Gardzący gwiazdorstwem aktor idealny. 100 lat temu urodził się Marcello Mastroianni

2024-09-28 05:23 aktualizacja: 2024-09-29, 11:57
Marcello Mastroianni z córką podczas 49. Festiwalu Filmowego w Cannes. Fot. PAP/EPA/Andre DURAND
Marcello Mastroianni z córką podczas 49. Festiwalu Filmowego w Cannes. Fot. PAP/EPA/Andre DURAND
Pod względem profesjonalnym, ale także psychologicznym jest dla mnie aktorem idealnym – mówił o nim Federico Fellini. Sto lat temu, 28 września 1924 r., urodził się Marcello Mastroianni – ikona włoskiego kina, aktor uwielbiany i podziwiany, uznawany za uosobienie prawdziwego Włocha.

"Zostałem aktorem, bo lubiłem płakać przed lustrem" – opowiadał w 1961 r. w rozmowie z paryskim tygodnikiem "L’Express".

Paradoksem jest, że największy włoski gwiazdor kina gardził gwiazdorstwem. Kiedy będąc u szczytu popularności, został zaproszony do pracy w Hollywood – jako jedyny włoski aktor - z pełną świadomością zrezygnował z tej możliwości. Odrzucił wszystkie role, które wiązały się z koniecznością nauki języka angielskiego i graniem włoskich kochanków.

"Był zupełnie normalny. Nie cierpiał gwiazdorstwa. Nie lubił, gdy go traktowano w szczególny sposób" – podkreślił scenarzysta Masolino D’Amico w filmie dokumentalnym "Marcello Mastroianni - Włoch doskonały" (2015).

Mastroianni od najmłodszych lat fascynował się kinem

Mastroianni urodził się 28 września 1924 r. w miejscowości Fontana Liri w środkowych Włoszech. Pochodził z rodziny wielodzietnej. Jego rodzice, Ida Irolle i Ottorino Mastroianni, ślub wzięli w Rzymie. Początkowo mieszkali w rodzinnych stronach. Kiedy Marcello miał dwa lata, przenieśli się do Turynu, by po siedmiu latach wrócić do stolicy.

Żyli dość skromnie. Szczególnie, kiedy Ottorino odmówił wstąpienia do partii faszystowskiej i przez to stracił pracę. Od najmłodszych lat rodzice próbowali ukierunkować Marcella na zdobycie potrzebnego i szanowanego zawodu. Dlatego też po skończeniu zawodówki przyszły aktor zapisał się do Instituto Carlo Grella, gdzie zdobył zawód technika budowlanego.

Po latach w wywiadzie dla czasopisma "Film" przyznał, że nigdy nie przestał się interesować architekturą. "Złoszczę się, kiedy widzę, że tu, na starej, cudownej rzymskiej drodze Appia Antica buduje się nowe domy, bo przynosi to kolosalne zyski. I wiem, że dzieje się tak za sprawą spekulacji i oszustw" – powiedział.

Jednak to zawód aktora pociągał go najbardziej. Już od najmłodszych lat fascynował się kinem. "W Turynie obejrzałem pierwszy film na dużym ekranie - był to "Ben Hur" z Ramónem Novarro. Miałem wtedy sześć lat" – opowiadał. Pierwsze próby aktorskie zaliczył w szkolnych teatrzykach. Zdarzało mu się statystować – m.in. w filmie Carmine Gallone "Marionetki" (1938). Grywał także w przedstawieniach organizowanych przez proboszcza parafii Santi Fabriano e Venanzio przy via Taranto.

W 1942 r. poznał Vittorio de Sicę, u którego zagrał drobną rolę w filmie "Dzieci patrzą na nas" (1944). Zapisał się na uniwersytet i jednocześnie zatrudnił w miejskim magistracie na stanowisku geodety. W 1943 r. został powołany do wojska. Udało mu się uniknąć wysłania na front. Trafił do Florencji, następnie do małej miejscowości w okolicach Bolzano. Z obawy przed deportacją do Niemiec uciekł do Wenecji.

Kariera aktora

Po wojnie wrócił do Rzymu. Podjął pracę księgowego, ale nie zapomniał o aktorstwie. W 1948 r. zadebiutował w filmie "Nędznicy" Riccardo Fredy. Przez kilka lat pojawiał się w mniej znaczących produkcjach. W 1957 r. zagrał u Viscontiego w "Białych nocach". To pierwsza poważniejsza rola Mastroianniego.

Dzięki pracy w teatrze akademickim poznał Giuliettę Massinę i jej męża Federico Felliniego. "Kariera aktora zawsze zależy od spotkania z ciekawym reżyserem, który pisze interesującą historię, powierza wartościowe role i jest w stanie cię zrozumieć" – mówił po latach. Znajomość z Fellinim była dla niego prawdziwym przełomem.

