Nahigian, weteran republikańskich kampanii wyborczych jeszcze przed wtorkową debatą w telewizji ABC stwierdził, że kluczowym wyzwaniem dla Harris będzie przedstawienie się wyborcom jako ktoś, kto da nadzieję na zmianę, a nie na kontynuację ostatnich czterech lat. Po zakończonym pojedynku przyznał, że dobrze wybrnęła z sytuacji.
"Myślę, że zaskakująco dobrze poradziła sobie ze stworzeniem wrażenia, jakby to Trump był wciąż u władzy. Chociaż Trump w pewnych momentach skutecznie punktował ją, pytając dlaczego będąc u władzy nie zrealizowała deklarowanych teraz planów" - analizował działacz w rozmowie z PAP. "Ostatecznie, w tym momencie kampanii to właśnie o to w tym wszystkim chodzi, bo wyborcy niezdecydowani zwykle w większości ostatecznie opowiadają się za kandydatem zmiany" - dodał.
Nahigian zaznaczył, że Harris skuteczniej niż Trump akcentowała pozytywną wizję zmian w kraju, a jednocześnie wielokrotnie udanie prowokowała oponenta do zbaczania z tematu i wdawania się w dywagacje i "dziwne" wypowiedzi.
"Zawsze mówię, że wybory wygrywa optymista. Ludzie głosują na tego, kto potrafi namalować im obraz w jasnych barwach. Dlatego nie wiem, dlaczego on (Trump) zmarnował tyle dogodnych okazji, by to zrobić" - powiedział Nahigian. Jak zauważył, był to kontrast z tym, jak wypadł w wygranej debacie z Joe Bidenem, kiedy potrafił żartować i przyjąć bardziej optymistyczny ton.
Jak dodał, choć jego zdaniem Harris być może nie zdołała do końca przekonać do siebie niezdecydowanych wyborców, to uczyniła poważny pierwszy krok w tym kierunku. Wyraził nadzieję, że Trump będzie mógł naprawić te błędy w ewentualnej drugiej debacie, do której ma dążyć sztab Harris, choć ocenił, że na miejscu Harris nie zgadzałby się na następne starcia.
Nahigian stwierdził jednak, że kandydatka Demokratów nie ustrzegła się pewnych błędów, np. w ważnej dla mieszkańców Pensylwanii kwestii wydobycia ropy i gazu łupkowego za pomocą szczelinowania hydraulicznego. Pensylwania jest według powszechnej opinii najważniejszym dla wyników wyborów stanem, a budzący protesty ekologów przemysł łupkowy stanowi ważną gałąź jej gospodarki. Odnosząc się do tej kwestii i poglądów na temat zakazu kontrowersyjnej metody, Harris - zdaniem Nahigiana - w niewystarczająco jasny sposób zakomunikowała, że choć kiedyś opowiadała się za zakazem, to zmieniła zdanie.
Podobnie w rozmowie z PAP debatę analizowała związana z Demokratami specjalistka od komunikacji politycznej Madeline Summerville.
"Przez całą debatę wyraźnie było widać ofensywno-defensywną dynamikę, w której Kamala Harris konsekwentnie utrzymywała Donalda Trumpa w defensywie. Niezdolność Trumpa do powstrzymania się przed odpowiedzią na zarzuty i prowokacje Harris, uniemożliwiła mu wyprowadzenie jakichkolwiek prawdziwych ataków. Zamiast zarysować swoją wizję przyszłości, Trump grał na rękę Demokratom, pokazując, że jest bardziej skupiony na sobie niż na Amerykanach" - powiedziała Summerville.
Trump mówił np., że uczestnicy jego wieców wcale nie są znudzeni jego długimi i dygresyjnymi przemowami, przekonywał, że wygrał wybory w 2020 r., czy powoływał się na opinię premiera Węgier Viktora Orbana twierdząc, że zagraniczni przywódcy się go boją i go szanują, a nie - jak twierdziła Harris - uważają za pośmiewisko.
Według Summerville, Harris zapunktowała też wśród kluczowego segmentu niezdecydowanych wyborców - kobiet z przedmieść - swoim silnym stanowiskiem w sprawie aborcji. Dodała też, że w przeciwieństwie do Trumpa "wydawała się silna, twarda i kontrolująca sytuację".
"Ostatecznie, niezdecydowani wyborcy nie szukają tylko odpowiedzi na kwestie polityczne - chcą też mieć zaufanie do kandydata. I ich głosy zdobędzie ten kandydat, który udowodni, że zrobi to, co słuszne, kiedy nikt nie patrzy" - podsumowała ekspertka.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ ap/ know/