Belgijski historyk: obiektywne informacje nt. wyborów w Polsce są nieobecne w niemieckich mediach

2023-10-07 07:03 aktualizacja: 2023-10-07, 11:57
Urna wyborcza. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Urna wyborcza. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Mogłoby się wydawać, że wybory w Polsce w pewnym sensie odbywają się w Niemczech, bo od miesięcy niemieckie media zajęte są tym tematem, głównie za pośrednictwem warszawskich korespondentów i artykułów z polskich gazet opozycyjnych. Jak można przewidzieć, obiektywne informacje nt. wyborów w Polsce są nieobecne w niemieckich mediach - mówi PAP belgijski historyk prof. David Engels.

"Oczywiście za wyjątkiem kilku konserwatywnych mediów niszowych, takich jak (tygodnik) "Junge Freiheit" czy (miesięcznik) "Tichys Einblick", o obecnym polskim rządzie nie można usłyszeć ani jednego głosu pozytywnego czy choćby neutralnego" - zaznacza Engels.

Przekonuje on, że "niezależnie od tego, czy są to czasopisma czy serwisy internetowe zbliżone do chadeków, liberałów, socjaldemokratów, Zielonych czy postkomunistów, wszyscy prześcigają się w nazywaniu polskiego rządu "alt-rightowym", "populistycznym", "nacjonalistycznym", a nawet "skrajnie prawicowym" i opisywaniem życie w Polsce w jak najciemniejszych barwach".

Opinie niemieckich mediów o Polsce

Według Engelsa Polska w niemieckich mediach to kraj, w którym "muzułmanie i osoby LGBTQIA2S" muszą obawiać się o swoje życie, który chce opuścić UE, gdzie niedaleko granicy z Niemcami buduje się niebezpieczne elektrownie jądrowe, gdzie kobiety są zmuszane do powrotu do kuchni, gdzie zlikwidowano wolność słowa, gdzie Żydzi nie mają swoich praw, gdzie zanieczyszczenia przemysłowe są na porządku dziennym i rutynowo kierowane do krajów sąsiednich, gdzie dotacje UE regularnie trafiają do prywatnych kieszeni itp."

Jego zdaniem "wszystkie prawdziwe czy rzekome skandale relacjonowane przez polską prasę opozycyjną są rozdmuchiwane i chętnie przekazywane do niemieckich odbiorców za pośrednictwem wieczornych wiadomości i oczywiście informacje nigdy nie są korygowane, gdy okazują się błędne".

"O aferze wizowej powiedziano Niemcom m.in. że polskie władze za pomocą urzędników państwowych nielegalnie sprzedały wizy 250 tys. obcokrajowców, by "zalać" Niemcy migrantami" - podaje jako przykład Engels, dodając, że "fakt, że wiz było co najwyżej kilkaset, nie przedostał się jeszcze do niemieckich mediów głównego nurtu i prawdopodobnie nigdy się to nie nastąpi".

Historyk skarży się, że "popularne media poświęciły dużo czasu decyzji rządu niemieckiego o przywróceniu kontroli granicznych z Polską w celu "zabezpieczenia" kraju przed rzekomym brakiem rzetelności Warszawy, choć Niemcy w dalszym ciągu ostro krytykują Polskę za to, że wzniosła zaporę na granicy z Białorusią (i uniemożliwiają Włochom odsyłanie statków z azylantami do Tunezji i Libii), bo przecież "żaden człowiek nie jest nielegalny", a i tak Niemcy "potrzebują" co najmniej ćwierć miliona nowych obywateli każdego roku, by zatrzymać spadek własnej populacji".

"Podobnie ma się sytuacja z ostatnim, w istocie dość niesmacznym, skandalem wokół pewnych księży katolickich, przedstawianym w mediach niemieckich jako przykład opłakanego stanu polskiego katolicyzmu i jego "problematycznego" wsparcia dla rządu, choć oczywiście daremnie szukać dobrych wieści o zaangażowaniu duszpasterskim, moralnym czy społecznym Kościoła na rzecz społeczeństwa polskiego" - żali się Engels.

Podkreśla on również, że "jeśli również skandal ten okaże się rozdmuchany, a może nawet okaże się nieprawdą, to obawiam się, że na pewno nie zostanie to odnotowane w niemieckich mediach".

"No i oczywiście wojna na Ukrainie" - wzdycha rozmówca PAP.

W jego opinii "obecny spór między prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim a polskim rządem jest szeroko eksploatowany przez niemieckie media, ale kontekst jest mocno zniekształcony".

"Od roku w niemieckich wiadomościach poważnie bagatelizuje się zakres polskiej pomocy wojskowej, a o polskiej pomocy dla ukraińskich uchodźców nie słychać już prawie nic. Jeśli wierzyć niemieckim dziennikom głównego nurtu, można odnieść wrażenie, że to Niemcy są najważniejszym europejskim darczyńcą, który musi uporać się z większością ukraińskich uchodźców, podczas gdy Polska oddaje się swoim antyrosyjskim kompleksom, doprowadzając ukraińskie rolnictwo do ruiny przez wstrzymywanie importu zbóż i tworzy o wiele za dużą i bezużyteczną armię, której finansowanie pośrednio poręcza niemiecki podatnik, który i tak jako płatnik unijny netto jest odpowiedzialny za polski cud gospodarczy" - opisuje analityk Instytutu Zachodniego.

"Reasumując: obiektywne informacje na temat wyborów w Polsce są nieobecne w niemieckich mediach" - podsumowuje historyk.(PAP)

pp/