To wielowątkowa, mająca mnóstwo dziur historia. Żeby ją opowiedzieć w sposób jak najbardziej zrozumiały, na początek przedstawimy jej bohaterów.
Elana Milmann, która w metryce nazwana jest Heleną, urodziła się w styczniu 1947 r. w Niemczech jako córka Franciszki i Eugeniusza Lewińskiego. Lewiński to fałszywe nazwisko, pierwotnego nazwiska Franciszki nie znamy.
Juliusz Gorzkoś urodzony w grudniu 1952 r. w Polsce, także syn Eugeniusza, ale noszącego nazwisko Gorzkoś.
O tym, że są rodzeństwem, dowiedzieli się pod koniec marca, kiedy Elana za pomocą dobrych ludzi i połączenia pożółkłych dokumentów zalegających w archiwach z nowoczesnymi technologiami natrafiła, po raz kolejny zresztą, na ślady swojej przeszłości. Elana i Juliusz spotkają się pierwszy raz w niedzielę po południu, gdy ona przyleci do Warszawy.
Rola Juliusza Gorzkosia w tej historii jest bierna. Mężczyzna przez całe życie był weterynarzem, swego czasu pełnił funkcję wicestarosty powiatu sierpeckiego, w ostatnich wyborach samorządowych nie został wybrany na wójta gminy Szczutowo na Mazowszu.
Historia Elany, metrykalnej Heleny, jest dużo bardzo zawiła. Swojej tożsamości szukała od kilkudziesięciu lat.
"Szukałam informacji o utraconej tożsamości przez około 40 lat. Kiedy miałam sześć lat – a wychowywałam się wówczas w kibucu i w nocy przebywałam w budynku, gdzie były wszystkie inne dzieci, nie z moimi rodzicami – jedno z dzieci powiedziało mi, że coś wie, że to bardzo wielka tajemnica. Po dwóch dniach usłyszałam - "Elana, to ty". Następnego dnia zapytałam rodziców, a mój ojciec wówczas zapytał, co usłyszałam. "Że nie jesteście moimi rodzicami!". Odpowiedzieli mi bardzo prosto: "Tak, nie urodziliśmy cię, ale jesteśmy twoimi rodzicami. Ważne jest to, jak rodzice zajmują się dziećmi, czy je kochają, a my cię bardzo kochamy i będziemy zawsze kochać". Spodobało mi się to" - powiedziała Elana PAP.
Przyznała, że kiedy miała dziesięć lat, pytanie powróciło. Mówiła sobie, że ma wspaniałych rodziców, ale nie wie, kim byli jej "rodzeni" rodzice. Później, kiedy w Hajfie odwiedzała krewnych, chodziła po ulicach, przyglądając się kobietom i szukając podobieństwa.
"Znalazłam taką kobietę, spacerowała z psem, i zapytałam - przepraszam, czy straciłaś może dziecko? Popatrzyła na mnie i poszła dalej. Zrozumiałam, że to pytanie, którego nie należy nikomu zadawać" - opowiadała Elana.
"Kiedy miałam 18 lat, może trochę wcześniej, zaczęłam uczyć się o genetyce i zastanawiałam się, skąd wzięły się moje blond włosy i niebieskie oczy, do kogo jestem podobna i zdecydowałam, że muszę odnaleźć swoich "rodzonych" rodziców, swoje dziedzictwo, muszę wiedzieć, co przekażę dzieciom. A potem mój mąż skontaktował mnie z prawnikiem w Austrii i tam obiecano mi pomoc. Tak poruszyła ich moja historia" - powiedziała Elana. Dodała, że w tym czasie nie wiedziała, gdzie się urodziła.
Właśnie od wspomnianego prawnika w latach 70. Elana dostała metrykę z Czerwonego Krzyża z Niemiec.
"Po raz pierwszy dowiedziałam się, jaka jest dokładna data mojego urodzenia, jakie są imiona i nazwiska moich rodziców. Potem okazało się, że nazwisko mojego ojca było fałszywe, Lewiński, ale przynajmniej znałam imię, Eugeniusz. Moja matka też miała fałszywą tożsamość, uciekła z getta warszawskiego tuż przed jego zamknięciem. Przeżyła, aż do wyzwolenia Warszawy, prawdopodobnie dzięki pomocy Żegoty. To był długi ciąg szczęśliwych przypadków. Jej ojciec, Mosze, powtarzał córce, że ona przeżyje i opowie ich historię. No i teraz ja to robię, wydając książkę" - mówiła Elana.
