W sobotę świat obiegła przygnębiająca wiadomość o śmierci 54-letniego Matthew Perry’ego. Na razie wiadomo, że jego ciało zostało znalezione w domowym jaccuzi, ale oficjalna przyczyna śmierci wciąż jednak nie jest znana. Według najnowszych doniesień zakończono już autopsję, ale wyniki nie są jednoznaczne. Władze Los Angeles czekają jeszcze na wyniki badań toksykologicznych, które pozwolą wskazać na ostateczną przyczynę tej tragedii.
Wiadomość o śmierci Perry’ego wstrząsnęła milionami fanów serialu "Przyjaciele", który dał mu ogromną popularność. Zagraniczne media przypominają jednak, że sam aktor nie chciał, by po śmierci wspominano go głównie z powodu roli Chandlera. „Chciałbym być zapamiętany jako ktoś, kto dobrze żył, kochał, a co najważniejsze, jako ktoś, kto chciał pomagać ludziom. Tego właśnie chcę. Kiedy umrę, nie chcę, aby słowo 'Przyjaciele' było pierwszą rzeczą, która zostanie wymieniona. Chcę, aby to właśnie pomoc innym była tą rzeczą i zamierzam przeżyć resztę życia, udowadniając to. Wiem, że tak się nie stanie, ale byłoby miło” – wyznał Perry w zeszłym roku w wywiadzie z Tomem Powerem. Wspomniał też o piosence, która jest jego życiowym mottem. To utwór „Don’t Give Up” Petera Gabriela i Kate Bush.
W tej samej rozmowie aktor podkreślił, że najbardziej ceni w sobie to, że gdy na ulicy podchodzi do niego zupełnie nieznana osoba i żali się, że nie potrafi przestać pić, on bez zastanowienia stara się jej pomóc. Perry robił jednak znacznie więcej. W 2013 roku zdecydował się przekształcić swoją rezydencję w Malibu w ośrodek dla uzależnionych, który działał do 2015 roku. Pomóc osobom walczącym z nałogami chciał także poprzez wydaną w tamtym roku autobiografię „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”, w której bardzo uczciwie rozprawia się z własnymi demonami. Do końca pozostawał osobą, która była rzecznikiem ludzi borykających się z uzależnieniami, bo mocno wierzył, że zmiana jest możliwa.
„Chcę, żeby ludzie zrozumieli, że nie są sami, że są inni ludzie, którzy czują dokładnie to samo, co oni. Że ich zachowanie nie jest szaleństwem, że są chorzy i to nie jest ich wina. Jest bardzo znane powiedzenie, że ludzie się nie zmieniają. Tak się składa, że wiem, iż ludzie się zmieniają. Widzę to codziennie. Widzę, jak ludzie stają się lepsi, jak rozpala się blask w ich oczach, gdy po przejściu terapii i detoksu są w stanie prowadzić normalne życie, jeśli codziennie wykonują określoną pracę” – zapewniał w wywiadzie. (PAP Life)
jos/