Po blisko 20 latach obecności w branży filmowej Bradley Cooper poczuł, że aktorstwo i praca producencka powoli przestają mu wystarczać. Bardzo chciał spróbować swoich sił jako reżyser i scenarzysta. Marzenie spełnił w 2018 roku, stając po obu stronach kamery na planie "Narodzin gwiazdy". Opowieść o przebrzmiałym gwiazdorze muzyki country i utalentowanej, nieznanej piosenkarce, w której partnerowała mu Lady Gaga, okazała się sukcesem. Zapewniła twórcom Oscara za piosenkę "The Shallow" i siedem nominacji do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, m.in. w kategoriach aktorskich, za najlepszy film oraz scenariusz adaptowany. Jednak to o swoim kolejnym filmie Cooper mówi, że na taką szansę czekał całe życie. Nadeszła wkrótce po tym, jak wypuścił w świat "Narodziny gwiazdy". Steven Spielberg powiedział mu, że przymierza się do filmu o Leonardzie Bernsteinie i zasugerował, że widziałby go w głównej roli. Ostatecznie odstąpił od tego zamiaru, ale Bradley już "połknął haczyk". Zachwycił się muzyką i osobowością legendarnego amerykańskiego kompozytora pochodzenia żydowskiego. Spielberg zgodził się, by przejął jego pomysł. Sam zaś został współproducentem obrazu.
Scenariusz "Maestra", współtworzony przez Coopera i Josha Singera, obejmuje kilka dekad z życia Bernsteina. Poznajemy go jako asystenta dyrygenta Artura Rodzińskiego, który niespodziewanie otrzymuje propozycję nie do odrzucenia – ma pokierować orkiestrą New York Philharmonic w zastępstwie za innego artystę. Koncert w Carnegie Hall zwraca na Bernsteina uwagę środowiska muzycznego, otwierając mu drzwi do światowej kariery. Tę jednak oglądamy w tle. Na pierwszym planie twórcy umieścili relację Lenny’ego i aktorki Felicii Montealegre Cohn. Para pobrała się w 1951 roku i doczekała się trójki dzieci – Jamie, Niny i Alexandra. Łączyło ich uczucie, w które wpisana jest całkowita akceptacja partnera. Felicia wiedziała, że jej mąż jest biseksualny i nawiązuje romanse z mężczyznami. Dopóki się z tym krył, nie robiła mu wyrzutów. Kiedy przestał, a plotki o jego życiu uczuciowym zaczęły docierać do najmłodszych członków rodziny, coś w niej pękło. Lenny zaczął jej się jawić jako egoista, gotów poświęcić wszystko dla własnych potrzeb, artysta, który delektuje się swoją władzą nad słuchaczami.
Obraz Coopera nie jest typowym filmem biograficznym. Nie przedstawia życia kompozytora z dokumentalną precyzją. Akcja przeskakuje wiele lat do przodu, ale nie znajdziemy tu kluczowych dat. Bardziej niż one liczą się emocje bohaterów. "Można by nakręcić niesamowity dokument o życiu Bernsteina. Trochę takich filmów już powstało, ponieważ nie brakuje materiałów archiwalnych poświęconych temu twórcy. Natomiast ja postanowiłem mówić o wpływie, jaki wywierał na ludzi. Dźwięk, obraz, kolory, wartość produkcji i fabuła – wszystkie te składowe tworzą film. Poczułem, że mogę opowiedzieć o osiągnięciach Bernsteina za pomocą innych środków niż sama historia. Jego muzyka prowadzi widza przez film. Chciałem zadbać o to dziedzictwo. Bardzo wcześnie zacząłem myśleć o warstwie wizualnej. To właśnie ekscytuje mnie w pracy filmowca" – powiedział Bradley w wywiadzie dla "The New Yorkera".
Wielkim wsparciem dla reżysera byli potomkowie Bernsteinów, którzy od początku obdarzyli go zaufaniem i zapewnili dostęp do rodzinnych archiwów. "Bez nich nie byłoby tego filmu. Cały czas pozostawali w pobliżu. Uczestniczyli w pracach przedprodukcyjnych. Byli z nami podczas kręcenia scen i po zakończeniu zdjęć. Przychodzili do mojego domu, żeby obejrzeć fragmenty. Byli naprawdę wspaniali. Nie mogliśmy przyjechać na festiwal filmowy w Wenecji, gdzie obraz zaprezentowano w konkursie głównym, ale ludzie wysyłali nam filmiki ukazujące widzów "dyrygujących" w trakcie napisów końcowych. Robili to z taką radością, że czułem, że wywiązaliśmy się z tego zadania. To było nawet lepsze, niż gdybyśmy rzeczywiście tam byli" – wspominał w serii "Oscar Academy Conversation".
U boku Coopera wystąpiła Carey Mulligan. Brytyjska aktorka stworzyła zniuansowany portret silnej, świadomej kobiety, która dla miłości zrezygnowała na wiele lat z własnych zawodowych ambicji. "Dużo rzeczy wydało mi się fascynujących w Felicii. Przede wszystkim poczucie, że mogła wieść życie, którego nie przeżyła. Nie wiemy, kim byłaby, gdyby nie spotkała Lenny’ego. Przyjechała do Nowego Jorku pełna pasji, zmotywowana do działania. Z powodzeniem podążała własną ścieżką. Później nieoczekiwanie poznała jego. Stali się dla siebie nawzajem całym światem, ale oczywiście ten związek zepchnął jej karierę na dalszy plan" – zwróciła uwagę na łamach "Variety". Bradley dodał, że wraz z Mulligan poczuli się częścią rodziny kompozytora. "Dzieliliśmy coś wyjątkowego. Trudno to nawet wyrazić. Tak jakby Bernstein był z nami przez cały ten czas. Jego energia w dziwny sposób dotarła do mnie. Mam wrażenie, jakbym go znał" – przyznał w programie "CBS Sunday Morning".
"Maestro" właśnie trafił do polskich kin, a od 20 grudnia będzie można go oglądać na Netfliksie. W obsadzie znaleźli się również m.in. Jeremy Strong, Michael Urie, Maya Hawke, Sam Nivola i Gideon Glick. (PAP)
autorka: Daria Porycka
ep/