Oznajmił też, że Stany Zjednoczone przekazały Izraelowi, iż są "głęboko zaniepokojone" wydarzeniami w Rafah, a amerykańska administracja zwróciła się do izraelskiego rządu w tej sprawie, gdy tylko pozyskała informacje o ataku.
Komentarz Millera odnosi się tragicznych skutków wtorkowego nalotu izraelskiego lotnictwa na obóz dla przesiedleńców na zachód od miasta Rafah, w miejscowości Al-Mawasi, którą armia izraelska wyznaczyła jako strefę humanitarną, a także do ataku z niedzieli, który spowodował pożar w obozie dla uchodźców i śmierć co najmniej 45 Palestyńczyków.
"Izrael nie powinien przeprowadzać ataków w wyznaczonych strefach bezpiecznych, do których skierował ludzi" - oświadczył rzecznik Departamentu, zastrzegł jednak, że izraelskie władze zaprzeczają, by przeprowadziły nalot na Al-Mawasi, o którym informowały służby medyczne w Strefie Gazy.
Odnosząc się do ataku z niedzieli oznajmił - powołując się na wstępne śledztwo przeprowadzone przez Izraelczyków - że bomby zrzucone przez izraelskie lotnictwo spadły 1,7 km od miejsca pożaru i ani USA, ani prawdopodobnie Izrael nie wiedzą, jak to bombardowanie mogło wywołać pożar.
Miller podkreślił, że Waszyngton będzie nadal upominał Izrael, zwracając uwagę na obowiązek pełnego respektowania międzynarodowego prawa humanitarnego, ograniczania skutków operacji wojskowych dla ludności cywilnej oraz zwiększania dostaw pomocy humanitarnej do Strefy Gazy.
Rzecznik Izraelskich Sił Obronnych przekazał wcześniej, że w sprawie wtorkowego nalotu zostanie przeprowadzone specjalne dochodzenie, jednak armia wydała później komunikat, w którym oświadczyła, że "wbrew informacjom sprzed kilku godzin IDF (Izraelskie Siły Obronne) nie zaatakowały strefy humanitarnej w Al-Mawasi".
Miller odniósł się też do całej operacji wojskowej w Rafah, w tym do doniesień o wkroczeniu izraelskich czołgów do centrum miasta. Jak ocenił, prowadzone tam działania nie urastają jeszcze do rangi "dużej operacji", przed którą Waszyngton ostrzegał izraelskie władze.
"W tym momencie nie widzimy operacji wojskowej na skalę tych poprzednich. Jeśli spojrzymy na liczbę brygad, które były w Gazie czy Chan Junis, to jest to inny typ operacji wojskowej. To jest to coś, czemu się bardzo uważnie przyglądamy" - podkreślił. (PAP)
sma/