Wiele wskazuje, że Franciszka za wszelką cenę chciała przeżyć i uratować swoją najstarszą córkę, Dankę. Jej mąż nie chciał uciekać z getta. Został tam razem z młodszą córką, której imienia nie znamy.
"Kiedy po raz pierwszy spotkałyśmy się z Franką (tak Elana mówi o swojej biologicznej matce - przyp. PAP), pamiętała bardzo niewiele. Myślę, że sprawiła to konieczność pozostawania w ukryciu. Za każdym razem, gdy miała przeczucie, że ktoś może zadać pytanie, czy jest Żydówką, przenosiła się w inne miejsce. Chodziło o przeżycie. W każdym razie, gdy dostałam metrykę urodzenia, dowiedziałam się też o krewnych matki, którzy jeszcze przed wojną emigrowali do Izraela" - wspominała Elana.
"Kiedy matka po raz pierwszy dotarła po wojnie do Hajfy, po obozie przejściowym w Bergen-Belsen, miała bardzo ciężkie życie. To był początek Państwa Izrael, między 1945 a 1952 rokiem. Do Izraela przybyli z moją starszą siostrą. Było ciężko, nie mieli wystarczająco jedzenia. Myślę, że oddała mnie wcześniej do adopcji, bo chciała, bym miała lepsze życie" - dodała.
O Elanie-Helenie wiadomo tyle, że przyszła na świat 17 stycznia 1947 r., ale – zgodnie z dokumentami – jej matka, wraz z nią i starszą, przyrodnią siostrą Danką (Danuką, ur. 1 lipca 1945 r. w Helmstead w Niemczech) w obozie przejściowym w Bergen-Belsen zameldowały się dopiero w maju 1947 r.
Wiadomo także, że mąż Franciszki odmówił wyjazdu z Warszawy, więc wyjechała sama. Zarejestrowała się tam jako samotna matka, a jako ojca swoich córek wymieniła Eugeniusza Lewińskiego. W Bergen-Belsen Franka wyszła ponownie za mąż za Józefa Bursztajna, który przeżył siedem obozów i stracił pierwszą żonę i syna.
Obóz w Bergen-Belsem jest miejscem, które spaja bohaterów tej opowieści, ale nie wyjaśnia wszystkiego. Nie wiadomo na przykład, w jaki sposób Franciszka, która na aryjskich papierach wyszła z warszawskiego getta, dotarła do Niemiec. Można raczej wykluczyć, że została schwytana i umieszczona w niemieckim obozie koncentracyjnym Bergen-Belsem, gdyż nie ma dokumentów na ten temat. Jedyne, jakie istnieją, to te o jej przyjęciu do utworzonego po wojnie tuż obok obozu przejściowego - z dwoma córkami w maju 1947 r. Nie wiadomo także, co stało się z jej rodziną – mężem i średnią córką – którzy zostali w warszawskim getcie.
Elana, która po latach spotkała się z Franciszką, przyznała w rozmowie z PAP, że matka nigdy jej nie opowiedziała o swojej podróży z Warszawy do Bergen-Belsen.
"Możliwe, że przebywała już wcześniej w innych obozach (w jednym z nich poznała mojego ojca), nie wspomniała ani słowem o swojej podróży od zakończenia wojny w 1945 r. do maja 1947 r., kiedy udało jej się przedostać do obozu w Bergen-Belsen, gdzie miała nadzieję znaleźć ocalałych członków swojej rodziny" - powiedziała Elana.
W jaki sposób Franciszka spotkała na swojej drodze Eugeniusza Gorzkosia, wpisanego w metrykę urodzenia jej dwóch córek jako Eugeniusz Lewiński, także nie wiadomo.