W 1960 r. powstał film "Słodkie życie" z Mastroiannim i szwedzką pięknością Anitą Ekberg. Scena, kiedy obydwoje stoją w rzymskiej fontannie di Trevi, należy do najsłynniejszych w dziejach kina. "Zawsze w życiu staję się trochę tym, kogo aktualnie gram" – powiedział dziennikarzowi "L’Express". "Co wieczór ciągnę ze sobą poza atelier atmosferę filmu, w którym gram. Nie lubię opuszczać tego fałszywego, ale fascynującego świata fikcji…" - podsumował. Rola u Felliniego zapewniła mu szeroką rozpoznawalność i uznanie krytyków, czego wyrazem jest Nastro d’Argento – włoska nagroda filmowa.

"Musiałem się nauczyć być cierpliwym. Aktorstwo to zawód, który polega na czekaniu. Bez przerwy na coś się czeka. Reszta nie jest już trudna" – wspomniał. W 1961 r. za rolę w filmie Pietro Germiego "Rozwód po włosku" po raz pierwszy został nominowany do Oscara, ale statuetki nie dostał. Za swoją kreację otrzymał natomiast Złoty Glob.

Fellini i Mastroianni wrócili do współpracy podczas "Osiem i pół" (1963). Co ciekawe, mimo że dobrze się rozumieli, a nawet zaprzyjaźnili, to Fellini nie od początku widział Marcella w roli Guido. "Zanim go zatrudniłem, wezwałem najpierw wszystkich innych: Lawrence’a Oliviera, Claude’a Rainsa, Petera O’Toole. Marcello czekał i nic nie mówił" – opowiadał reżyser.

Wybór Mastroianniego po raz drugi okazał się strzałem w dziesiątkę. Fellini od początku był zadowolony z decyzji. "Przy charakteryzacji kazałem przygotować woreczki z piaskiem, żeby miał bardziej pomarszczone powieki, kazałem mu zrzucić dziesięć kilo, zrobić siwe pasemka we włosach, a do tego te profile z plastrem, i on na to wszystko pozwalał" – napisano w książce "Fellini. Zawód: reżyser" Rity Cirio. Tak powstał kolejny wielki, nagrodzony dwoma Oscarami film Felliniego z Mastroiannim w roli głównej.

"Mastroianni był aktorskim zwierzęciem, gra przychodziła mu bez trudu. Zawsze zresztą podkreślał, że zawód traktuje z lekkością i dystansem. Śmieszyły go różne aktorskie szkoły czy metody, szczególnie te spod znaku amerykańskiego Actors Studio. Często powtarzał, że aktor powinien grać postać, nie zaś nią być" – zauważyła italianistka Anna Osmólska-Mętrak.

Według niej tajemnica jego doskonałej i harmonijnej współpracy z Fellinim polegała na tym, że Marcello nie zadawał zbędnych pytań, wykonywał polecenia. "Często mówi się, że był alter ego Federica" – opowiadała Osmólska-Mętrak. Sam reżyser wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że nie istnieje kino Felliniego, lecz kino Felliniego i Mastroianniego.

"Marcello pod względem profesjonalnym, ale także psychologicznym jest dla mnie aktorem idealnym" – zaznaczył Fellini w rozmowie z Ritą Cirio. "Jest doskonałym współpracownikiem (...), nie wykazuje natrętnej i kłopotliwej ciekawości, nie ma własnych pomysłów na postać, nie proponuje swoich rozwiązań, rozumie, że najlepszym sposobem współpracy – być może robi tak ze wszystkimi, ale przynajmniej ze mną znakomicie się to sprawdza – jest oddanie się do dyspozycji z maksymalną ustępliwością, z onieśmieloną i ostrożną ciekawością" – dodał wybitny włoski reżyser.

Fellini z żadnym innym aktorem nie był tak związany, jak z Mastroiannim. Można powiedzieć bez cienia przesady, że sposób myślenia Mastroianniego o aktorstwie był idealnym odzwierciedleniem tego, jak o tworzeniu kina myślał sam Fellini.

W 1963 r. Mastroianni współpracował także z De Sicą, czego efektem jest nagrodzone Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny "Wczoraj, dziś, jutro". Partnerowała mu tu kolejna ikona włoskiego kina - Sophia Loren. Aktorska para ceniła sobie współpracę, dobrze się rozumiała i przyjaźniła. Niedługo później cała trójka ponownie spotkała się na planie - tym razem nagrodzonego Złotym Globem "Małżeństwa po włosku" (1964).

