"Wysłuchujemy stanowisk rządu amerykańskiego, ale ostateczną decyzję podejmiemy na podstawie (analizy) potrzeb bezpieczeństwa narodowego Izraela" – podkreśliło biuro premiera.
Oświadczenie było reakcją na artykuł w amerykańskim dzienniku "Washington Post". Według dziennika Netanjahu przekazał prezydentowi USA, że Izrael nie zaatakuje irańskich obiektów naftowych ani nuklearnych. W opinii strony amerykańskiej ataki na te cele mogłyby spowodować eskalację konfliktu i doprowadzić do otwartej wojny.
Jak powiadomił jeden z amerykańskich urzędników, cytowany przez gazetę izraelską, akcja odwetowa zostanie zaplanowana w taki sposób, aby uniknąć posądzeń o "ingerencję polityczną w wybory w USA". W ocenie dziennika oznacza to, że Netanjahu rozumie, iż skala izraelskiego odwetu mogłaby wpłynąć na rezultat amerykańskich wyborów.
Uderzenie w irańskie instalacje naftowe mogłoby z kolei spowodować gwałtowny wzrost cen energii, natomiast operacja wymierzona w instalacje nuklearne - unieważnić wszelkie wciąż jeszcze istniejące ograniczenia w konflikcie Izraela z Iranem, co - w konsekwencji - mogłoby wymusić zwiększenie zaangażowania wojskowego USA na Bliskim Wschodzie. Dlatego, jak ujawnił dziennik, sugestia, że Izrael weźmie na cel obiekty wojskowe została przyjęta z ulgą w Waszyngtonie.
1 października Iran ostrzelał Izrael około 200 rakietami. Nalot był zemstą za zabicie przez Izrael przywódców Hamasu i Hezbollahu, czyli organizacji terrorystycznych wspieranych przez Iran. (PAP)
os/ szm/ know/