Syn Eugeniusza, Juliusz Gorzkoś tak to tłumaczy: "Za dużo nie wiedziałem o swoim ojcu, bo ten zmarł 58 lat temu, byłem jeszcze dzieckiem. Wiem tyle, że walczył w powstaniu warszawskim, został ranny w łokieć i trafił do obozu w Niemczech, który potem się znalazł w strefie brytyjskiej. Obóz w Bergen-Belsen został wyzwolony przez Amerykanów i został zamieniony w obóz przejściowy i tam był ojciec, Eugeniusz, jego dwóch braci. I tam musiał się spotkać z Franciszką".
Nie, już wiemy, że Juliusz i Franciszka nie mogli się spotkać w tym miejscu: daty się nie zgadzają. Po wyzwoleniu KL Bergen-Belsen 15 kwietnia 1945 r. przez Amerykanów i oddaniu tej części Niemiec pod nadzór brytyjski Anglicy spalili baraki obozowe (dla bezpieczeństwa - bo tyfus, wszy). Obóz dla przesiedleńców utworzono na terenie byłych niemieckich kwater dla wojska.
Bardziej prawdopodobne jest, że Franciszka i Eugeniusz, spotkali się gdzieś w drodze.
Jak wspomina Juliusz Gorzkoś, świeżo odnaleziony brat Elany, jego ojciec znalazł się "w niemieckim oflagu" i został wyzwolony przez Amerykanów. Był tam więziony razem z dwoma braćmi - Mieczysławem i Kazimierzem, ale ich drogi się rozeszły, kiedy Eugeniusz postanowił wrócić do Polski. Tym, co go do tego skłoniło, była niesprawna ręka po ranie w łokciu, którą odniósł, walcząc w powstaniu warszawskim. Mężczyzna wierzył, że tylko interwencja prof. Adama Grucy, pioniera polskiej ortopedii, jest w stanie jego rękę uratować. I tak się zresztą stało.
W każdym razie Eugeniusz wrócił do Polski, gdzie był bardzo źle traktowany jako żołnierz AK. Nie wiedział nawet, że kobieta, z którą połączyła go seksualna bliskość, jest w ciąży. Pewnie Franciszka, kiedy żegnała się z Eugeniuszem, także nie była tego świadoma.
Dlaczego Franciszka porzuciła swoją nowo narodzoną córkę? Dlaczego wyjechała z obozu przejściowego, zostawiając tam malutką?
Juliusz Gorzkoś przypuszcza, że noworodek był bardzo chory i wydawało się, że nie przeżyje najbliższych dni. Franciszka bardzo chciała opuścić teren Niemiec, ale niemowlak ją spowalniał, czuła, że ma większe zobowiązania wobec najstarszej córki, z którą tyle przeszły, więc zdecydowała się zostawić Elanę i oddać ją do adopcji innej żydowskiej rodzinie. Sama wyjechała - najpierw do nowo utworzonego Państwa Izrael, ale kiedy posypały się jej relacje osobiste, wyszła po raz drugi za mąż i przeprowadziła się do Kanady.
A co w tym czasie działo się z Elaną, czyli z Heleną? Otóż Elana przez dziesięciolecia desperacko poszukiwała swojej matki.
"Kiedy ją odnalazłam, to było tak, jakbym całe życie przygotowywała się do tego spotkania. Ja tylko chciałam, by wiedziała, że istnieję. Wielką niespodzianką było, że zaakceptowała nasz kontakt. Od razu chciała przylecieć do Izraela, ale złożyło się tak, że to ja najpierw ją odwiedziłam. Zapisywałam te nasze spotkania, gromadziłam każdy dokument, tak więc kiedy 40 lat później wzięłam się za pisanie autobiografii, było mi łatwo odnaleźć szczegóły. Kilka lat później zdiagnozowano u niej nowotwór i wówczas prosiła mnie w listach, by odwiedzić ją z moją rodziną" - powiedziała PAP.
Elana przeniosła się z rodziną do Montrealu na rok. "Była bardzo otwartą, bardzo dynamiczną osobą. Kiedy przylecieliśmy do Montrealu na lotnisku powiedziałam – proszę bardzo, jestem, to ja. Jej nigdy nie nazywałam mamą, mówiłam do niej Franka. Im bardziej się poznawałyśmy, tym bardziej zdawałyśmy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy podobne. Potem wróciłam do Izraela, a potem, po sześciu latach, zdecydowaliśmy się przeprowadzić do Toronto. Ona wtedy już nie żyła" - wspominała.
