"Człowiek, który chciał być księciem" - 120 lat temu urodził się Michał Waszyński

2024-09-29 13:05 aktualizacja: 2024-09-29, 18:15
Michał Waszyński. Fot. Wikimedia Commons
Michał Waszyński. Fot. Wikimedia Commons
120 lat temu, 29 września 1904 r. urodził się Michał Waszyński – reżyser i producent filmowy, najbardziej płodny twórca przedwojennego polskiego kina. "Moją dewizą jest nie wychowywać, lecz dawać rozrywkę" – mawiał.

"Pieśniarz Warszawy" (1934) z Eugeniuszem Bodo, "Antek policmajster" (1935) i "Dodek na froncie" (1936) z Adolfem Dymszą, "Włóczęgi" (1939) z Kazimierzem Wajdą i Henrykiem Vogelfangerem – niezapomnianymi Szczepciem i Tońkiem... Wszystkie te tytuły łączy reżyser, czyli Michał Waszyński. Do wybuchu wojny w 1939 r. przez dziesięć lat nakręcił aż czterdzieści filmów.

"Moją dewizą jest nie wychowywać, lecz dawać rozrywkę. Ważne jest przede wszystkim powodzenie filmu u szerokiej publiczności" – zaznaczył w 1961 r. w rozmowie z "Filmem".

Tymczasem właśnie on w roku 1937 przeniósł na ekran "Dybuka". Adaptację sztuki Szymona An-skiego nakręcił całkowicie w języku jidysh, dziś uznawana est ona za najlepszy w historii kina film w tym języku. "Reżyser Waszyński, który – jak to się czuje w każdym metrze taśmy – z wielkim pietyzmem i starannością potraktował temat – znalazł ciekawe i trafne jego rozwiązanie: poszedł po linii "złotego środka" między realizmem, a fantazją" – pisał wówczas w "Prawdzie o Filmie" Józef Fryde. "Wychodząc z tego założenia, Michał Waszyński stworzył film doprawdy na wysokim poziomie artystycznym. Każdy metr taśmy wypełniony jest wartościami wizualnymi. Nastrój obrazu jest przez cały czas nieskazitelnie jednolity. Ponura atmosfera i fanatyzm ghetta odmalowany jest w "Dybuku" z polotem poetyckim. Niektóre sceny i obrazy przypominają stare sztychy żydowskie" – dodał recenzent.

Podobnie myśli prof. Tadeusz Lubelski, zdaniem którego "końcowy rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania". "Był to pierwszy tak wielki sukces kina mówionego w jidysz w spotkaniu z polską publicznością. "Dybuk" do dziś uchodzi w świecie za największe osiągnięcie kina żydowskiego" – czytamy w książce "Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty".

Warto również dodać, że Waszyński był pierwszym reżyserem, który zaadaptował powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Znachor" - z Kazimierzem Junoszą-Stępowskim w tytułowej roli. Artysta zekranizował także kolejną jej część – "Profesor Wilczur" (1938).

Życie i debiut reżysera

Michał Waszyński, a właściwie Mosze Waks, urodził się 29 września 1904 r. w Kowlu na Wołyniu w średniozamożnej rodzinie chasydzkiej. W wieku 18 lat, za namową Wiktora Biegańskiego, którego był asystentem, zmienił nazwisko. W późniejszym czasie już jako Waszyński asystował także Józefowi Lejtesowi i Henrykowi Szaro.

Zadebiutował w 1929 r. melodramatem "Pod banderą miłości". Od tego momentu zaczął się niezwykle pracowity okres w jego karierze. Waszyński stanie się znanym reżyserem, współpracującym z najlepszymi polskimi aktorami i twórcami filmowymi. Jego filmy nastawione były jednak głównie na sukces komercyjny, co spotykało się z potężną niekiedy krytyką.

"Czemu służy sztuka filmowa, jeśli znajdzie się w rękach takiego nieudacznika? Waszyński przynosi wstyd polskiej kinematografii" – grzmiała krytyczka Stefania Zahorska. Dopiero "Dybuk" przyniesie mu prawdziwe uznanie.

Zdaniem Lubelskiego to "niemal legendarna postać człowieka, który uratowawszy się z Zagłady zmienił tożsamość – a w ciągu życia zrobił to dwukrotnie". "Urodził się i wychował w Kowlu na Wołyniu, w ortodoksyjnej żydowskiej rodzinie. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Waks (…), pod pseudonimem Michał Waszyński – i stał się jednym z najpopularniejszych i najbardziej pracowitych reżyserów dwudziestolecia międzywojennego" – zaznacza filmoznawca rozmowie z "Teologią Polityczną".

W połowie lat 30. Waszyński zaczął modyfikować swój życiorys. Od tej pory będzie mówi, że urodził się w Warszawie w rodzinie katolickiej, na czego dowód uzyskał nawet dokument mający poświadczać jego chrzest w stołecznym kościele. Maniera modyfikowania swojego życiorysu będzie towarzyszyć Waszyńskiemu przez resztę życia.

Od żołnierza do arystokraty

Wybuch wojny zastał go we Lwowie. Władze radzieckie zesłały filmowca na Syberię. Udało mu się jednak uciec i wstąpić do formowanej armii gen. Władysława Andersa.

