Polska Agencja Prasowa: Małopolski Urząd Marszałkowski poinformował, że 29 sierpnia powołał pana po raz kolejny na stanowisko dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Tym razem będzie to trzyletnia kadencja. Jak pan dyrektor ocenia ten kontrakt i porozumienie, które po długim czasie osiągnął pan z organizatorem - urzędem marszałkowskim?
Krzysztof Głuchowski: Odpowiedź może być tylko jedna. Oceniam to bardzo dobrze i cieszę się, że zaczęliśmy rozmawiać. Sądzę, że z obu stron jest wola i rozmowy, i współpracy; normalnego dialogu i wzajemnego szacunku. Chyba tak powinno być zawsze. Czasami takie oczywiste sytuacje, w których normalnie powinniśmy funkcjonować, wydają się nam "zadziwiająco nienormalne". Jestem wdzięczny, że wreszcie możemy merytorycznie i zwyczajnie ze sobą rozmawiać.
PAP: W marcu były już minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił zamiar objęcia przez resort kultury Teatru im. Słowackiego współprowadzeniem. Pański teatr ma się stać drugą sceną narodową w Krakowie. Co to dla pana jako dyrektora oznacza? Czy nastąpi przesunięcie akcentów, a może zmianie ulegnie misja społeczno-kulturowa Teatru im. Słowackiego?
K. G.: Nic się nie zmieni. Będziemy nadal robić to, co robiliśmy. Teatr im. Słowackiego w znacznej części repertuaru zajmuje się klasyką narodową i klasyką światową. I czyni tak od początku swojego istnienia, już od czasów pierwszego dyrektora Tadeusza Pawlikowskiego. Zawsze zajmowaliśmy się współczesnością i prezentowaliśmy szacunek dla klasyki. To jest, moim zdaniem, funkcja narodowego teatru, którą Teatr im. Słowackiego zawsze wypełniał i wypełnia, chociaż nigdy nie posiadał tej nazwy. Podkreślę jednak, że pełnił tę narodową funkcję już od XIX wieku.
Mogę tylko powiedzieć, że w naszej pracy jesteśmy wierni temu przesłaniu i tej tradycji. Również tej mocno charyzmatycznej wizji Stanisława Wyspiańskiego, który przecież był od początku do końca tylko z tą sceną związany. Swoją twórczością teatralną i plastyczną odcisnął na niej bardzo istotne i żywe piętno, które do dzisiaj jest aktualne. Świadczą o tym także spektakle, które wystawiamy. Dlatego nie zamierzamy w tej materii nic zmieniać. Chcemy iść dalej w tym samym kierunku. I myślę, że nie ma znaczenia, czy to jest moja dyrekcja czy to będzie kolejna dyrekcja. To są powinności tej sceny, które towarzyszyły wielu moim poprzednikom.
Symboliczny aspekt stania się teatrem współprowadzonym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest pewnego rodzaju dopełnieniem tego, czym był i co znaczył na mapie teatralnej Polski Teatr im. Słowackiego. Myślę tu o odbiorze społecznym i o tym, jak jest postrzegany przez widzów. Po prostu to jest taka kropka nad i, ale także sytuacja otwarcia na kolejne lata działania naszej sceny.
PAP: Radni województwa małopolskiego 26 sierpnia przyjęli uchwałę w sprawie współprowadzenia Teatru im. Słowackiego wraz z MKiDN. Zakłada ona, że przez 10 lat resort kultury co roku będzie dofinansowywał działalność krakowskiej sceny kwotą minimum 10 mln zł, a województwo zobowiązało się rocznie wspierać teatr dotacją na poziomie minimum 23 mln zł. Czy to pozwoli państwu na swobodę działania?
