozmowy w Polskim Radiu w 1971 roku mówił, że książka już wtedy została wydana w 23 krajach. Był globalny jeszcze zanim ktokolwiek używał tego słowa" - wyjaśnił Grabowski. Powieść wydano nawet w Wietnamie.

Pisarka i varsavianistka Małgorzata Karolina Piekarska dodaje, że "Do przerwy 0:1" nie zostało przetłumaczone na język niemiecki. "Powiedział mi o tym Marek Bahdaj, syn autora. Chodziło o to, by niemieckie dzieci nie czytały o losach swych polskich rówieśników, naznaczonych wojną wywołaną przez Niemcy" - mówi PAP Piekarska. "Ta książka wspaniale pokazuje miłość do miasta. To, że warszawiacy wracają do ruin i urządzają sobie życie na rozpieprzonym placu" - dodaje.

Jej zdaniem najfajniejsze w książce Bahdaja i filmie Jędryki jest to, że "one ciągle mówią o czystej grze, o uczciwości". "To jest to, o czym każdy z nas marzy. Żeby nie przejść przez życie na skróty. Żeby coś osiągnąć, ale jednocześnie móc spojrzeć sobie w oczy. Nie kombinować. Grać fair. Inaczej smakuje sukces, gdy jest efektem pracy, a inaczej, gdy podłożymy komuś nogę" - podkreśla Małgorzata Karolina Piekarska. "Pokazują jak smakuje wygrana, kiedy osiągamy ją w uczciwy sposób" - podsumowuje.

Autor: Paweł Tomczyk

grg/