O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Agnieszka Holland o ekranowej biografii Franza Kafki: zrobiłam ten film z czułością [NASZE WIDEO]

Kafka jest dla mnie bardzo ważny i do Kafki mam stosunek bardzo osobisty. Kiedyś powiedziałam, że czuję, jakby był moim młodszym bratem, którym powinnam się zaopiekować - mówi PAP Life Agnieszka Holland, która właśnie ukończyła swój najnowszy film „Franz”.

PAP Life: O czym chciałaby pani obejrzeć film?

Agnieszka Holland: Chciałabym obejrzeć film o tym, co dziś naprawdę jest ważne, a czego nie umiemy nazwać. 

PAP Life: To znaczy? 

A.H.: Właśnie nie potrafię tego jeszcze nazwać. Ale czuję, że dzieje się strasznie dużo rzeczy bardzo groźnych, ale też bardzo ciekawych i bardzo istotnych dla naszego życia i dla zmian. I że tego prawie nie ma w filmach. Chciałabym to zobaczyć. Ale nie tylko opis, co jest, ale jakieś przeczucie, co z tego wynika, co jest pod skórą tego wszystkiego. Chciałabym obejrzeć współczesny, bardzo mocny, odważny i zaskakujący film.

PAP Life: Dlaczego nie powstają filmy komentujące rzeczywistość? Co wymowne, podczas tegorocznej ceremonii wręczania Oscarów właściwie nikt nie powiedział słowa o Trumpie, o wojnie w Ukrainie wspomniała chyba jedna aktorka. Allan Starski, z którym niedawno rozmawiałam, przyznał, że właściwie go to nie dziwi, bo filmy fabularne potrzebują czasu, żeby mogły powstać.

Więcej

Agnieszka Holland. Fot. PAP/Leszek Szymański

Agnieszka Holland rozpoczęła w Pradze zdjęcia do filmu o Franzu Kafce

A.H.: Uważam, że nie chodzi o to, żeby komentować. Chodzi o to, żeby próbować znaleźć istotę naszego doświadczenia. Czasami ona może być ubrana w kostium. Czasami może być opowieścią pełną fantazji i wyobraźni, która pozornie bezpośrednio nie dotyczy tego, co nas dzisiaj dręczy, boli. Albo pełną pytań, przed którymi stoimy. Dobrze jest, jeśli ta opowieść wynika z głębokiego przeżycia współczesności. I tego brakuje mi w kinie. Ale moim zdaniem wynika to trochę z bezradności twórców, trochę ze strachu czy konformizmu. Inwestorzy boją się dawać pieniądze na filmy, które są wyrazistą wypowiedzią na temat współczesności. Mamy dużo historii prywatnych, o stosunkach rodzinnych, o pierwszych uczuciach, o całej strefie intymnej. Natomiast mało filmów o tym, jak to styka się z rzeczywistością. Obejrzałam taki bardzo skromnie zrealizowany film białoruskiej reżyserki żyjącej w Polsce, Mary Tamkowicz „Pod szarym niebem”. Ten film wygrał w Gdyni nagrodę za debiut. Reakcje były takie, że może nie zasłużył. A ja uważam, że absolutnie zasłużył. Że to jest głęboki, przejmujący i bardzo prawdziwy film o doświadczeniu właściwie całego narodu, a być może już niedługo całej części świata. Ale przede wszystkim zrobiony tak delikatnie, niepublicystycznie, przejmująco i ludzko. A przy tym bardzo adekwatny jest styl tego filmu do tego, o czym on opowiada. Mogę go naprawdę z pełnym przekonaniem polecić.

PAP Life: Podczas spotkania na Script Fiesta Festival powiedziała pani, że dzisiejszy świat jest tak groźny, nieprzewidywalny, że zadaniem kina jest dawanie nadziei.

Więcej

Agnieszka Holland. Fot. PAP/Michaela Rihova

Agnieszka Holland laureatką Polskiej Nagrody Filmowej Orły 2024 za osiągnięcia życia [NASZE WIDEO]

