"AfD będzie wpływać na kulturę". Prof. Karolina Wigura: populiści potrzebują rządu dusz

2024-09-04 11:23 aktualizacja: 2024-09-04, 17:40
Wiec AfD. Fot. EPA/CLEMENS BILAN
Wiec AfD. Fot. EPA/CLEMENS BILAN
Jeżeli populiści z AfD poważnie podchodzą do tego, co to znaczy rządzić, to doskonale wiedzą, że trzeba mieć też rząd dusz, a zatem wpływać na kulturę, a nie tylko mieć zwycięstwo w formie wyniku wyborów - powiedziała PAP historyczka idei i socjolożka prof. Karolina Wigura z "Kultury Liberalnej".

W niedzielnych wyborach do parlamentów krajów związkowych w Niemczech - Turyngii i Saksonii - wysoki wynik uzyskali prawicowi i lewicowi populiści. Według oficjalnych, ostatecznych wyników w Turyngii zwyciężyła skrajnie prawicowa AfD, wyprzedzając chadecką CDU. W Saksonii CDU, która rządziła w regionie od zjednoczenia Niemiec, nieznacznie wygrała z AfD. Trzecią siłą polityczną w obu landach został utworzony w styczniu radykalnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW).

Zdaniem historyczki idei, socjolożki, członkini zarządu Fundacji Kultura Liberalna, senior fellow w Center for Liberal Modernity w Berlinie i adiunktki na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego prof. Karoliny Wigury należy zwrócić uwagę, że w Niemczech od wielu lat toczy się pogłębiona dyskusja na temat tego, w jaki sposób zintegrowano Niemcy Wschodnie w latach 1989-1990. Badaczka oceniła, że "to właśnie sposób zintegrowania Niemiec Wschodnich jest pierwszym powodem, dla którego AfD osiągnęła tak wysoki wynik w Turyngii i Saksonii".

Wigura przypomniała, że istnieją różne interpretacje sposobu zintegrowania Niemiec, mniej lub bardziej radykalne w ocenie tego procesu. "W najbardziej 'przyjaznych' interpretacjach można przytoczyć opinię niemieckiego socjologa Steffena Maua, który nazywał ten proces integracją na nierównych warunkach. Z kolei wśród najmniej przyjaznych komentarzy należy przytoczyć głosy, dla których nie było to żadne zjednoczenie, tylko zwykła kolonizacja" - wyjaśniła.

Wskazała również, że w Niemczech Wschodnich od wielu lat występują potężne napięcia wokół tego, w jaki sposób ten proces przebiegał i ile jest w nim nierówności między Niemcami wschodnimi a zachodnimi. "Nie bez znaczenia jest też określenie docelowej definicji normy niemieckiej. Do dziś uważa się, że normą niemiecką jest norma zachodnia. To także powoduje dużo napięć" – wyjaśniła. "Populiści, tacy jak ci z AfD dobrze potrafią wykorzystać te napięcia, a ich argumenty padają na podatny grunt" – dodała.

Obok przyczyny lokalnej, socjolożka zwróciła także uwagę na te globalne. "Żyjemy w czasach silnej polaryzacji i radykalizacji języka, a także upadku różnego rodzaju tabu oraz dużego wpływu mediów społecznościowych. To dzieje się również w Niemczech. Populizm niemiecki, podobnie jak ten szwedzki, duński, polski, włoski i amerykański, rośnie w siłę. To było widać w Turyngii i Saksonii" - podkreśliła.

Karolina Wigura oceniła, że ewentualne wejście AfD do władz krajów związkowych wpłynie na podejście rządzących do kultury – m.in. poprzez ingerencję w programy wydarzeń kulturalnych czy cenzurę ekonomiczną wobec wydarzeń, które nie wpisują się w wartości głoszone przez populistów. "Z historii populistów u władzy wiemy, jaki wpływ wywierają na kulturę. Doskonałym tego przykładem jest osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce, kiedy nacisk został położony na kategorię narodu, patriotyzmu, suwerenności" - przypomniała. "Nie widzę żadnych powodów, żeby populizm niemiecki miał tego nie robić. Wręcz przeciwnie - jeżeli populiści z AfD poważnie podchodzą do tego, co to znaczy rządzić, to doskonale wiedzą, że trzeba mieć też rząd dusz, a nie tylko zwycięstwo w formie wyniku wyborów" - podkreśliła.

Zapytana, jak ocenia szansę na to, że AfD realnie przejmie władzę w Turyngii i Saksonii, badaczka przypomniała, że obecnie w Niemczech funkcjonują trzy strategie, co należy zrobić z AfD i każda z nich nie jest właściwa. Jak wyjaśniła, "pierwsza polega na tym, aby zabronić funkcjonowania tej partii". "Byli też tacy, którzy proponowali, aby zabronić funkcjonowania tylko niektórych oddziałów partii, właśnie tej lokalnej części, którą rządzi Bjoern Hoecke" - powiedziała.

"Druga strategia nawołuje do budowania czegoś, co w Polsce określało się w stosunku do PiS mianem 'kordonu sanitarnego', a w Niemczech mówi się o 'murze przeciwpożarowym'. Chodzi po prostu o to, aby zrobić wszystko, by AfD nie dostała władzy. To podejście również nie jest właściwe, ponieważ mogłoby wzbudzić przekonanie, że demokracja nie działa. Nie możemy zapominać, że poziom akceptacji dla AfD w Niemczech wschodnich jest inny niż w zachodnich. Trudno więc będzie oczekiwać akceptacji dla 'kordonu sanitarnego'" – wskazała.

Badaczka zwróciła uwagę, że trzecia droga zakłada przyzwolenie, aby AfD rządziła, a konieczność rozwiązywania bieżących problemów i wzięcia odpowiedzialności za land sprawi, że partia się unormalizuje. "Jest to zły pomysł, dlatego że AfD w przeciwieństwie do innych partii populistycznych w Europie, przyjęła kurs nie na normalizację, tylko na radykalizację. Notorycznie przekraczane są różne tabu, m.in. te dotyczące polityki historycznej" – przypomniała. Dodała, że "jest to dowód, że nie będzie żadnej normalizacji i nie ma co oczekiwać, że coś sobie w tej kwestii odpuści".

Zapytana, czy prorosyjskie podejście AfD, a co za tym idzie krytyczna postawa wobec wojny w Ukrainie oznacza zmianę paradygmatu, prof. Wigura zaznaczyła, że ta część poglądów tej partii odpowiada społecznemu nastawieniu Niemców wschodnich do wojny. "Jest to zagadka dla socjologów. Podobnie jak prorosyjska i proputinowska postawa Węgier na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, chociażby Polski i krajów nadbałtyckich" – przypomniała.

Badaczka zaznaczyła, że "AfD spełnia tym oczekiwania samych Niemców". "Nie zapominajmy, że przeciwstawny radykalny lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht również domaga się wycofania wsparcia i nieangażowanie się w konflikt za naszą wschodnią granicą" – powiedziała.

Karolina Wigura oceniła także, że "w ciągu kilku najbliższych lat możemy spodziewać się zmniejszenia skali pomocy, co de facto oznacza izolację Niemiec z tego konfliktu". "Widać to już chociażby po planach zmiany budżetu na przyszły rok dokonanych przez kanclerza Olafa Scholza i jego gabinetu. Znać tu skutek wyraźnych nacisków populistów na politykę Niemiec, by znalazły się nie w awangardzie, a głównym nurcie Europy" – dodała.

Autorka: Anna Kruszyńska

akr/ dki/ mhr/ grg/