Andrzej Stasiuk: jeśli Ukraina przegra, Rosjanie tu wejdą. Zawsze wchodzą... [WYWIAD]

2024-05-29 10:14 aktualizacja: 2024-05-30, 08:15
Andrzej Stasiuk. Fot. PAP/Albert Zawada
Andrzej Stasiuk. Fot. PAP/Albert Zawada
Jak Ukraińcy przegrają, to Ruscy tu przyjdą. Zawsze przychodzili, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? - mówi Andrzej Stasiuk. W najnowszej książce "Rzeka dzieciństwa" pisze o Bugu, u którego źródeł znowu toczy się wojna.

Do rzeki dzieciństwa podróżuje się bez końca – szuka jej źródeł w historii i ujścia w pamięci - pisze Stasiuk o Bugu wspominając lato na wsi, brodzenie po pierś w nurcie, rybie łuski na glinianej podłodze, milczącego pastucha co dzień wyprowadzającego krowy. Gdy po latach pisarz powraca nad Bug widzi więcej - nad Bugiem leżą Treblinka i Bełżec, poruszając się w górę nurtu trafia się na Ukrainę, wprost na wojnę. Andrzej Stasiuk, którego zawsze ciągnęło - podróżniczo i literacko - na Wschód, opisuje jak ze swojskiej postsowieckiej nicości, wyłoniły się po raz kolejny raz dzikie hordy i ruszyły na podbój świata.

PAP: Twoją domową rzeką był Bug. W "Rzece dzieciństwa" wspominasz rajską scenerię rzeki wijącej się wśród łąk. Kiedy zorientowałeś się, że ma ona także inne, mroczne oblicze, płynie przez Treblinkę, wcześniej przepływa niedaleko Bełżca?

Andrzej Stasiuk: Dosyć późno. Jak tam jeździłem do dziadków, to nie miałem pojęcia, że tuż obok jest Treblinka. Nikt w tamtej wsi o tym nie mówił. Nie wiem, czy z tej mojej wioski jeździli kopać złoto z żydowskich prochów, może jednak to było trochę za daleko. Tam była konkurencja, mieszkańcy wiosek tuż przy obozie mieli pierwszeństwo w kopaniu. Pewnie zrozumiałem to, jak byłem mądrzejszy i starszy. To wszystko jest takie niejasne, pomieszane. Nawet nie wiesz, po co piszesz te książki - nie wiesz, udajesz, że po to, żeby uporządkować, uładzić, ale tak naprawdę - nie wiesz.

PAP: Siedzisz więc sobie, jak piszesz, nad Bugiem, kontemplujesz przemijanie i wychodzi ci, że Timothy Snyder w "Skrwawionych ziemiach" miał rację. Na wschód od linii Wisły ziemia jest naznaczona koszmarem, im dalej na wschód, tym straszniej.

A.S.: Piszę o odkrywaniu źródeł rzeki dzieciństwa i o czymś mrocznym, w czym ta rzeka, niby niewinna, była zanurzona. To nie tylko Treblinka. Pojechałem do źródeł Bugu, po drodze jest Złoczów, gdzie mordowano Żydów, a kawałek dalej - Huta Pieniacka, gdzie mordowano Polaków. Snydera oczywiście znam. Jest tak, jak pisze. Na wschód od Wisły, gdziekolwiek spojrzysz, to doły śmierci, cmentarze, grzebanie w trupach, szukanie złota. W takiej okolicy żyjemy. Próbuję to jakoś ogarniać i opisywać, stamtąd przecież jestem, ale żadnych wniosków sensownych nie potrafię wysnuć. Nie wiem nawet, czy powinienem próbować. Na przykład kopacze złota - trudno mi tak całkowicie potępić tamtych ludzi. Bieda po wojnie była straszna, ci ludzie żyli w sąsiedztwie piekła obozu, oswoili się z tym, co z naszej perspektywy wydaje się niewyobrażalne. Jak to oceniać? Czy w ogóle trzeba?

PAP: Może warto, bo historia się powtarza, u źródeł Bugu znów jest wojna. W twoim opisie jest nudna - siedzą chłopaki w okopach, opalają się, robią sobie fotki z kotami i wrzucają na fejsa.

A.S.: Na wojnę idą normalni ludzie, mają swoich poetów, swoje koty. Jedziesz tam i widzisz zwykłość. Tam, gdzie my byliśmy, to była nawet farma strusi... Wyleciała gdzieś w powietrze i strusie rozbiegły się po okolicy. Ale do okopów nie trafiłem, to by jednak turystyka wojenna była.

PAP: Śledzisz, co teraz dzieje się w miejscach, które odwiedziłeś? Co się stało z chłopakami od strusi?

A.S.: Nie, kompletnie nie śledzę. Nie chcę tego robić, bo doniesienia są takie, że nic nie rozumiesz, propaganda jest z jednej i z drugiej strony. A ja widzę ciągle tych chłopaków, widzę te twarze... Woziłem zaopatrzenie przez granicę, auta na front, w drugą stronę zabierałem kobiety z dziećmi. Żaden heroizm, po prostu miałem samochód, potrafię też długo prowadzić, nigdy nie bałem się jeździć w tamte strony. Tylko to można było zrobić. Teraz zbieram pieniądze na Ukrainę, cały czas zbieram pieniądze na samochody, żeby chłopaki miały czym jeździć. To fundacja, nazywa się Linia Frontu.

PAP: Jesteś człowiekiem, którego zawsze ciągnęło na wschód. Jak odbierasz zagrożenie, które teraz stamtąd płynie?

A.S. Rosja była dla mnie od zawsze tajemnicza i pociągająca – próbowałem na różne sposoby ją zrozumieć i opisać. To jest kraj apokaliptyczny, ziejąca nicość, która co jakiś czas rozlewa się na sąsiednie kraje. Jak Ukraińcy przegrają, to Ruscy tu przyjdą. Zawsze przychodzili, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Tylko siłą można ich zmusić do odwrotu. Mieliśmy czas pokoju, jak się okazuje, rzecz wyjątkową w tej części świata. Nie docenialiśmy tego, a przecież historia pokazuje, że zawsze tędy ciągnęły jakieś wojska, w jedną albo drugą stronę.

PAP: W książce marzysz, żeby Rosja stała się wyspą

A.S.: Wszyscy by na tym skorzystali. A my przestalibyśmy wiecznie kombinować: wejdą, nie wejdą...

Książka Andrzeja Stasiuka "Rzeka dzieciństwa" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. (PAP)

Rozmawiała Agata Szwedowicz

kno/