Były ambasador RP Mroziewcz: można założyć, że wybory w Indiach znów wygra Narendra Modi [WIDEO]

2024-04-18 13:22 aktualizacja: 2024-04-19, 11:22
W piątek rozpoczęły się wybory do Lok Sabha czyli Izby Ludowej, niższej izby indyjskiego parlamentu. Uprawnionych do głosowania jest ok. 968 mln obywateli, co oznacza, że będą to największe wybory na świecie. Fot. PAP/EPA/AGADEESH NV
W piątek rozpoczęły się wybory do Lok Sabha czyli Izby Ludowej, niższej izby indyjskiego parlamentu. Uprawnionych do głosowania jest ok. 968 mln obywateli, co oznacza, że będą to największe wybory na świecie. Fot. PAP/EPA/AGADEESH NV
Już teraz można założyć, że wybory parlamentarne w Indiach wygra Indyjska Partia Ludowa (BJP) premiera Narendry Modiego, który rządzi krajem silną ręką – powiedział w rozmowie z PAP Krzysztof Mroziewicz, publicysta i były ambasador RP w Indiach, Sri Lance i Nepalu. Jak podkreślił, BJP jest dosyć mocno osadzona we wszystkich państwowych strukturach.

W piątek rozpoczęły się wybory do niższej izby parlamentu - Izby Ludowej (Lok Sabha). Uprawnionych do głosowania jest ok. 968 mln obywateli. Są to największe wybory na świecie. Będą one trwać do 1 czerwca. Trzy dni później ogłoszone zostaną wyniki.

Zapytany, czy zgadza się z opinią, że są to największe wybory demokratyczne na świecie, Mroziewicz zacytował słowa Johna Kennetha Galbraitha, ambasadora USA za prezydentury Johna F. Kennedy’ego, że Indie nie są największą demokracją na świecie, ale największą funkcjonującą anarchią na świecie. Zdaniem publicysty to, co psuje atmosferę demokratyczności Indii, to powszechna w całej Azji korupcja.

"Każdy polityk, który ubiega się o miejsce w izbie, musi mieć pieniądze, żeby głosującym na kilku wiecach wręczyć po parze klapek - 'wietnamek', jak się je w Indiach nazywa - butelkę Campa Coli oraz kawałek płótna, z którego kobiety uszyją sari. To wymaga funduszy, które pojawiają się jako kredyty. Po objęciu władzy trzeba będzie je w jakiś sposób spłacić, pozyskując środki za 'usługi'. Indie to największa demokracja, ale też państwo, w którym od 20 do 50 proc. rupii pochodzi z nieznanych źródeł" – zaznaczył.

Według Mroziewicza Modi wygra, gdyż stawia na wielkość Indii. W jego opinii to przykład nacjonalizmu, który uzurpuje sobie prawo do decydowania o losach świata, co zdaniem publicysty bardzo odpowiada obywatelom Indii.

"Wyobraźmy sobie Indusa, który jest analfabetą, ale jednocześnie zna sześć języków, bo taka jest różnorodność kulturowa. Może on nie wiedzieć, gdzie leży Francja czy Australia, ale wie, czym są Indie i że są one wielkie. Kiedy odbywają się próby jądrowe, to wszyscy biedacy wychodzą ze slumsów i tańczą na ulicach z radości, że Indie są supermocarstwem. Ale to nie przekłada się na ilość jedzenia w misce czy liczbę rupii w kieszeni" – wyjaśnił autor wielu książek o Indiach.

Słaba pozycja koalicji partii opozycyjnych, na czele z Indyjskim Kongresem Narodowym (INC), spowodowana jest jego zdaniem tym, że Indusi byli zmęczeni kilkudziesięcioletnimi rządami tej opcji politycznej. "Kiedy porówna się demokratyczny, ale trzecioświatowy, socjalizm INC z autorytaryzmem, a nawet zamordyzmem premiera Modiego, to widać, że opozycja jest słabsza. To słabość, którą widzimy w braku ideologii, która obejmowałaby wszystko to, czym Indie są" – powiedział. Jak tłumaczył, w południowych stanach kraju rządy BJP nazywa się "imperializmem hindu". Ma to związek z silnymi związkami Modiego z wyznawcami hinduizmu, którzy w Indiach stanowią większość (ok. 80 proc.) obywateli.

Mroziewicz zwrócił uwagę, że Indie to konglomerat bardzo nieprzystających do siebie organizmów etnicznych i politycznych. "Mieszkańcy (stanów) Kerala, Andhra Pradeś, Tamilnadu na południu nie chcą mieć nic wspólnego z imperializmem języka hindi i hinduizmem, które rządzą w północnej i środkowej części kraju. Jednocześnie dochodzą do głosu separatystyczne ambicje Pendżabu czy Kaszmiru. Gdyby Uttar Pradeś nie było stanem indyjskim, to jako niezależne państwo byłoby ósmym pod względem liczby obywateli krajem świata. Zarządzanie takim molochem wymaga silnej władzy centralnej. Modi mocno przycisnął te wszystkie ruchy i pilnuje jedności" – podkreślił były ambasador.

W jego ocenie wybory w Indiach będą miały istotne znaczenie dla polityki zagranicznej tego kraju, szczególnie jeśli chodzi o relacje z Chinami. "Oba te kraje stoją odwrócone do siebie plecami. W swej historii prowadziły ze sobą trzy wojny, w których po każdej ze stron zginęło po... pięć osób. Ale jednocześnie nie mogą i nie chcą zrobić ani jednego kroku wojennego więcej. Wygrana Modiego i jego partii będzie gwarantem umocnienia mocarstwowych aspiracji Indii i przesunięcia dawnych sympatii do Rosji w stronę USA" – dodał.

Autorka: Maria Zabłocka

kgr/