Na Zachodzie twórczość brytyjskiego duetu Michael Powell i Emeric Pressburger przeżywa prawdziwy renesans. Kiedy w ubiegłym roku mijało 75 lat od premiery "Czerwonych trzewików", British Film Institute przygotował imponującą wystawę, na której oprócz oryginalnych, czerwonych point można było podziwiać ponad sto obiektów związanych z filmem – kostiumów, elementów scenografii, zakulisowych zdjęć, draftów scenariusza i plakatów. Tytuł ponownie zagościł na wielkim ekranie. W paryskim kinie Le Champo dość regularnie wyświetlane są różne obrazy Powella i Pressburgera. Również w Stanach Zjednoczonych ich kino zajmuje istotne miejsce w świadomości widzów. Spora w tym zasługa wdowy po Powellu Thelmy Schoonmaker i przyjaciela Michaela Martina Scorsese, którzy zajmują się odrestaurowywaniem i popularyzowaniem ich dzieł. Natomiast w Polsce filmy Powella i Pressburgera nigdy nie były znane szerokiej publiczności. Teraz nadarza się okazja, aby je nadrobić. Do poniedziałku w stolicy trwa przegląd poświęcony klasyce filmowej - Timeless Film Festival Warsaw, podczas którego zaprezentowane zostaną m.in. kultowe "Czerwone trzewiki".
Film, luźno inspirowany baśnią Hansa Christiana Andersena, przenosi nas do powojennego Londynu. W pierwszych kadrach poznajemy młodą Vicky (w tej roli tancerka baletowa Moira Shearer), dla której taniec jest jak powietrze – potrzebuje go, aby żyć. Dzięki swojemu talentowi i zaangażowaniu kobieta otrzymuje awans w zespole kierowanym przez Borisa Lermontova (Anton Walbrook) – ma wystąpić w spektaklu "Czerwone trzewiki". Sukces na scenie łączy się z powodzeniem w życiu osobistym. Vicky zakochuje się w kompozytorze Julianie (Marius Goring). Niestety, szczęście nie trwa długo. Władczy Boris każe dziewczynie wybierać między pasją a miłością. Każda decyzja będzie niosła za sobą nieodwracalne konsekwencje.
Clou filmu stanowi kilkunastominutowa, spektakularna wizualnie sekwencja baletowa. Pamela Hutchinson w książce "The Red Shoes" przytacza słowa Pressburgera, który podkreślał, że zawsze fascynował go pomysł ukazania na ekranie prawdziwego dzieła sztuki. "W książkach i filmach często sugeruje się, że dana osoba jest geniuszem, że wspaniale pisze lub komponuje niezwykłą muzykę – ale, oczywiście, zawsze jest to oszustwo. Publiczność nigdy nie może tego zobaczyć, bo gdyby tak się stało, przekonałaby się, jak przeciętna jest to twórczość. W 'Czerwonych trzewikach' chciałem pokazać dzieło sztuki, aby ludzie rzeczywiście mogli stwierdzić: ach, a więc o to całe zamieszanie" – powiedział.
Jego i Powella wyznanie wiary w sztukę trafiło do serc widzów na całym świecie. W 1948 r. "Czerwone trzewiki" znalazły się na szczycie amerykańskiego box office’u, a rok później – zdobyły Oscary za najlepszą muzykę i scenografię. Od tego czasu inspirowały kolejne pokolenia artystów. W muzyce nawiązywała do nich chociażby Kate Bush w piosence i albumie "The Red Shoes" z 1993 r. W kinie echa fascynacji dziełem Powella i Pressburgera pobrzmiewają m.in. w musicalu "Amerykanin w Paryżu" Vincenta Minnelliego z 1951 r. i "Pamiątce" Joanny Hogg z 2019 r. Jednak największym miłośnikiem twórczości brytyjskiego duetu pozostaje Scorsese. W dokumencie "Made in England: The Films of Powell and Pressburger" Davida Hintona twórca "Taksówkarza" wspomina, że był małym, chorym na astmę chłopcem, kiedy po raz pierwszy zobaczył w telewizji jeden z ich filmów. Obraz oczarował go do tego stopnia, że w przyszłości, już jako aktywny filmowiec, postanowił odnaleźć Powella.
Mężczyźni zaprzyjaźnili się. Jak wspominała Schoonmaker w rozmowie z PAP, Scorsese zaprosił Michaela do USA, zabierał go na festiwale filmowe i "robił co w jego mocy, by przywrócić zainteresowanie tymi filmami". "To działało w dwie strony. Michael również nas inspirował, podsuwał wspaniałe pomysły. Kiedy Marty pokazał mu 'Ulice nędzy', Powell uznał je za arcydzieło. Czasami chodziliśmy po ulicach Nowego Jorku, a on dopytywał, dlaczego ten obraz jest ciągle wyświetlany w którymś z kin. Bardzo chciał zobaczyć, gdzie go nakręcono. De Niro i Martin wozili go po okolicy. Odwiedzili siłownię, w której De Niro trenował do roli Jake'a La Motty we 'Wściekłym byku'. Michael zwrócił uwagę Martinowi, że rękawice bokserskie są zbyt czerwone. Scorsese przyznał: 'masz rację, to powinien być czarno-biały film'" – powiedziała w lutym br. W "Made in England..." Martin dopowiada, puszczając oko do widzów: "zgadnijcie, dlaczego rękawice były czerwone?".
Zdaniem samego Hintona fenomen obrazu Powella i Pressburgera jest w dużej mierze zasługą tematu fabuły. "To film o sztuce, co przemawia do ludzi zajmujących się na co dzień tą materią. Niewątpliwie 'Czerwone trzewiki' inspirują również kolejne pokolenia młodych kobiet, którym marzy się kariera tancerek baletowych" – powiedział w lutym PAP. Schoonmaker dodała, że przecież nie tylko je. "Nie jestem w stanie powiedzieć, ilu malarzy, muzyków, filmowców powiedziało mi, że ten film popchnął ich do pracy. Jedną z takich osób był Nicholas Pileggi, który napisał z Martinem scenariusz 'Chłopców z ferajny'. Mieszkał z rodziną na Brooklynie i nie pisał wystarczająco dużo. Kiedy zobaczył 'Czerwone trzewiki', postanowił pójść na całość" – stwierdziła.
Pokaz "Czerwonych trzewików" odbędzie się w niedzielę w stołecznym kinie Iluzjon. Oprócz nich podczas trwającego do 15 kwietnia Timeless Film Festival Warsaw można obejrzeć inne obrazy duetu Powell i Pressburger – "Czarny narcyz", "Opowieść kanterberyjska", "Opowieści Hoffmanna", "Sprawę życia i śmierci", "Życie i śmierć pułkownika Blimpa" oraz "Wiem, dokąd zmierzam", dwa filmy wyreżyserowane przez samego Powella – "Podglądacza" i "Na krańcu świata" – a także zrealizowanego przez Powella, Ludwiga Bergera i Tima Whelana "Złodzieja z Bagdadu". Retrospektywie towarzyszy wystawa fotografii Freda Danielsa, fotosisty Michaela i Emerica. (PAP)
Autorka: Daria Porycka
kgr/