Czym jest i jak powstaje sztuka immersyjna? Melt Museum zapewnia nowe doświadczenia [WYWIAD]

2023-12-31 12:04 aktualizacja: 2023-12-31, 13:14
Od października działa w Warszawie pierwsze muzeum sztuki immersyjnej – Melt Museum. Jego założycielami są Kamila Staszczyszyn i Kuba Matyka - duet wyróżniony w opracowanym przez „Financial Times” rankingu najbardziej innowacyjnych twórców w Europie Środkowo-Wschodniej „NewEurope100” i zdobywcy wielu innych nagród i wyróżnień. Ich immersyjne instalacje, jak „Moments” w Atelier Des Lumieres w Paryżu czy „Turbulence” na festiwalu Ars Electronica w Austrii, zdobyły międzynarodowe uznanie. Teraz ich stałą wystawę „Artificial Dreams” można oglądać, a właściwie jej doświadczać, we wspomnianym Melt Museum. Nam Kuba Matyka wyjaśnia, czym jest i jak powstaje sztuka immersyjna oraz dlaczego warszawska wystawa jest coraz lepsza.

PAP Life: Czy to, co robi Melt Immersive, to jeszcze sztuka nowoczesna, czy już coś zupełnie nowego?

Kuba Matyka: Ciężko mi o tym mówić w kategorii sztuki nowoczesnej, bo to jest jednak coś innego. Korzystamy głównie z multimediów, więc nazwałbym to raczej sztuką nowych mediów.

PAP Life: To, co tworzycie, nazywacie instalacjami, ale też doświadczeniami. Co to właściwie jest?

K. M.: Na początku zawsze zastanawiamy się, jakie emocje chcemy wywołać w człowieku. A potem dopiero, jakich do tego użyć narzędzi, jakie wykorzystać media, urządzenia i technologie. Przede wszystkim jednak skupiamy się na samym doświadczeniu i tym, jakie wywołuje emocje. Można to zrobić na wiele sposobów, ale naszym ulubionym są środki audiowizualne - jako medium umiejscowione gdzieś pomiędzy światem cyfrowym a prawdziwym. I tu już się zaczyna multisensoryczność, ale my chcemy iść dalej, wprowadzamy ruch, dotyk, temperaturę i inne elementy, które w różny sposób oddziałują na człowieka. Już choćby to, że Melt Museum znajduje się w piwnicy, która jest dużo chłodniejsza i ma trochę mroczny klimat, taki berliński, bardziej techno. Jak się tam wchodzi, to wszystko sprawia, że nawet muzyka zdaje się jakaś cięższa.

PAP Life: Czyli w swojej sztuce wykorzystujecie też specyfikę przestrzeni?

K. M.: Tak, bo immersja jako taka zaczyna się wtedy, kiedy człowiek się "wkręca" w jakieś doświadczenie, zapomina na chwilę o całym świecie i wciąga się w jakiś twór kultury czy popkultury. Immersyjna może być książka, filmy, bardzo immersyjne są oczywiście gry komputerowe, bo chodzi o to, żeby człowieka wciągnąć na chwilę w inny świat. My działamy w ten sposób, że operujemy całą dostępną przestrzenią. I właśnie ta przestrzenność różni nasze immersyjne doświadczenia od takich, które opierają się na jednym medium, jak film, muzyka czy książka. Wszystko co nas otacza, pomaga w zatopieniu się w tym świecie.

PAP Life: Temu zatopieniu się sprzyja interaktywność. W jaki sposób projektujecie interakcje z widzami?

K. M.: To jedna z trudniejszych rzeczy, podobnie jak w projektowaniu gier komputerowych. Zdarza się, że ogromne studia wydają miliony dolarów na zaprojektowanie jakiejś konkretnej mechaniki w grze komputerowej, która potem trafia do kosza, bo po prostu okazuje się mało grywalna i mało wciągająca. Dlatego bardzo ważna jest faza testów. My projektowanie interakcji zaczynamy do refleksji nad tym, co chcemy, żeby ona wywołała w odbiorcy. Potem dobieramy do tego technologie, np. jakieś konkretne sensory - dotykowe, ruchu, czy takie, które tylko rejestrują, że człowiek jest w przestrzeni. Zaczynamy się zastanawiać, jakie technologie będą najskuteczniejsze do realizacji tego, co chcemy osiągnąć. Dlatego te instalacje, zwłaszcza tu u nas w muzeum, ewoluują. Już się zmieniły w stosunku do tego, co było podczas otwarcia wystawy, bo cały czas je poprawiamy. Wystarczy się przejść i zobaczyć, jak ludzie reagują, żeby wiedzieć, co jeszcze można poprawić. Bo chcemy, żeby goście więcej się bawili.

PAP Life: To co ostatnio ulepszyliście?

