Rosyjscy propagandyści zaczęli grozić wybuchem wojny jądrowej zaraz po tym, jak 17 listopada na łamach dziennika „The New York Times” pojawiła się informacja o zgodzie administracji prezydenta Joe Bidena na użycie przez Ukraińców rakiet balistycznych ATACMS do rażenia celów w głębi Rosji. 19 listopada informacja ta została potwierdzona przez doradcę sekretarza stanu USA Briana A. Nicholsa i tego samego dnia prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił zmiany w rosyjskiej doktrynie nuklearnej, wedle których próg możliwości użycia broni jądrowej przeciwko wrogom suwerenności Federacji Rosyjskiej został obniżony. Sekretarz prasowy Putina Dmitrij Pieskow komentując te zmiany podkreślił, że jest to „zdecydowany sygnał dla Zachodu".
W mediach społecznościowych zaroiło się od cyfrowych symulacji wybuchów jądrowych w europejskich stolicach, a porosyjscy influencerzy przekonywali, że decyzja prezydenta Bidena może sprowokować wybuch globalnego konfliktu jądrowego. Jednak według Marka Kohva, szefa programu bezpieczeństwa i odporności w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa z siedzibą w Tallinie, rosyjski szantaż nuklearny już nie działa tak skutecznie jak kiedyś, ponieważ wbrew własnej propagandzie Kreml nie dysponuje potężnym i innowacyjnym przemysłem zbrojeniowym.
„W odbiorze zachodnich liderów politycznych Moskwa nadużywa więc szantażu nuklearnego” – powiedział PAP Kohv i dodał, że dowodzi tego amerykańska reakcja na wystrzelenie przez Rosję rakiety „Oriesznik”, którą Kreml starał się przedstawić jako nową jakość w rosyjskim systemie obronnym. „Amerykanie natychmiast ogłosili, że to tylko modyfikacja starszej rakiety (międzykontynentalnego pocisku RS-26 „Rubież” – PAP), a nie innowacja. Rosja nie ma w tej chwili zdolności innowacyjnych w przemyśle zbrojeniowym. To można zobaczyć na froncie, gdzie Rosjanie używają np. słabej jakości amunicji artyleryjskiej pochodzącej z Korei Północnej” – przekonywał w rozmowie z PAP Kohv.
Według Kohva względna odporność polityków na nuklearny szantaż Putina nie dotyczy jednak zachodnich społeczeństw. Rosyjska narracja o tym, że wojna się skończy, kiedy Zachód przestanie pomagać Ukrainie, jest szeroko rozpowszechniana w zachodnich mediach. „Tymczasem to Rosja zaczęła tę wojnę i ona musi ją skończyć. Dlatego trzeba tłumaczyć, także w mediach społecznościowych, że Kreml blefuje, że uprawia propagandę i próbuje jedynie zasiać strach” – powiedział Kohv.
Estoński ekspert podkreślił, że w sprawie użycia broni nuklearnej nie ma miejsca na przypadkowe sprowokowanie konfliktu, ponieważ między Rosją i USA funkcjonują specjalne kanały komunikacyjne. „Nawet teraz, kiedy Rosja próbuje posługiwać się szantażem nuklearnym, Moskwa ostrzegła Amerykę zanim wystrzeliła swój hipersoniczny pocisk balistyczny średniego zasięgu w kierunku Ukrainy” – przypomniał Kohv i dodał, że Putin jest świadomy tego, że Stany Zjednoczone dysponują globalnym systemem wykrywającym rakiety balistyczne.
Jest to – jak napisała agencja Reuters – system z czasów zimnej wojny, który przekształcono w niezawodną globalną sieć. Dzięki satelitom Lockheed Martin i Northrop Grumman, znanych jako SBIRS (kosmiczny system podczerwieni), znajdujących się na orbicie okołoziemskiej i sieci mniejszych satelitów, Amerykanie widzą każdy start rakiety balistycznej.
Jak zauważył brytyjski „Times”, użycie strategicznej broni nuklearnej przez którąkolwiek ze stron grozi wzajemnym zniszczeniem, dlatego Putin straszy także uderzeniem w Ukrainę taktycznymi pociskami jądrowymi. Według dr Jasutisa Grazvydasa, eksperta ds. bezpieczeństwa narodowego i wykładowcy w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Wileńskim, to kolejny blef.
„Putin się nie odważy, bo ze względu na możliwe ofiary będzie bał się reperkusji. Pamiętamy przecież, jak skokowo wzrosła pomoc wojskowa dla Ukrainy po tragedii w Buczy. Użycie broni nuklearnej, nawet jeśli miałaby to być broń taktyczna, miałoby analogiczny efekt i spowodowałoby drastyczne zwiększenie wsparcia dla Kijowa ze strony Zachodu” – powiedział PAP dr Grazvydas i dodał, że użycie broni nuklearnej na Ukrainie nie jest teraz Rosji w ogóle potrzebne, bo robi postępy na froncie.
Według Marka Kohva Rosja próbuje obecnie na froncie zająć jak najwięcej terenu zanim prezydent elekt Donald Trump obejmie urząd prezydenta USA. „Wiatr wieje im w żagle. Uważają, że zachodnia pomoc dla Ukrainy słabnie, a przyszła administracja Trumpa nie będzie tak jak Biden wspierać Kijowa. W tej sytuacji Rosji może nie zależeć na negocjacjach” – stwierdził Kohv i dodał, że nawet jeśli zasiądą do rozmów, albo zażądają wszystkiego, co do tej pory zdobyli oraz zainstalowania w Kijowie prorosyjskiego rządu, albo na coś się zgodzą, ale nie dotrzymają porozumienia kupując jedynie czas na przezbrojenie armii i przygotowanie kolejnego ataku.
Z kolei zdaniem dr Grazvydasa kampania straszenia wojną światową i zwiększanie eskalacji ma oczywiście zmiękczyć europejskich i amerykańskich polityków przed negocjacjami pokojowymi, ale jest także odpowiedzią na oczekiwania niektórych z nich. „Na Zachodzie wciąż funkcjonują przecież ekonomiczne, biznesowe związki z Rosją i są tacy, którzy szukają wymówek, aby zmniejszyć pomoc dla ukraińskiego rządu. Także zmiany w doktrynie nuklearnej Rosji mogą posłużyć za taki pretekst przedefiniowania strategii pomocy dla Ukrainy” – powiedział dr Grazvydas. (PAP)
ag/ mhr/ kp/