"Kiedy w 1941 r. Waszyński wstąpił do armii gen. Andersa, dowódcy polskich sił zbrojnych na Bliskim Wschodzie, walczących następnie we Włoszech, dołączył do swojego CV całkiem odmienną wersję pierwszego okresu swojej kariery. Wówczas jeszcze wydawało się ono wiarygodne. Krótkie notatki w słownikach filmowych poświęcone Waszyńskiemu podawały, że studiował sztukę dramatyczną w Kijowie w 1921 r., że w 1922 r. został asystentem Friedricha Wilhelma Murnaua, a następnie, w latach 1923–1925 asystentem reżysera teatralnego Jewgienija Wachtangowa w Moskwie" – czytamy w biografii Waszyńskiego "Człowiek, który chciał być księciem" Samuela Blumenfelda.

Jako żołnierz armii Andersa brał udział w bitwie pod Monte Cassino. Co warte podkreślenia udało mu się nakręcić kilka scen z tej bitwy. Fragmenty te zostały wykorzystane w filmie "Wielka droga" (1948) z Jadwigą Andrzejewską oraz Ireną Anders w obsadzie.

Po wojnie osiadł we Włoszech, gdzie w 1946 r. poślubił arystokratkę Marię Dolores Tarantini. Kobieta po kilku miesiącach zmarła, zostawiając Waszyńskiemu pokaźny majątek – m.in. pałac w Rzymie i kolekcję dzieł sztuki. Od tej pory reżyser zaczął kreować się na polskiego księcia. W kręgach włoskiej arystokracji nazywano go "Il Principe".

W 1946 r. wyreżyserował swój ostatni film "Nieznajomy z San Marino" z Anną Magnani i Vittorio De Sicą w rolach głównych. W obsadzie znalazła się również występująca pod pseudonimem Renata Bogdańska Irena Anders.

Od tego momentu zaczął się zupełnie nowy etap w jego życiu. Jako rzekomy polski arystokrata obracał się w kręgach wpływowej włoskiej society, woził rolls-roycem, nawiązywał znajomości z najważniejszymi ludźmi kina. Podając się za polskiego arystokratę, będzie unikać… Polaków. Wszystko w obawie przed zdemaskowaniem.

"Opowiadał, że miał wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo. Żył w nieprawdopodobnym luksusie. Jego rodzice mieli niezmierzone bogactwa: dom, park z dwunastoma jeziorami i kościół. Gigantyczna posiadłość, odmalowana w opowieści niczym wyzwanie rzucone możliwościom wzroku" – wspomniał Giorgio Dickmann w rozmowie z w rozmowie z Samuelem Blumenfeldem.

Znajomość z producentem Samuelem Bronstonem otworzyła przed nim drzwi do światowego kina. Podejmował współpracę z takimi twórcami, jak Mervyn LeRoy, William Wyler i Joseph L. Mankiewicz. Został asystentem Orsona Wellesa podczas kręcenia "Otella" (1952).

Wielokrotnie powtarzał, że to właśnie on odkrył 17-letnią Sofię Scicolonę, czyli późniejszą wielką gwiazdę światowego kina – Sophię Loren. Przypisywał sobie także odkrycie talentu Audrey Hepburn. Z jego udziałem powstały takie filmy, jak "Rzymskie wakacje" (1953), "Cyd" (1961) oraz "Upadek Cesarstwa Rzymskiego" (1964).

Wydawać się mogło, że 60-latek przeżywał najlepszy czas w swoim życiu. W rzeczywistości jednak wieloletnie udawanie kogoś, kim nie był, odbiło się na jego zdrowiu. Nie bez znaczenia był również homoseksualizm Waszyńskiego, który we frankistowskiej Hiszpanii, gdzie spędził ostatnie lata, nie był dobrze widziany – akty homoseksualne były zakazane, a mniejszości seksualne prześladowane.

Reżyser zmarł nagle 20 lutego 1965 r. Cztery dni później, 24 lutego na łamach "Variety" ukazał się nekrolog o treści: "Książę Michał Waszyński, producent filmowy, w wieku sześćdziesięciu lat zmarł na atak serca 20 lutego w Madrycie".

W 2017 r. powstał o nim film w reżyserii Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego, zatytułowany "Książę i Dybuk". Obraz opowiadający historię reżysera, wygrał konkurs w sekcji Venice Classics - Best Documentary on Cinema, podczas 74. festiwalu w Wenecji. "Michał Waszyński to postać nietuzinkowa, wymykająca się wszelkim wzorom czy schematom, człowiek wielu twarzy i tożsamości" – mówiła wówczas PAP reżyserka.

"Wydaje mi się, że tęsknota, którą w sobie nosił, oraz świadomość tego, jak daleko posunął się w swoich kłamstwach i manipulacjach, i że nie ma już od nich odwrotu, wywołały tę kondycję. To chyba największa cena, jaką zapłacił za swoje maski" – zauważyła Niewiera. "No i jeszcze ta śmierć. Waszyński zmarł nagle. Podczas przyjęcia we własnym domu, na które zaprosił mnóstwo gwiazd i przyjaciół. Wznosił toast, pochylił się. Wszyscy myśleli, że spadła mu serwetka, a to był atak serca. To też można uznać za symboliczne, że odszedł tak niespodziewanie i gwałtownie" – podsumowała. (PAP)

Mateusz Wyderka

mwd/ wj/ ał/