K. M.: Teraz mamy instalację na takim wielkim, panoramicznym ekranie, przy którym kilka osób może się bawić z wirtualnymi rybkami. Ludzie chodzą, machają rękami i do każdego podpływa inny gatunek rybek, można się z nimi w jakiś sposób bawić. I już wiemy, że ta interakcja, mimo że bardzo ładna i relaksująca, jest jednak trochę zbyt mało "nagła". Potrzebujemy dodać bardziej natychmiastowe interakcje, żeby ludzie trochę lepiej rozumieli, co jest interaktywne. W tej chwili rybki podpływają w swoim tempie i ludzie to oczywiście zauważają, ale nie wszyscy. W ogóle jeśli chodzi o gości, to bardzo różnie reagują, więc uczymy się tego i staramy się cały czas poprawiać instalację. To jest bardzo ciekawe i dla nas też fascynujące.

PAP Life: Jakie jeszcze wnioski macie z tych obserwacji? Jak ludzie reagują na sztukę immersyjną?

K. M.: Zaczęliśmy tworzyć interaktywne instalacje chyba w 2013 roku, pierwsza nazywała się “Membrana”. To był duży ekran dotykowy, ale nie ze szkła tylko z elastycznego materiału. Im mocniej się go nacisnęło, tym bardziej się naciągał. W zależności od siły i punktu nacisku generował się różny dźwięk i obraz. To było wystawione przez kilka dni. My większość tego czasu spędziliśmy siedząc tam i patrząc, jak ludzie reagują, bo nie mogliśmy się od tego oderwać. Dzieci na przykład wbiegały w tę tkaninę, ktoś inny przechodził i nagle się orientował, że coś się tu dzieje, więc dotknął. Zaczęliśmy się uczyć, jak w taki nienachalny sposób uczyć ludzi, co można z tym zrobić, ale jednocześnie nie mówić im wszystkiego dosłownie, żeby mieli frajdę z odkrywania, co sami mogą zrobić.

PAP Life: Jak w takim razie wygląda wasz warsztat artystyczny?

K. M.: To głównie komputery. Bardzo potężne komputery, można powiedzieć gamingowe, ale takie najmocniejsze. No i dużo różnej elektroniki. Ciągle czegoś próbujemy, strasznie dużo takich rzeczy zamawiamy, nawet w fazie prototypu. Jak tylko się pojawił VR, to pierwsze Oculusy zamawialiśmy jeszcze zanim stały się dostępne dla zwykłych użytkowników. Cała ta zabawa technologiami służy kombinowaniu z doświadczeniem.

PAP Life: Ale w jaki sposób ta pierwotna idea przybiera konkretną postać zaawansowanej technologicznie instalacji? Przecież wasz odbiorca właściwie nie czuje tej techniki.

K. M.: Jedną z naszych zasad jest, żeby technologia była praktycznie niewidoczna dla człowieka. Oczywiście nie mówię o ekranach, bo one muszą być widoczne, ale sensory ukrywamy, żeby odbiorca nie wiedział, jak to działa. Wtedy to jest dla niego trochę bardziej magiczne niż technologiczne. A jeśli chodzi o sam proces tworzenia, to zawsze zaczynamy od koncepcji, potem szkicujemy to w 3D, i jak zobaczymy sobie to przestrzennie, jeszcze w programie komputerowym, to zaczynamy rozumieć, jak to się może zachowywać. Potem symulujemy to w silniku do gier komputerowych, żeby już było wiadomo, jak to zadziała w czasie rzeczywistym. I dopiero przenosimy do realnej instalacji.

PAP Life: Otwarcie Melt Museum jakoś wpłynęło na waszą pracę?

K. M.: Jak otworzyliśmy muzeum, to trochę ten proces się zmienił, bo teraz możemy codziennie po zamknięciu iść coś sprawdzić, ewentualnie poprawić. To jest niesamowita różnica, bo wcześniej to wszystko było wirtualne, dopóki ktoś tego nie zbudował na jakieś wydarzenie albo wystawę. A teraz możemy to testować i uaktualniać praktycznie na bieżąco. I to jest super, bo te rzeczy naprawdę zyskują, gdy więcej ludzi z nich korzysta, bo oni dają feedback i można wszystko dopracować. Teraz gry robi się tak, że wypuszcza się wersję, która nie jest jeszcze perfekcyjnie dopracowana i z czasem się ją poprawia. Nasze projekty nie są aż takie skomplikowane i od razu działają, ale okazuje się, że czasem początkowe założenia można poprawić i doświadczenie zyskuje, kiedy na przykład wyciszymy w pewnym momencie dźwięk albo damy sensor w innym miejscu. I nagle to wszystko staje się pełniejsze.

PAP Life: Co w takim razie czeka widzów na waszej aktualnej wystawie „Artificial Dreams”?

K. M.: Ta wystawa jest bardzo mocno inspirowana przyszłością relacji człowieka ze sztuczną inteligencją, którą znamy głównie z science fiction. Nie straszymy, że sztuczna inteligencja zabierze nam pracę i ludzie nie będą mieli co robić, albo że nas pokona jak w „Terminatorze”. Raczej balansujemy między technoutopią a dystopią, inspirując się bardzo wieloma klasycznymi tytułami i autorami science fiction. I podajemy to w bardzo lekki sposób, bo to nie jest wystawa edukacyjna tylko szalenie wrażeniowa. (PAP Life)

Rozmawiała Agata Fijołek

ep/