Turski spotkał się w sobotę z uczestnikami Campusu Polska Przyszłości w olsztyńskim Kortowie. Odpowiadając na pytanie, jak rzetelnie i prawdziwie uczyć młodych Polaków historii, by nie wzbudzać przy tym poczucia nienawiści do Rosjan, czy Niemców, Turski odparł, że jego zdaniem kluczem jest niepoddawanie się „terrorowi pamięci”.
„Często pamięć może terroryzować człowieka, a nie wolno ulegać terrorowi pamięci” – mówił Turski. Jak dodał, kolejne pokolenia wybaczają sobie animozje przodków. W ocenie Turskiego poprzednia władza, która „wzniecała nienawiść do Niemców robiła historyczny błąd”. Turski podkreślił w kontekście rosyjskiej napaści na Ukrainę, że Polska musi mieć przyjaciół w Europie, np. właśnie wśród Niemców.
Turski opowiadał też o pobycie w obozie koncentracyjny, marszach śmierci i wywożeniu ludzi w wagonach kolejowych.
Był w tym kontekście pytany, czy spotkał się z przejawami człowieczeństwem w obozach koncentracyjnych. Odparł, że tak, ale bardzo rzadko, ponieważ hierarchia w obozach była tak ułożona, że jedni więźniowie pilnowali drugich i - jak powiedział Turski - wcale nie trzeba było tak wielu Niemców do pilnowania. Turski opowiedział też historię młodej Niemki, która zgłosiła się do pracy jako telefonistka nieświadoma, czym jest terroryzm. Jak mówił, kiedy już się dowiedziała, co dzieje się w obozach, popełniła samobójstwo.
Turski powiedział też, że jako więzień pierwszy raz odzyskał godność po przyjeździe do jednego z kolejnych obozów, gdzie pilnujący więźniów Niemiec powiedział, że nikt tutaj nie będzie bił więźniów, chyba że jeden drugiemu ukradnie chleb. "Przez cały czas pobytu w obozach nigdy nie płakałem. Po raz pierwszy wtedy miałem łzy w oczach" – podkreślił Turski.
Pytany, jak zmniejszyć zło między ludźmi, przyznał, że nie umie odpowiedzieć na to pytanie, ale powinniśmy zacząć od próby "usuwania języka nienawiści". To - jak mówił - może być pierwszy krok na drodze ku zrozumieniu i następnie empatii w stosunku do drugiego człowieka.
Jeden z uczestników spotkania zapytał Turskiego, czy Polska zrobiła wszystko, aby uwolnić Andrzeja Poczobuta więzionego przez reżim w Mińsku. Turski zauważył, że w sprawie Poczobuta toczą się zakulisowe rozmowy. "Mogę sobie tylko wyobrazić, że dyktator Białorusi (...) prawdopodobnie chce za to (uwolnienie Poczobuta) coś, co troszeczkę wykracza poza możliwości opłacenia" - zaznaczył Turski. Dodał, że "czasami tak to bywa, że płaci się ogromną cenę za jednego zakładnika, za jednego jeńca".
Jak dodał, osoby z "wysokiego szczebla, z którymi rozmawiał nt. Poczobuta zapewniły go, że próbują robić wszystko, w tym szukać mediatorów. "Bo nie ma rozmów bezpośrednich, są rozmowy przez mediatorów. Czy skuteczne? Oni są dobrej myśli, a ja nie jestem tak dobrej myśli, bo Poczobut jest w bardzo złym stanie fizycznym, tego się bardzo boję" - powiedział Turski.
grg/