K. G.: Potwierdzam, że tak. Przede wszystkim to daje nam możliwość normalnego planowania kolejnych sezonów. Do tej pory nie było to możliwe, bo musieliśmy sami wypracować aż 40 proc. kosztów utrzymania i pokrywać je z własnych dochodów. To jest naprawdę dużo. Powiedziałbym, że to jest wyczyn na granicy brawury. Przecież nie jesteśmy przedsiębiorstwem komercyjnym. Mamy misję społeczną i kulturową, więc nie możemy przestawiać wszystkich naszych aktywności na działalność komercyjną, żeby zarabiać pieniądze na własne utrzymanie w takim dużym stopniu.
Stąd to wsparcie ze strony MKiDN oraz organizatora, czyli urzędu marszałkowskiego jest dla nas bardzo istotne, bo będziemy mogli normalnie planować nasze działania. Oczywiście, nadal będziemy starali się pozyskiwać sponsorów i zarabiać pieniądze; robić to jeszcze lepiej i intensywniej. Koszt utrzymania tak dużej instytucji jest naprawdę spory. Tak po prostu jest i tego nie unikniemy. Jesteśmy bardzo dużą instytucją, która realizuje mnóstwo przedsięwzięć, a to niestety kosztuje.
PAP: Powrócę do pańskiej kadencji dyrektorskiej w Teatrze im. Słowackiego. Co jest pana głównym celem, zamiarem? Czego chce pan przez te trzy lata dokonać?
K. G.: Po pierwsze muszę dokończyć część spraw dotyczących remontów, prac modernizacyjnych w Teatrze im. Słowackiego. Tutaj stoimy np. przed wyzwaniem remontu całego naszego dachu oraz przed koniecznością wyremontowania wszystkich toalet w naszym teatrze. Również wymiany części elementów scenicznych, a z zewnątrz budynku - remontu elewacji. To bardzo duży zakres prac remontowych, które trwają już osiem lat i obecnie wchodzą w swoje apogeum. Wiąże się z tym pozyskiwanie środków z różnych funduszy, również unijnych. Następnie czeka nas przeprowadzenie prac konserwacyjnych. Na tym też przede wszystkim będziemy się skupiać. I to jest właśnie rzecz, którą chciałbym przez te trzy lata dokończyć.
Ze spraw programowych chciałbym ustabilizować funkcjonowanie Teatru im. Słowackiego tak, aby stworzyć bezpieczną ciągłość jego działalności. Myślę tu o funkcjonowaniu teatru od strony programowej, artystycznej, a także w kategorii sukcesji. Chciałbym, żeby mój następca za dwa lata mógł zostać wybrany i by nastąpiło to w sposób cywilizowany. Mam tu na myśli przejęcie opieki nad tym teatrem.
PAP: Jakie są najbliższe plany repertuarowe Teatru im. Słowackiego?
K. G.: Powiem w skrócie: już za chwilę, 21 września, mamy na Dużej Scenie premierę "Serca ze szkła. Musicalu zen" Marii Peszek w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, która jest efektem koprodukcji z warszawskim STUDIO teatrgalerią. Jest to krakowska wersja tego przedstawienia, zrealizowana po warszawskiej, z aktorami naszego teatru. Rzecz jasna, widzowie zobaczą w tym przedstawieniu jubilata Jana Peszka.
Później pokażemy premierę Emmy Hütt - niemieckiej reżyserki, którą nagrodziliśmy na Forum Młodej Reżyserii w Krakowie. Przygotuje przedstawienie na podstawie powieści "Juliette" markiza de Sade z dwoma aktorkami Teatru im. Słowackiego - Lidią Bogaczówną i Anną Tomaszewską. To będzie mała, kameralna produkcja. A kolejnym kameralnym przedstawieniem będzie "Australia" w reżyserii Tadeusza Pyrczaka, asystenta przy "Dziadach" w reżyserii Mai Kleczewskiej.
Do końca roku nie mamy zaplanowanych innych wielkich produkcji, z wyjątkiem wspomnianego już musicalu na Dużej Scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego. Na większe przedstawienia zaprosimy widzów po Nowym Roku.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Aktor i producent Krzysztof Głuchowski od 2016 r. kieruje Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Początkowo jego kontrakt trwał trzy lata i pięć lat, następny został przedłużony na kolejne trzy sezony.
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ aszw/ ep/