Adrian Zandberg: czas grzecznej i potulnej Lewicy się skończył

2024-06-12 10:28 aktualizacja: 2024-06-12, 15:52
 Lider Partii Razem, poseł Lewicy Adrian Zandberg przed siedzibą Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, fot. PAP/Marcin Obara
Lider Partii Razem, poseł Lewicy Adrian Zandberg przed siedzibą Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, fot. PAP/Marcin Obara
Wynik wyborów do PE pokazał, że czas grzecznej i potulnej Lewicy się skończył; taka Lewica się nie wyróżnia, nie potrafi walnąć mocno pięścią w stół i pokazać, że będzie twardo walczyć o ważne dla wyborców sprawy - powiedział w Studiu PAP współprzewodniczący Razem, poseł klubu Lewicy Adrian Zandberg.

Zandberg w środę w Studiu PAP był pytany o wynik Lewicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego i to, czy nie traci ona swojej tożsamości jako że jej część, czyli Nowa Lewica, weszła do rządu. "Coś jest na rzeczy" - odpowiedział. Dodał, że podczas spotkań z mieszkańcami m.in. Krakowa słyszał "bardzo dużo głosów rozczarowania tym rządem i tym, że nie tak ludzie wyobrażali sobie zmianę, kiedy głosowali za zmianą jesienią" ub. roku.

Współprzewodniczący Razem podkreślił, że wśród zasłyszanych pytań pojawiały się: co z liberalizacją prawa aborcyjnego, "dlaczego ciągle nie ma świeckiego państwa", o rosnące ceny energii czy sytuację na granicy. "Ludzie mają pretensje o to, że sprawy nie są załatwiane (...) a skoro tak, to oni po prostu zostają w domu, robią taki strajk wyborców" - dodał, odnosząc się do niewiele ponad 40 proc. frekwencji w niedzielnych wyborach do PE.

Lewica uzyskała w tych wyborach trzy mandaty, tyle samo co Trzecia Droga (PSL i Polska 2050). Koalicja Obywatelska zdobyła 21 mandatów, PiS - 20, a Konfederacja - sześć. Mandaty do PE z Lewicy zdobyli: Joanna Scheuring-Wielgus, wiceministra kultury, Robert Biedroń i wiceszef MS Krzysztof Śmiszek.

"Czas grzecznej i potulnej Lewicy po prostu się skończył. Ten wynik (wyborczy) to jest dowód na to, że Lewica nie może być grzeczna, cicha i potulna, bo niknie w tle. I wtedy efekt jest taki, że nie załatwia spraw. Nasi wyborcy, lewicowi wyborcy, mają do nas o to pretensje. O to, że koleżanki i koledzy, którzy weszli do rządu, tych spraw nie załatwili. A z drugiej strony, jak ta Lewica się nie wyróżnia, nie potrafi walnąć mocno pięścią w stół, nie potrafi pokazać, że będzie twardo walczyć o sprawy, które są ważne dla naszych wyborców" - ocenił.

Zandberg powiedział, że kwestia ta będzie poruszana podczas rozmów z koalicjantami w Lewicy w ramach podsumowania ostatnich wyborów i wyciągania wniosków na przyszłość. Podkreślił, że w ich działaniach potrzeba więcej zdecydowania i odwagi. Dodał, że "załatwianie spraw" w ciszy gabinetów kończy się tym, że nie są one załatwione, za co wyborcy mają do Lewicy słuszne pretensje.

"Tu jest fundamentalny problem, bo Lewica grzeczna i potulna będzie niknęła w tle i nie będzie nikomu potrzebna, bo taka cicha Lewica, która ma opuszczoną głowę i która nie bije się o sprawy swoich wyborców, to jest Lewica dla nikogo" - ocenił.

Pytany o przyszłość Razem w lewicowej koalicji i możliwość założenia własnego koła w Sejmie odpowiedział, że "to są technikalia", a kluczową sprawą dziś jest odzyskanie zaufania wyborców.

Zandberg: namawiam premiera, by wyrzucił "kredyt 0 proc." do śmietnika 

"Kredyt 0 proc." już dawno powinien znaleźć się w śmietniku, od wielu tygodni namawiałem do tego premiera Donalda Tuska - powiedział w Studiu PAP współprzewodniczący Razem, poseł klubu Lewicy Adrian Zandberg. Zapowiedział, że Razem będzie głosować przeciw dopłatom do kredytów.

Zandberg w Studiu PAP pytany był m.in. o przyszłość projektu ustawy w sprawie kredytu "#naStart", nazywanego też "kredytem 0 proc.", biorąc pod uwagę, że od kilku tygodni kluby Lewicy i Polski 2050 zapowiadają, że go nie poprą.

"Kredyt 0 proc. powinien się znaleźć w śmietniku już dawno. Od wielu tygodni namawiałem premiera Donalda Tuska, żeby po prostu tam go umieścił. Już najwyższy czas, żeby to zrobić. (...) Nie wiem, czy temat wróci, ale Razem będzie głosowało w tej sprawie twardo przeciw" - zaznaczył.

