Analityk ocenił, że atak na systemy komunikacji szyickiej organizacji terrorystycznej Hezbollah może być początkiem pełnowymiarowej inwazji Izraela na Liban.
"Zazwyczaj w każdej wojnie pierwszy atak jest wymierzony w sztab dowodzenia, w tym wypadku Izraelczycy zaatakowali system dowodzenia. Zniszczenie systemów komunikacji jest kluczowe w każdej wojnie, ponieważ jest to kręgosłup wrogiej armii" - wyjaśnił Magnier.
Do rozpracowania i lokalizacji komunikatorów Hezbollahu wykorzystano sztuczną inteligencję - przekazał ekspert. Ponieważ libańscy terroryści nie dysponują już specjalistycznymi urządzeniami do komunikacji, to są zmuszeni wykorzystywać zwykłe telefony, do których Izrael ma łatwy dostęp - zaznaczył.
Magier zwrócił też uwagę na wtorkowy atak, za pomocą którego państwo żydowskie zniszczyło pagery Hezbollahu. "Teraz po odczekaniu doby, zneutralizowali kolejny środek komunikacji tej libańskiej organizacji terrorystycznej" - dodał.
"The Guardian": izraelscy eksperci spodziewają się eskalacji konfliktu z Hezbollahem
Eksplozje pagerów i krótkofalówek używanych przez członków Hezbollahu są upokorzeniem dla przywódców tej organizacji, ale skutkiem tego będzie raczej eskalacja konfliktu na północnej granicy Izraela - uważają izraelscy eksperci i komentatorzy cytowani przez brytyjski dziennik "The Guardian".
Gazeta zwraca uwagę, że wybuchy nastąpiły krótko po zatwierdzeniu przez izraelski gabinet bezpieczeństwa decyzji o rozszerzeniu celów wojny w Strefie Gazy o powrót dziesiątek tysięcy Izraelczyków ewakuowanych z miast na północy, na które spadają pociski Hezbollahu, a posunięcie to potencjalnie daje premierowi Benjaminowi Netanjahu casus belli, jeśli zdecyduje się rozpocząć inwazję lądową na Liban.
Dziennik przywołuje opinię izraelskiego dziennikarza i komentatora politycznego Awiego Issacharoffa, który na portalu Ynet napisał, że rząd będzie musiał wkrótce zadać sobie szereg pytań o to, jakie są cele wojny przeciwko Hezbollahowi i czy są one osiągalne. I ocenił: "To przypisywane Izraelowi działanie nie doprowadzi Hezbollahu do zaprzestania działań ofensywnych przeciwko północnym osiedlom, ale do eskalacji".
"The Guardian" zauważa, że Izrael ma długą historię przeprowadzania zaawansowanych operacji zdalnych we wrogich krajach, ale rzadko komentuje lub przyjmuje odpowiedzialność za takie operacje, a choć od października Hezbollah, sojusznik działającego w Strefie Gazy Hamasu, niemal codziennie prowadzi wymianę ognia z izraelskimi oddziałami wzdłuż granicy Libanu z Izraelem, wtorkowe wybuchy zaskoczyły większość obserwatorów politycznych.
Prof. Ejal Zisser, prorektor Uniwersytetu w Tel Awiwie i ekspert zajmujący się Libanem i stosunkami arabsko-izraelskimi, nie widzi, jak wtorkowy atak mógłby pomóc w osiągnięciu celu, jakim jest powrót ewakuowanych Izraelczyków do ich domów. "Od 8 października obie strony, każda z własnych powodów, zaakceptowały ograniczenia - co do zakresu i tego w jakiej odległości od granicy przeprowadziły ataki i na jakie cele. Ale dla Izraelczyków, którzy zostali ewakuowani ze swoich domów, jest to wojna totalna, i to samo dotyczy Libańczyków, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów" - powiedział.
Dziennik "Jerusalem Post" w artykule redakcyjnym pogratulował każdej sile "działającej przeciwko złu, jakim jest Hezbollah", ale też wyraził obawy o konsekwencje dla obywateli Izraela na północy. "Jest jednak jedna sprawa, o której nie możemy zapomnieć - to mieszkańcy północy Izraela, którzy stanęli w obliczu ciężaru wojny z Hezbollahem i przyjmowali uderzenie za uderzeniem. Chociaż ten nowy ruch daje Izraelowi przewagę, jest niezaprzeczalne: Hezbollah dokona odwetu, a północ Izraela poniesie tego konsekwencje. Ktokolwiek wymyślił wczorajszy sprytny atak, dobra robota - ale zawsze należy pamiętać, że szerokie reperkusje są nieuniknione" - napisał "JP".
Dziennikarz "Hareca" Amos Harel napisał, że atak obnażył słabość Hezbollahu i upokorzył jego przywódców, ale ma wątpliwości, czy moment był odpowiedni. "W czasie, gdy Netanjahu jeszcze niedawno obiecywał izraelskiej opinii publicznej, że jesteśmy o krok od całkowitego zwycięstwa nad Hamasem, teraz wydaje się, że jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wojny na dużą skalę z Hezbollahem. Zwycięstwa na wszystkich frontach wciąż nie widać na horyzoncie" - napisał.
Jak zauważa "The Guardian", niektórzy politycy opozycji oskarżyli Netanjahu o utratę z oczu celów wojny w Strefie Gazy. Były zastępca szefa sztabu izraelskich sił zbrojnych i lider partii Demokraci, Jair Golan, powiedział izraelskiemu radiu: "Jeśli Izrael jest rzeczywiście odpowiedzialny za atak z użyciem pagerów, to jest to zdolność, która powinna być wykorzystywana jako część ogólnej kampanii, np. w przeddzień kampanii naziemnej. Kiedy taka zdolność jest aktywowana bez żadnego kontekstu strategicznego, jest to zastanawiające posunięcie". Dodał jednak, że może być coś, o czym nie wie, a co było powodem przeprowadzenia tego ataku akurat teraz.
Od wybuchu wojny w Strefie Gazy w październiku 2023 r. wspierany przez Iran Hezbollah regularnie ostrzeliwuje północ Izraela, co spotyka się z kontratakami. Wzajemne ostrzały doprowadziły do ewakuacji z obu stron granicy dziesiątek tysięcy cywilów. Od jesieni w nalotach na Liban zginęło ponad 600 osób, w większości bojowników Hezbollahu, a w atakach tego ugrupowania na Izrael życie straciło kilkudziesięciu cywilów i wojskowych.
Uznawany przez Zachód za organizację terrorystyczną Hezbollah to największa siła polityczna w Libanie. Dysponuje też poważnym potencjałem militarnym, jest uznawany za najsilniejszą niepaństwową armię świata. Deklarujący chęć zniszczenia Izraela Hezbollah od dekad toczy regularne potyczki z tym państwem, co w 2006 r. przeobraziło się w otwartą wojnę.(PAP)
awm/ kar/ bjn/ jos/