Jak oświadczył sekretarz obrony USA Lloyd Austin były to "precyzyjne uderzenia podjęte w samoobronie, w odpowiedzi na serie powtarzających się i w większości nieskutecznych ataków na personel USA w Iraku i Syrii dokonywanych przez wspierane przez Iran milicje”.
Austin podkreślił, że ataków dokonano na polecenie prezydenta Bidena i nie miały one związku z wojną Izraela z Hamasem.
Dodał, że USA nie dążą do rozszerzenia konfliktu, ale jeśli ataki będą się powtarzać "nie zawahamy się przed podjęciem dodatkowych działań".
W czwartek rzecznik Pentagonu gen. Pat Ryder poinformował, że 900 amerykańskich żołnierzy zostało lub jest przerzucanych z baz w USA do krajów Bliskiego Wschodu.
Dodał że wśród wysyłanych żołnierzy są m.in. specjaliści od systemów obrony powietrznej, w tym baterii Patriot i THAAD, które USA zamierzają rozmieścić m.in. w Arabii Saudyjskiej, Iraku, Syrii i Katarze.
Rozmieszczenie stanowi część wzmocnienia sił Stanów Zjednoczonych w regionie w reakcji na wzrastające napięcia i ataki na siły amerykańskie ze strony wspieranych przez Iran bojówek.
Rzecznik poinformował też, że w czwartek doszło do kolejnego w serii ataków na amerykańskie siły w Iraku przez bojówki wspierane przez Iran. Według Pentagonu ostatni atak był nieudany. Łącznie jednak w trakcie 16 ataków na żołnierzy USA w Iraku i Syrii obrażenia odniosło 30 osób. Większość z nich powróciło już jednak do służby, a ich obrażenia polegały głównie na wstrząsach mózgu. Jeden z cywilnych współpracowników Pentagonu zmarł natomiast na zawał serca w trakcie alarmu w bazie al Asad w Iraku.
mmi/