A.H.: Jak mówię o nadziejach, to nie myślę o sielance, tylko o projekcji jakiegoś rodzaju możliwości świata, który jest lepszy. Mamy przeczucia i te przeczucia nie są dobre. Pytanie, czy twórcy mają rodzaj obowiązku, żeby się mierzyć z tą niewiadomą. W jaki sposób to zrobią, to już jest sprawa indywidualna. Natomiast jeżeli konformizm albo tchórzostwo zamyka nam usta, wtedy nie świadczy to dobrze ani o nas, ani o naszych ewentualnych dziełach. Jeżeli chodzi o te Oscary, o których pani wspomniała, to mnie też to w ogóle nie dziwi, ale z innych powodów niż Allana, który jest takim dobrym, łagodnym i bardzo tolerancyjnym człowiekiem. Po prostu przyszły polecenia, żeby nie mówić krytycznie o rzeczywistości, szczególnie o tej amerykańskiej. W tej chwili to, co się dzieje, ma duże cechy autorytaryzmu i zaczęło dotyczyć bardzo różnych stref życia. Pamiętam, jak za pierwszego Trumpa Meryl Streep miała bodajże na Złotych Globach bardzo zaangażowaną przemowę na temat niebezpieczeństw, które widzi. Na następnych Złotych Globach już zabroniono politycznych komentarzy. Powiedzmy sobie szczerze - rozrywka się cenzuruje. Platformy również się cenzurują, ponieważ wiadomo, że w świecie tak podzielonym i tak spolaryzowanym, mówiąc wyraziście o rzeczywistości, tracimy automatycznie połowę potencjalnych widzów. Więc po co to robić? Skoro możemy robić coś niekontrowersyjnego, co nikogo nie obrazi, albo nikogo nie odstręczy. W moim przekonaniu takie kino, taka telewizja, nie mogą być naprawdę dobre.

PAP Life: Niedawno skończyła pani swój najnowszy film o Franzu Kafce. Co film o Kafce powie nam o naszej rzeczywistości?

Więcej

Allan Starski. Fot. PAP/Marcin Obara

Allan Starski: dobre filmy nie powstają w pośpiechu

A.H.: Kafka jest dla mnie bardzo ważny i do Kafki mam stosunek bardzo osobisty. Kiedyś powiedziałam, że czuję jakby był moim młodszym bratem, którym powinnam się zaopiekować. Jest w tym filmie dużo czułości. Myślę, że to jest film nawet bardziej o człowieku niż o twórcy. Ale przede wszystkim jest to film, który podchodzi do zjawiska Kafki w sposób, jak mi się wydaje, zupełnie inny niż to, czego moglibyśmy się spodziewać. Robiąc ten film miałam bardzo silne poczucie wolności. Mam nadzieję, że ta wolność jest widoczna i że porwie ludzi. Na pewno to nie był film, który zrobiłam na czyjeś zamówienie albo dlatego, żeby nie robić innego filmu, który byłby może bardziej otwarcie współczesny. Trudno mi powiedzieć, jak film będzie odczytany, on ma wiele warstw. Kafka stał się szalenie aktualny. Został uznany za proroka po II wojnie światowej. Podczas tamtej wojny system nazistowski, który był bardzo biurokratyczny, zalegalizował potworną zbrodnię. Teraz mamy znowu skłonność do tego, żeby traktować prawo absolutnie instrumentalnie i legalizować rzeczy, które jeszcze niedawno uważane byłyby za niemożliwe do zaakceptowania, albo które by głęboko poruszały naszą wrażliwość. Okazuje się, że nie poruszają już, więc Kafka niestety znowu się aktualizuje w tym aspekcie. 

PAP Life: Czy „Franz” będzie filmem biograficznym? 

A.H.: Trochę tak, ale w takiej niekonwencjonalnej wersji. Ktoś z moich przyjaciół, którzy obejrzeli jakąś wersję montażową, powiedział, że to jest film trochę kwantowy. To znaczy wiele rzeczywistości funkcjonuje w tym filmie, w tej opowieści jednocześnie. 

PAP Life: Franza Kafkę zagrał Idan Weiss, niemiecki aktor, dla którego jest to pełnometrażowy debiut. Czy wybór odtwórcy głównej roli był prosty?

A.H.: Z Franzem Kafką miałam wielkie szczęście, dlatego że postanowiliśmy ten film robić po niemiecku i czesku, czyli w prawdziwych językach kafkowskich. W związku z tym casting odbywał się przede wszystkim w Niemczech, w Berlinie. Tam była wspaniała casting director, Sabine Barr, która niestety zmarła po naszej pierwszej rozmowie. Ale miała dwie współpracowniczki, które kontynuowały potem casting i myślę, że to był jej pomysł, żeby ten chłopak zagrał Kafkę. On jest Kafką po prostu, jest Franzem. Spełnia wszystkie moje wyobrażenia na temat tego, jak Franz wyglądał, jaki był. Ale w tym samym czasie w Niemczech robiono dwa utwory na temat Kafki: jeden miniserial, a drugi film fabularny „Ostatnie jego miłości”. W obydwu obsadzono niemieckich czy niemieckojęzycznych aktorów. Według mnie żaden z nich nie dorasta mojemu Kafce do pięt. Nie mówię nawet aktorsko, bo to są dobrzy aktorzy, ale po prostu jako prawda o tej postaci. Gdyby w którymś z nich obsadzili mojego Idana, to nie wiem, jakbym zrobiła film o Kafce. Trzeba mieć szczęście jeszcze.

