"Negowanie prawa dzieci do wolności słowa jest niedopuszczalne, zwłaszcza kiedy robią to osoby mające wpływ na naszą rzeczywistość" - napisał z kolei w mediach społecznościowych były rzecznik praw dziecka Marek Michalak.
W mediach pojawiło się nagranie, na którym widać, jak w Sejmie do Jarosława Kaczyńskiego podeszła 10-letnia Sara Małecka-Trzaskoś. Dziewczynka chciała zadać pytanie prezesowi PiS, gdy ten rozmawiał z dziennikarzami nt. projektu ustawy dot. dekryminalizacji aborcji. Na nagraniu słychać, jak Kaczyński powiedział do dziewczynki: "To nie są sprawy dla dzieci, także kochana odejdź sobie". Na te słowa dziewczynka odpowiedziała, że "ma wolność słowa", na co Kaczyński odparł: "Wolność słowa nie jest dla dzieci".
Do tej wymiany zdań odniosła się w rozmowie z PAP wiceprezeska Fundacji Kosmos dla Dziewczynek Sylwia Szwed. "Dzieci, w tym dziewczynki, mają prawo głosu, nie trzeba im go dawać, wystarczy nie odbierać. Prawo do zadawania pytań, w tym trudnych pytań, jest kluczowe" - podkreśliła.
Jak mówiła, jednocześnie zastanawia się, czy znaczący w tej sytuacji był fakt, iż udział w zdarzeniu brała dziewczynka, nie chłopiec. "Jako społeczeństwo powinniśmy zwracać szczególną uwagę na to, żeby nie tłamsić zwłaszcza w dziewczynkach odwagi wyrażania swoich opinii na głos. W procesach socjalizacji są bardzo często uciszane i grzecznie czekają aż ktoś im udzieli głosu. Sara tak nie zrobiła" - zauważyła Szwed.
Na zamieszczony w mediach film zareagował także były rzecznik praw dziecka Marek Michalak. "Nie mogę tego przemilczeć, bo są to słowa szkodliwe i oczywiście nieuprawnione" - napisał w mediach społecznościowych. "Prawo do wyrażania własnego zdania jest wartością każdego dziecka zawartą m.in. w Konstytucji i Konwencji o prawach dziecka. Prawa człowieka zaczynają się od praw dziecka" - dodał, podkreślając: "Negowanie prawa dzieci do wolności słowa jest niedopuszczalne, zwłaszcza kiedy robią to osoby mające wpływ na naszą rzeczywistość".
Sara to najmłodsza dziennikarka akredytowana w Sejmie. Jak wynika z komunikatu Centrum Informacyjnego Sejmu przekazanego mediom na początku br., akredytacja dla tak młodej dziennikarki jest wynikiem braku w polskim prawie przepisu definiującego dolną granicę wieku dziennikarza.
"Każda decyzja o wyrażeniu zgody na wstęp na teren Sejmu w charakterze dziennikarza jest podejmowana po analizie przeprowadzanej przez Kancelarię Sejmu wspólnie ze Strażą Marszałkowską" - poinformowała PAP Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka marszałka Sejmu Szymona Hołowni.
Podkreśliła, że "przypadek Sary jest niestandardowy o tyle, że jest ona osobą niepełnoletnią, więc zgoda na jej wejście na teren Sejmu była obwarowana nie tylko obowiązkiem nadesłania odpisu postanowienia sądu o wpisie reprezentowanego tytułu do rejestru prasy i przekazaniem do Kancelarii Sejmu wzorów stosowanych przez redakcję legitymacji dziennikarskich".
"Podstawowym warunkiem było także, by podczas przebywania na terenie Sejmu w każdym momencie towarzyszył jej rodzic (przedstawiciel ustawowy), który zobowiązał się do tego, by dbać o jej bezpieczeństwo oraz przestrzeganie obowiązujących w Sejmie przepisów porządkowych. Taka analiza jest prowadzona każdorazowo przy prośbie o wejściówkę prasową do Sejmu" - dodała rzeczniczka marszałka.
10-letnia Sara publikuje swoje rozmowy z najważniejszymi politykami w kraju na platformie Tik Tok. Jest córką Franciszka Małeckiego-Trzaskosia - dziennikarza i prezesa zarządu Instytutu Badań i Analiz Działalności Jednostek Samorządu Terytorialnego. To właśnie ojciec po raz pierwszy zabrał ją do Sejmu, to także on nagrywa jej wywiady i moderuje konta w mediach społecznościowych.
Na fakt obecności dzieci w mediach społecznościowych zwraca uwagę wiceprezeska Fundacji Kosmos dla Dziewczynek Sylwia Szwed. "To w jaki sposób należy >wpuszczać< dzieci do mediów społecznościowych i pozwalać im na aktywność, jest osobną kwestią. Uważam, że jakaś kontrola rodzicielska lub redaktorska nad tym powinna być" - powiedziała.
Jednocześnie podkreśliła, iż jej zdaniem "ważna jest możliwość bezpiecznego wpuszczenia dzieci w przestrzeń dorosłych, gdzie dokonują się ważne decyzje". Przypomniała, że "w różnych krajach dzieci konsultują projekty, które będą ich dotyczyć". "Nie chodzi o to oczywiście, żeby nakładać na dzieci zbyt dużą odpowiedzialność, ani o to, żeby dzieci rządziły państwem, ale o włączanie ich w procesy partycypacji" - mówiła. (PAP)
pp/