Elana opowiada, że wraz ze swoim mężem przeszukiwali archiwa, z których się dowiedziała, że matka oddała ją do adopcji. Mówiła, że "przyjechali ludzie z żydowskiej agencji i ją zabrali".
Wtedy postanowiła dociec, kim jest jej biologiczny ojciec. "Krok po kroku odnajdywałam to, kim jestem, by żyć. Uparcie prowadziłam te poszukiwania" – powiedział Elana. Gdy napisała autobiografię, zrobiło się o niej głośno, w prasie pojawiło się kilka artykułów, a wówczas szef badań w MyHeritage zdecydował, że jego firma pomoże jej odnaleźć informacje o jej korzeniach.
"Moje poszukiwania trwały czterdzieści lat. A teraz, w ciągu pół roku ktoś za mnie wykonał resztę pracy. Ojciec nie żyje, oczywiście. Ale okazuje się, jak bardzo jesteśmy podobni. Grał na skrzypcach, i ja grałam na skrzypcach. Śpiewał, i ja śpiewam. Trudno nawet opisać, jakie to uczucie" – zwróciła uwagę kobieta.
A Juliusz Gorzkoś, weterynarz spod Sierpca i przyrodni brat Elany? Po pierwszym telefonie rzucił słuchawką, krzycząc, że chce żyć spokojnie, a niespodziewanie odnaleziona siostra ten spokój rujnuje. Po kilkunastu minutach jednak oddzwonił, był spokojny i przyjazny.
"Dowiedzieli się (pracownicy amerykańskiej firmy MyHeritage - przyp. PAP), że ja i moja siostra Ewa jesteśmy dziećmi Eugeniusza Gorzkosia. Poprosili, żebyśmy przekazali im próbki swojego DNA, bo chcieli sprawdzić, czy nie jesteśmy spokrewnieni z tamtą kobietą, która szuka swoich korzeni. Siostra, ona mieszka w Warszawie, a ja w Bliźnie koło Sierpca, nie była zbyt chętna, ale ja się od razu zgodziłem. Rozmawiałem o tym z przedstawicielem tej firmy, panem Jakubem, który mówił dobrze po polsku i nawet nie musiał mnie przekonywać, bo jestem osobą empatyczną i jak ktoś szuka swoich krewnych, to trzeba mu pomóc. Pomyślałem nawet, że bardzo bym się ucieszył, gdyby się okazało, że mam siostrę, przyrodnią, bo przyrodnią, ale siostrę. Liczę ponad 71 lat, w tym wieku człowiek robi się sentymentalny" - powiedział.
Juliusz Gorzkoś nie mówi po angielsku, po hebrajsku ani w jidysz. Elana wie, że będą musieli wspomagać się tłumaczem. Ale i tak jest pewna, że to spotkanie ją uszczęśliwi.
"Moja matka urodziła się w Warszawie. Kiedy miałam 16 lat, a w Izraelu to czas na wyrobienie dokumentów, po raz pierwszy urzędnik zapytał – co mam wpisać jako miejsce urodzenia, Niemcy czy Warszawa. Powiedziałam, by wpisał Warszawę. Potem okazało się, że w metryce urodzenia są wpisane Niemcy. Ale w moim paszporcie widnieje Warszawa" - opowiedziała.
Jak to się stało, że się odnaleźli? Roi Mandel, szef zespołu badaczy firmy MyHeritage tak o tym mówił: "Czytaliśmy artykuł o Elanie Milmann i jej nowej książce. Elana opowiadała jak odnalazła swoją matkę. Ale mówiła też o trwającym poczuciu braku, o tym, że ma rodzinę, dzieci, wnuki, ale wciąż nie ma poczucia całości. Właśnie po tym artykule mój szef powiedział mi, żebym pomógł najlepiej jak potrafię, żebyśmy zobaczyli, czy możemy rozwiązać tę tajemnicę. Prawdopodobieństwo, że tę zagadkę rozwiążemy było bardzo niewielkie i ja nie byłem optymistą. Mieliśmy szczęście". (PAP)
Autorki: Anna Lach (Toronto), Mira Suchodolska (Warszawa)
ep/