PAP Life: Jest pani współautorką scenariusza „Franza”, napisała pani większość swoich filmów. Ale na spotkaniu ze scenarzystami powiedziała pani, że dobrze jest, kiedy rozdziela się funkcje scenarzysty i reżysera, bo dzięki temu powstaje ciekawszy obraz, z dwóch perspektyw. 

A.H.: Nie uważam, że kino autorskie nie ma racji bytu. Ale nie każdy reżyser jest autorem, a mamy w naszej kinematografii skłonność do tego, że każdy reżyser, w każdym razie znaczna większość, pisze sobie samemu scenariusz. Myślę, że pośród tej znacznej większości tylko drobna część ma również ten drugi talent czy tę drugą umiejętność. Natomiast zawodowy scenarzysta, który poprzez scenariusz wyraża swój stosunek do świata, może być partnerem, który podniesie film znacznie wyżej. Chociażby poprzez swoje rzemiosło narracyjne. 

PAP Life: Jacy polscy twórcy robią według pani ciekawe filmy? Kto jest na pani prywatnej liście? 

A.H.: Trochę głupio jest mi rozdawać cenzurki moim już doświadczonym kolegom. Zawsze oglądam z wielką ciekawością nowe filmy Agnieszki Smoczyńskiej i Olgi Hajdas, ale to są też bliskie mi osoby. Oczywiście filmy Kasi Adamik, która jest moją córką, Pawła Maślony, Andrzeja Jakimowskiego czy Janka Komasy. A spośród tych najmłodszych śledzę poczynania Kamili Tarabury i Kasi Warzechy, które pracowały ze mną przy „Zielonej granicy” i które później nakręciły świetny według mnie serial „Absolutni debiutanci”. Kamila zrobiła też film fabularny „Rzeczy niezbędne”. One kręciły dużo scen do „Zielonej granicy”. To była właściwie współreżyseria i naprawdę dużo się spodziewam po jednej i po drugiej. Są bardzo różne, a mimo to mogą świetnie pracować razem. Ta umiejętność współpracy i brak ego przy jednocześnie bardzo silnej wizji reżyserskiej to jest coś, co daje mi dużą nadzieję, co do ich przyszłości. Zawsze też byłam ciekawa, jaki następny film zrobi Jagoda Szelc. Teraz zrobiła wspólnie z Klarą Kochańską, właściwie Klara wspólnie z Jagodą, serial „Matki pingwinów”, który cieszą się powodzeniem. Ale myślę, że jeszcze obie te dziewczyny mogą zrobić coś bardzo autorskiego i ciekawego. Mamy utalentowanych ludzi, ale jednocześnie nie ma atmosfery, która by stwarzała takie pole nadziei i wolności. A to, wydaje mi się, jest niezbędne, żeby robić naprawdę dobre filmy. 

PAP Life: Wraca pani czasem do swoich starych filmów? 

A.H.: Czasami tak, ale nie, że sobie siądę i mówię: „O, zobaczę swój film”, tylko akurat tak się zdarza. Na przykład mam spotkanie ze studentami i pokazuję im jakiś swój film. Albo siedzę w samolocie i ktoś obok ogląda mój film na długim locie interkontynentalnym. Na ogół jestem dość zadowolona z moich starych filmów. W tym sensie, że widzę, że one się za bardzo nie starzeją i być może z tego powodu były czasami krytykowane w momencie powstania. Są trochę tradycyjne, trochę klasyczne. Ale okazuje się, że ten rodzaj takiego trochę przezroczystego języka i starannej dramaturgii, mimo że nie zawsze konwencjonalnej, albo nawet często niekonwencjonalnej, powoduje, że ogląda się jak filmy współczesne. 

