Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych podało w niedzielę rano na platformie X, że tego dnia o godz. 4.23 doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez jedną z rakiet manewrujących wystrzelonych w nocy przez lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej. Miało to związek z rosyjskim atakiem, przeprowadzonym w nocy na obwód lwowski na Ukrainie. "Obiekt wleciał w polską przestrzeń na wysokości miejscowości Oserdów (woj. lubelskie) i przebywał w niej przez 39 sekund" - podano w komunikacie DO RSZ. Podkreślono, że w trakcie całego przelotu był obserwowany przez wojskowe systemy radiolokacyjne.
Rakiety nie zestrzelono choć, jak twierdzi Błaszczak, powinno zostać to zrobione.
"Zastanawiające jest, że z ust ministra Kosiniaka-Kamysza słyszymy deklaracje, że jeśli rakieta będzie wycelowana w Polskę to na pewno będzie zniszczona. To jest deklaracja, która prędzej czy później się na ministrze zemści, bo jeżeli po raz kolejny będziemy mieć do czynienia z takim incydentem to niestety może dojść do zdarzenia tragicznego w skutkach" - powiedział Błaszczak. Dodał, że trzyma szefa MON "za słowo".
Błaszczak przyznał, że razi go podejście Kosiniaka-Kamysza. "Może ta rakieta uderzyła w osiedle mieszkaniowe, może zginęli ludzie. I tak lekko przechodzimy do porządku dziennego nad tym faktem. Mogliśmy ją zniszczyć a tego nie zrobiliśmy" - podkreślił.
Jak przypomniał b. szef MON, posiadamy wszystko co jest potrzebne do zniszczenia rakiety lecącej przez nasze terytorium.
"Trzeba dbać o bezpieczeństwo naszej ojczyzny poprzez odstraszanie, pokazywanie ze jesteśmy gotowi do tego, aby skutecznie bronić naszego terytorium. W innym wypadku tylko czekamy na to, co złego się wydarzy za którymś razem. Nie można tak postępować, bo to świadczy o słabości" - ocenił Błaszczak (PAP)
Autorka: Delfina Al Shehabi
sma/