Sąd Okręgowy w Białymstoku przesłuchał dzisiaj dwóch świadków, odtworzył też zapis tzw. eksperymentu procesowego - wizji lokalnej z miejsca zbrodni z udziałem oskarżonego o zabójstwo. Na rozprawę nie mogła jednak stawić się biegła z zakresu medycyny sądowej. Chodzi o jej uzupełniającą opinię dotyczącą czasu zgonu. Dlatego proces został przerwany do końca sierpnia.
Do zbrodni doszło pod koniec listopada ubiegłego roku, w jednym z domów na białostockim osiedlu Jaroszówka. Dokładnie nie wiadomo, kto kilka dni później powiadomił policję - nie byli to ani oskarżeni, ani brat zmarłego - oskarżyciel posiłkowy w sprawie.
Ciało znaleziono w podpiwniczeniu budynku; wcześniej między sprawcą i ofiarą doszło do awantury i bójki. Według aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, 43-latek działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa, zadał znajomemu dwa ciosy nożem, które doprowadziły do zgonu.
Obaj mężczyźni byli wielokrotnie karani
Obaj mężczyźni byli w przeszłości wielokrotnie karani; oskarżony działał w warunkach recydywy.
Współoskarżona w tej sprawie 31-latka (konkubina oskarżonego) odpowiada za to, że ciężko rannemu nie udzieliła pomocy oraz, że o zabójstwie nie powiadomiła organów ścigania. Z ustaleń śledztwa wynika, że dzień po awanturze zakończonej atakiem z użyciem noża, zawiadomiła o śmierci napadniętego jego brata. Ten poszedł z kobietą do domu, gdzie doszło do zbrodni, ale ostatecznie - nie wierząc, że do niej doszło - nie wszedł do środka i nie zawiadomił też policji.
Oskarżony 43-latek w śledztwie przyznał się do zabójstwa; przed sądem jedynie do pobicia, ale podtrzymał wcześniejsze wyjaśnienia. W postępowaniu przygotowawczym mówił, że zmarły był jego dobrym kolegą, znali się od 30 lat i "obaj mieli bogatą przeszłość kryminalną". 24 listopada ub. roku ów znajomy przyszedł do domu, który oskarżony wynajmował z konkubiną; zaproponował wspólne spożywanie przyniesionego alkoholu.
43-latek wyjaśniał w śledztwie, że gdy skończyła się wódka i piwo, podjął decyzję, że jeszcze alkohol dokupi. Gdy wrócił po kwadransie, zastał zamknięte drzwi i usłyszał wołanie konkubiny o ratunek. Według jego opisu, przez okno kuchenne zobaczył znajomego z nożem w ręku. "Zacząłem krzyczeć, co ty odp..., otwieraj okno albo drzwi. Powiedział, że k... nauczy i otworzył okno kuchenne" - wyjaśniał. Tamtędy miał dostać się do środka. Znajomy był agresywny, wciąż miał nóż w ręce; głos konkubiny dobiegał z piwnicy.
Wziął nóż z kuchni, doszło do bójki
Ostatecznie - jak wyjaśniał - oskarżony wziął inny nóż z kuchni, doszło do bójki, po której późniejsza ofiara uciekła do łazienki. Wtedy 43-latek uwolnił konkubinę; ta mówiła, że została zaatakowana, a napastnik zwyzywał ją, mówił też "że ją nauczy", pobił i siłą wepchnął do piwnicy, zamykając właz.
Wtedy oskarżony - słysząc ten opis i widząc ślady pobicia kobiety, miał "dostać szału", wyłamać drzwi do łazienki i tam ponowić atak, po czym otworzył właz do piwnicy i wepchnął tam znajomego.
"On cały czas krzyczał, wyzywał nas i groził (...). Byłem przekonany, że do rana wylezie stamtąd" - mówił.
Podczas wizji lokalnej, której zapis odtworzył dzisiaj białostocki sąd, 43-latek pokazywał, że zadał jeden cios w okolice brzucha i nóż odrzucił. Na miejscu zbrodni policja znalazła jednak dwa noże ze śladami krwi ofiary, w tym jeden w zlewie w łazience. Oskarżony - zasłaniając się szokiem związanym z tamtymi wydarzeniami - mówił, że szczegółów jednak nie pamięta. Mówił również, że znajomy bywał agresywny, ale nigdy wobec niego i liczył, że - po zamknięciu w piwnicy - tamten uspokoi się, a nawet przeprosi za swoje zachowanie.
Sąd przesłuchał też dwóch świadków; jeden z nich wynajął konkubentom swój dom; to w nim doszło do zbrodni. Mówił, że dobrze znał zmarłego, przyznał że ten, gdy był pod wpływem alkoholu zmieniał swoje zachowanie, bywał agresywny, jak to ujął ten świadek - dostawał jakiejś "schizy", trzeba było chować przed nim niebezpieczne narzędzia, wszędzie widział wrogów i zagrożenia.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
jc/