PAP Life: Jednym z takich filmów jest „Całkowite zaćmienie”, który miał premierę 30 lat temu. Obejrzałam go teraz na Script Fiesta Festival i podobał mi się dużo bardziej niż kiedyś 

A.H.: Myślę, że ten film był zrobiony trochę przed czasem i stopniowo stawał się takim podziemnym klasykiem. W różnych częściach świata, w Azji na przykład, gdzie mam spotkania, młodzi ludzie znają ten film. Kilku dystrybutorów chciało go wznowić, czy to ekranowo, czy chociaż na VOD, ale niestety gdzieś zaginęły prawa. Ale myślę, że film naprawdę się dobrze trzyma. Co ciekawe stał się bohaterem innego filmu. Było takie zdarzenie w Rumunii, że młoda nauczycielka pokazała ten film swoim uczniom w liceum. To spowodowało straszliwe dla niej kłopoty. Potem z kolei młoda węgierska reżyserka zrobiła o tym film, przenosząc akcję na Węgry, co jest równie aktualne. I ten film chodził niedawno po dużych festiwalach. Był w Toronto, chyba w Sundance, bodajże w Locarno. Widziałam go i to było bardzo zabawne nagle zobaczyć, że mój film się stał bohaterem innego filmu zrobionej przez osobę młodszą o dwa pokolenia. 

PAP Life: W „Całkowitym zaćmieniu” jedną z głównych ról gra Leonardo DiCaprio, który wówczas miał niespełna 20 lat. Był pani pierwszym wyborem, żeby to on zagrał Artuhra Rimbauda?

Więcej

David Thewllis, Leonardo di Caprio. Fot. mat. prasowe

Christopher Hampton o "Całkowitym zaćmieniu": Rimbaud i Verlaine są ciekawsi niż królowie [WYWIAD]

A.H.: Ten film miał pierwotnie robić inny reżyser, Volker Schlöndorff. Tam byli obsadzeni River Phoenix i John Malkovich. River zmarł w trakcie przygotowań. Był bardzo dobrym kandydatem, miał w sobie właśnie tę rimbaudowską wolność i cierpienie, niedojrzałość i dojrzałość jednocześnie. Trudno mi było sobie wyobrazić kogoś innego, dopóki nie zobaczyłam Leonarda. On grał jako dziecko w jakichś serialach. Potem wystąpił w filmie z Robertem De Niro i Ellen Burstyn „Był taki chłopiec”. Następnie zagrał niepełnosprawnego brata w „Co gryzie Gilberta Grape'a” i to była fenomenalna rola. Przez pierwsze 15 minut myślałam, że to jest naturszczyk, ale jednocześnie widać było, że on, jak gdyby się otwiera i przez dziurkę w jego głowie wlewa się inna postać. Staje się takim medium. Gdyby mi odmówił, nie wiem, czy znalazłabym kogoś, kto byłby w stanie sprostać tej roli. Leonardo był naprawdę wspaniałym, bardzo ciekawym i po prostu genialnym chłopcem. I też dobrym, fajnym człowiekiem i współpracownikiem. Wspominam go z wielką czułością do dziś.

PAP Life: Myśli pani o kolejnym filmie? 

A.H.: Mam taki projekt. Amerykański producent, który partycypował też w „Zielonej granicy”, chce ze mną zrobić scenariusz, który jest bardzo dobry, bardzo niekonwencjonalny, o Jerzym Kosińskim. Jest duża szansa, że to się może udać. Zaczynamy casting, ale jednocześnie, ponieważ właśnie skończyłam „Franza” i mam nadzieję, że ten film będzie miał jakieś festiwalowe życie, a potem życie w dystrybucji, czekają mnie miesiące promocji. Nie chciałabym, żeby jedno zachodziło w drugie. Tak ostatnich kilka projektów robiłam i to jest jednak wykańczające. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

Premiera najnowszego filmu Agnieszki Holland pt. „Franz” planowana jest na wrzesień.

ikl/ag/kgr/
 

Zobacz także

  • Allan Starski. Fot. PAP/Marcin Obara
    Specjalnie dla PAP

    Allan Starski: dobre filmy nie powstają w pośpiechu

  • David Thewllis, Leonardo di Caprio. Fot. mat. prasowe
    Specjalnie dla PAP

    Christopher Hampton o "Całkowitym zaćmieniu": Rimbaud i Verlaine są ciekawsi niż królowie [WYWIAD]

  • Rektor UMCS, prof. dr hab. Radosław Dobrowolski, prof. Natasza Ziółkowska-Kurczuk oraz uhonorowana tytułem doktora honoris causa UMCS, reżyserka Agnieszka Holland, fot. PAP/Wojtek Jargiło

    Agnieszka Holland: II wojna się nie skończyła, ona tylko przysnęła i w każdej chwili może się obudzić

  • Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk. Fot. PAP/StrefaGwiazd/Marcin Kmieciński

    Anne Applebaum, Agnieszka Holland i Olga Tokarczuk otrzymają tytuły doktora honoris causa UMCS

Serwisy ogólnodostępne PAP