Ekspert: kraje przekazujące Ukrainie broń do ataków w głąb Rosji nie stają się stroną konfliktu

2024-11-19 06:47 aktualizacja: 2024-11-19, 11:33
Rakietowy system Patriot. Fot. PAP/EPA/MARTIN DIVISEK
Rakietowy system Patriot. Fot. PAP/EPA/MARTIN DIVISEK
Ekspert ds. prawa międzynarodowego dr Mateusz Piątkowski z UŁ powiedział PAP, że kraje przekazujące Ukrainie broń do rażenia celów w głębi Rosji nie stają się stroną konfliktu zbrojnego. Wyjaśnił, że sam transfer uzbrojenia nie czyni szkody stronie rosyjskiej, a za jego użycie odpowiadają Ukraińcy.

W niedzielę wieczorem agencja Reutera, powołując się na kilka źródeł zaznajomionych ze sprawą, podała, że administracja prezydenta USA Joe Bidena dała zielone światło Ukrainie na wykorzystywanie amerykańskiej broni do rażenia celów w głębi Rosji.

Dr Piątkowski z Katedry Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z PAP wskazał, że zgoda na ataki ATACMS i zachodnich systemów uzbrojenia na cele położone na terytorium Rosji, w świetle prawa międzynarodowego, nie czyni stroną konfliktu zbrojnego krajów, które taką broń przekazały Ukraińcom.

"W ustalaniu statusu stron konfliktu zbrojnego w prawie międzynarodowym rozważa się, czy jest spełniony próg szkodliwości. W tym przypadku kluczowe jest pytanie, czy pomagając Ukrainie poprzez przekazywanie uzbrojenia przekracza się ten próg. Uważa się, że nie, bo sam transfer broni na Ukrainę, nawet tej dalekiego zasięgu, nie czyni szkody stronie rosyjskiej. Staje się ona szkodą dopiero w rękach ukraińskich i to strona ukraińska ponosi odpowiedzialność za użycie tej broni. Natomiast państwa transferujące nie stają się stronami, tylko dlatego, że ich broń jest używana na terenie Rosji" – wyjaśnił.

Dodał, że inaczej byłoby, gdyby np. żołnierze NATO uczestniczyli w działaniach sił zbrojnych na terenie państw zaangażowanych w wojnę w sposób czynny, efektywny, skoordynowany, intensywny i szkodliwy. "Wtedy mamy spełniony próg szkodliwości i uznanie za stronę konfliktu. Ten udział musi być jednak czynny, a nie być np. w charakterze doradców, czy obserwatorów" – zaznaczył ekspert.

Dr Piątkowski wskazał również, że Ukraina ma umocowanie w prawie międzynarodowym do ataków na cele położone na terytorium Rosji, ponieważ walcząc w samoobronie odpiera rozległą rosyjską napaść zbrojną.

"Ukraina realizuje prawo do samoobrony. To jest wojna o podbój. Ukraina jest poddana rozległej napaści zbrojnej i jak najbardziej proporcjonalne i niezbędne są działania z jej strony, zmierzające do odparcia tej napaści. Jedynym ograniczeniem prawnym, którego strona ukraińska musi przestrzegać są normy międzynarodowego prawa humanitarnego, czyli może atakować tylko i wyłącznie cele wojskowe" – tłumaczył.

W kontekście prawa do samoobrony przez Ukrainę - jak dodał - wcześniejsze ograniczenia w atakowaniu przez Ukrainę celów na terenie Rosji nie miały uzasadnienia prawnego, lecz jedynie polityczny. Zadaniem eksperta, ich zamierzeniem było nieprzekraczanie linii eskalacyjnej.

Ekspert zwrócił również uwagę, że przygotowania do negocjacji pokojowych, a także same negocjacje nie wykluczają możliwości eskalacji ze strony walczących. Jak mówił, każda ze stron chce negocjować z pozycji siły, prezentując i uwypuklając swoje możliwości.

"Możemy faktycznie wchodzić w realną fazę przygotowań do zakończenia konfliktu. Ważna jest odpowiedź na pytanie, czy administracja Donalda Trumpa wiedziała o decyzji Białego Domu. Nie wykluczam, że tak było, bo to by się zgadzało z wizją zakończenia konfliktu na Ukrainie przez nowego prezydenta USA. Władimira Putina można zmusić do realnych rozmów tylko z pozycji siły, więc Trumpowi ta karta eskalacyjna może być niezbędna do negocjacji pokojowych. Niestety, obawiam się, że Rosja będzie próbowała dokonać podobnej projekcji siły, decydując się na większą ofensywę lub zwiększenie intensywności nalotów, podobnych do niedzielnego" – powiedział dr Piątkowski.

Jak przekazał Reuters, Ukraina ma w nadchodzących dniach przeprowadzić pierwsze ataki dalekiego zasięgu przy użyciu pocisków ATACMS (wystrzeliwanych z wyrzutni HIMARS) o zasięgu około 300 km. Na zmianę decyzji USA - które dotychczas odmawiały zgody na użycie pocisków na terenach Rosji - miało wpłynąć rozmieszczenie na froncie przez Rosję północnokoreańskich wojsk lądowych. (PAP)

Autor: Bartłomiej Pawlak

bap/ mrr/ lm/kgr/