Współprzewodniczący partii Razem ocenił też, że jeżeli ktoś "przyniesie do Sejmu" projekt ustawy dot. dopłat do systemu kredytowego, to znaczy, że "służy interesom garstki firm deweloperskich przeciwko interesom większości młodych Polaków". Jego zdaniem oczywiste jest, że w Polsce działa lobbing firm deweloperskich, które "mają duży posłuch wśród Platformy i PiS-u".

Zandberg przypomniał, że jego partia chciała wpisania do umowy koalicyjnej wydatkowania 1 proc. PKB na budowę mieszkań na tani wynajem, na co nie było jednak zgody. Według polityka pozwoliłoby to na "realne okiełznanie problemu mieszkaniowego".

"Tu nie wystarczą gesty symboliczne, nie wystarczą 'fistaszki'. Tego nie da się załatwić jednym miliardem złotych, który się ogłosi na konferencji prasowej, bo to jest dzisiaj jeden ze strukturalnych problemów polskiej gospodarki. Pieniądze, zamiast być inwestowane w tych branżach, które są dla polskiej gospodarki rozwojowe, zamiast iść na nowe ciekawe technologie, zamiast szukać nowych szans dla polskiej gospodarki, są pakowane w nieruchomości" - wskazywał, podkreślając, że - jego zdaniem - wydawanie pieniędzy na dopłaty do kredytów jest błędem.

Polityk ocenił też, że opór polityczny przeciwko budownictwu społecznemu wynika z działań deweloperów i ludzi z nimi związanych. Dodał, że ci politycy, którzy blokują "poważne wydatki" na budownictwo społeczne, działają w interesie "garstki bardzo bogatych ludzi, przeciwko interesom całego młodego pokolenia".

Rządowy projekt ustawy o kredycie mieszkaniowym "#naStart" - nazywany również "kredytem 0 proc." - ma wesprzeć zakup pierwszego mieszkania przez mniej zarabiających. Kredyt z preferencyjnym oprocentowaniem otrzymać mogłyby gospodarstwa jedno- i wieloosobowe, których dochody nie przekraczają limitów zawartych w programie. Projekt przygotowało Ministerstwo Rozwoju i Technologii w czasie, gdy na czele resortu stał Krzysztof Hetman (PSL). Obecnie ministerstwem kieruje inny polityk Stronnictwa - Krzysztof Paszyk.

Zandberg: strefa buforowa to złe narzędzie, wątpliwe konstytucyjnie 

Strefa buforowa na granicy z Białorusią to złe narzędzie, do tego wątpliwe konstytucyjnie; granica musi być bezpieczna, ale to nie oznacza, że mamy zgadzać się na łamanie praw człowieka - powiedział  w Studiu PAP współprzewodniczący partii Razem, poseł klubu Lewicy Adrian Zandberg.

Zandberg zapytany w Studiu PAP o wprowadzenie od czwartku strefy buforowej przy granicy Polski z Białorusią odpowiedział, że w jego ocenie zakazywanie wstępu dziennikarzom i organizacjom humanitarnym na ten teren w sytuacji, gdy problem ma "charakter policyjny, a nie wojskowy" jest używaniem złego narzędzia, do tego "wątpliwego konstytucyjnie". "Mówiliśmy o tym i mówili też o tym przed wyborami liberałowie" - dodał.

Podkreślił, że "granica musi być bezpieczna, ale to nie oznacza, że na tej granicy mamy zgadzać się na łamanie praw człowieka". "Przed wyborami mówiliśmy jasno: w tej sprawie nie może być tak, że na granicy umierają ludzie. Dziś ciągle jest kontynuowana polityka pushbacków i na granicy umierają ludzie. To jest złamanie też jednego ze zobowiązań, o których mówiły wszystkie partie, które szły po zmianę jesienią" - powiedział.

Polityk Razem uważa, że należy zastanowić się nad tym, jakich sił nasz kraj używa do opanowania sytuacji na granicy. Podkreślił, że jeśli mamy do czynienia z pojedynczymi, niekontrolowalnymi ludźmi, którzy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa mieszkańców, to w takich przypadkach używa się w Polsce policyjnych oddziałów prewencji.

Zandberg zaznaczył, że wysyłanie na granicę niedoświadczonych żołnierzy, niewystarczająco przeszkolonych do pacyfikacji agresywnych grup, to "proszenie się o kłopoty". Dodał, że sytuacja w której politycy zamiast rozwiązać ten problem, fotografują się na tle wojskowych samochodów jest nie w porządku.

"Wojskowe samochody są bardzo ładne i fajne, ale wojsko służy do czegoś innego (...) do tego, żeby przygotowywać się do obrony naszego terytorium przed siłami zbrojnymi, jeśli siły zbrojne na teren Polski miałyby, odpukać, chęć wejść" - powiedział.

Współprzewodniczący partii Razem pochwalił za to pomysł odtwarzania bagien i mokradeł wzdłuż granicy, które byłyby naturalną zaporą i utrudnieniem przy forsowaniu granicy przez wojska agresora.

Strefa buforowa przy granicy z Białorusią, według zapowiedzi szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka, będzie miała ok. 60 km długości, ale nie będzie w niej żadnej miejscowości. Według założeń strefa ma utrudnić przemyt nielegalnych migrantów przez granicę polsko-białoruską i zapewnić lepsze warunki dla działającej tam Straży Granicznej, wojska i Policji. (PAP)

Autor: Adrian Kowarzyk

sma/kgr/