W 1970 r. powstał "Dramat zazdrości" w reż. Ettore Scoli. Tym razem Mastroianniemu, który za swoją rolę otrzymał w Cannes Złotą Palmę, partneruje muza Michelangela Antonioniego Monica Vitti. "Mastroianni okazuje się pojętnym dziedzicem tradycji włoskiego aktorstwa. Niemal jednym gestem, jedną kwestią czy błyskiem oka potrafi podkreślić charakterystyczną dla roli cechę" – recenzowała w "Filmie" Elżbieta Smoleń-Wasilewska. "I chociaż "Dramat zazdrości" jest filmem klasy średniej, zapewne dla tego właśnie bogactwa roli jury festiwalu w Cannes wyróżniło kreację Marcello Mastroianniego swą najwyższą nagrodą" – podsumowała.

Podobnie twierdził prof. Tadeusz Lubelski. "Współczesny aktor, choćby tak dobry, jak Toni Servillo, może już tylko imitować miny Marcella Mastroianniego" – zauważył w felietonie "Fellini wśród nas".

W 1972 r. Włoch miał okazję współpracować z Romanem Polańskim w zaliczanym do jednego ze słabszych dzieł polskiego reżysera filmie "Co?". W 1977 r. za rolę homoseksualisty Gabriela w "Szczególnym dniu" Mastroianni otrzymał drugą nominację do Oscara. W wyreżyserowanym przez Ettora Scolę filmie znów gra z Sophią Loren. W 1980 r. wrócił do współpracy z Fellinim. Na planie "Miasta kobiet" partnerowała mu Polka Anna Prucnal.

Fellini i Mastroianni spotkali się jeszcze na planie filmów "Ginger i Fred" (1985) oraz "Wywiad" (1987) – w tym samym roku aktor dostał trzecią nominację do Oscara - za rolę w filmie "Oczy czarne" w reż. Nikity Michałkowa. Ostatecznie musiał się zadowolić Złotą Palmą z Cannes.

Cieszył się ogromnym powodzeniem. Spotykał się z najpiękniejszymi i najbardziej pożądanymi kobietami, jak amerykańska gwiazda Faye Dunaway czy francuska aktorka Catherine Deneuve (uznawani byli za najpiękniejszą parę świata). Z Deneuve miał córkę Chiarę. Marcello był raz żonaty – z Florą Carabellą. Jako katolik nie uznawał rozwodów. Z tego oficjalnego związku urodziła się pierwsza córka aktora – Barbara.

"Wierzę w naturę, w miłość, w uczucia i przyjaźń, wierzę w moją pracę. Lubię ludzi i kocham życie. Uważam się za człowieka szczęśliwego. Z upadkami i wzlotami, które są przeznaczeniem nas wszystkich, ale zdecydowanie szczęśliwego" – podkreślał Mastroianni.

W 1993 r. umiera Fellini. Niedługo przed śmiercią otrzymał Oscara za całokształt twórczości - statuetkę wręczyli mu Sophia Loren i Mastroianni. Ta aktorska para spotkała się jeszcze w filmie "Pret-a-Porter" (1994).

19 grudnia 1996 r. 72-letni Mastroianni umarł w Paryżu na raka trzustki. W jego rzymskim pogrzebie uczestniczy 30 tys. osób.

"Stworzył postać Europejczyka, mieszkańca dużego miasta, mężczyzny sympatycznego i trochę zagubionego, pełnego erotycznych marzeń, kompleksów i zahamowań, zafascynowanego bez reszty kobiecością i zarazem bojącego się jej, człowieka przyglądającego się ciekawie, ale i z melancholią szaleństwom nowoczesności i próbującego zrozumieć, gdzie w tym nowym świecie jest miejsce na zwykłe ludzkie sprawy" – recenzował Stanisław Janicki w "Odeonie. Felietonach filmowych". "Potrafił nasycić odtwarzane postaci subtelną mieszanką ciepła, smutku i radości życia. Był ludzki i autentyczny – grał poniekąd samego siebie" – podsumował filmoznawca.

Marcello Mastroianni uważany jest za jednego z najważniejszych aktorów w historii, ikonę włoskiej kinematografii. Był uwielbiany i podziwiany. Trzykrotnie nominowany do Oscara, nagradzany m.in. Złotym Globem i dwukrotnie Złotą Palmą w Cannes. W 1993 r. otrzymał Cezara za całokształt twórczości.

"Szczerze oddał się pasji swojego ogromnego i wrodzonego talentu, który doprowadził go – zwłaszcza w drugiej części kariery - do podróżowania po świecie w poszukiwaniu coraz większych wyzwań, dalekich od banalnych fabuł i od obsesyjnej ciekawości mediów" – napisano w 2016 r. na łamach dziennika "La Stampa" z okazji 20. rocznicy śmierci aktora. (PAP)

Autor: Mateusz Wyderka

mwd/ miś/ mow/