Ekspert jest lekarzem psychiatrą i asystentem w Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Jest również psychoterapeutą w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego, ponadto realizuje całościowe szkolenie w zakresie prowadzenia terapii wspomaganych psychodelikami w MIND Foundation w Berlinie.
PAP: W Polsce, podobnie jak wcześniej na Zachodzie, coraz popularniejsze staje się używanie psychodelicznego, pochodzącego z Ameryki Południowej wywaru, znanego jako ayahuasca. Czy to się nie wiąże z dużym zagrożeniem?
Tomasz Wieczorek: To dosyć złożone pytanie. Oczywiście, to może być niebezpieczne, podobnie jak zażywanie innych psychodelików, takich jak psylocybina czy LSD. Zagrożenia są jednak inne niż w przypadku wielu substancji psychoaktywnych zwanych potocznie narkotykami, np. opiatów (heroiny, morfiny) czy stymulantów (np. amfetaminy).
PAP: Na czym one polegają?
T.W.: Psychodeliki są dosyć bezpieczne z punktu widzenia fizjologicznego, czyli jeśli chodzi o ryzyko przedawkowania czy uzależnienia. Nie uzależniają prawie wcale. Mogą co prawda mocno zaszkodzić, nawet doprowadzić do śmierci osób z niektórymi chorobami, np. serca, czy przyjmujących niektóre inne substancje, w tym leki – to dotyczy przede wszystkim ayahuaski, która oprócz samego psychodeliku zawiera jeszcze szereg innych substancji, w tym takie, które mogą wchodzić w interakcje z lekami. Same psychodeliki w zakresie potencjalnego ryzyka stwarzają głównie zagrożenia psychologiczne. Zmieniają bowiem świadomość, w tym sposób postrzegania świata, to, w jaki sposób odbieramy i przetwarzamy bodźce. Po przyjęciu takiej substancji człowiek staje się wyjątkowo wrażliwy, podatny na sugestie. Według mnie to stwarza ryzyko przy amatorskim korzystaniu z takich związków. Tego typu tzw. ceremonie mogą być prowadzone przez niekompetentne osoby, które mogą się posunąć do różnych nadużyć. Ponadto u amatora takich substancji mogą pojawić się bardzo trudne przeżycia, w tym emocjonalne, i nieprzygotowany prowadzący może nie być w stanie pomóc takiemu człowiekowi sobie z tym poradzić. Wokół tych tzw. szamanów mogą też się tworzyć nieduże grupy kultu, co też trudno uznać za zdrowe.
PAP: A czy można odnieść korzyści?
T.W.: Pierwotnie tego typu substancje, w tym ayahuasca, stosowane były w różnych rdzennych społecznościach, np. w Ameryce Południowej, do celów ceremonialnych, religijnych. Teraz, na Zachodzie, rozwinęła się wokół tego pewnego rodzaju psychodeliczna turystyka. To także spore źródło dochodu dla ludzi, którzy to organizują. Trzeba podkreślić – rzadko to są prawdziwi szamani. W tradycyjnym użyciu tych substancji uzyskiwano pewne cele duchowe, rytualne, była to pewna metoda leczenia, oczyszczenia. Wiemy z badań medycznych, że niektóre psychodeliki, w tym ayahuasca, mają pewne działanie przeciwdepresyjne i mogą pomagać w innych zaburzeniach. Pozwalają uzyskać osobie je zażywającej pewien wgląd we własne doświadczenia psychiczne, sposób funkcjonowania. W tym kryje się potencjał, który bada się pod kątem wykorzystania w profesjonalnej psychoterapii. Natomiast po niekontrolowanym użyciu istnieje niemałe ryzyko, że stan człowieka się nie polepszy, tylko pogorszy.
PAP: Jak więc psychodeliki można wykorzystać w medycynie?
T.W.: Uważa się raczej, że mogą znaleźć zastosowanie u pacjentów z niektórymi zaburzeniami, którzy nie reagują na inne metody, w tym na podawanie standardowo stosowanych leków czy na klasyczne psychoterapie. Wśród tych substancji można głównie wymienić psylocybinę, dimetylotryptaminę (DMT) czy 5-Metoksy-N,N-dimetylotryptaminę. Wszystkie one były i są badane pod kątem leczenia m.in. lekoopornej depresji. Najlepiej przebadana jest przy tym pochodząca z grzybów halucynogennych psylocybina, która w organizmie jest metabolizowana do psychoaktywnej psylocyny. W tej chwili ruszają duże badania kliniczne trzeciej fazy, które mogą doprowadzić do wprowadzenia psylocybiny do regularnego leczenia.
PAP: Jak takie substancje działają?
T.W.: W porównaniu do tradycyjnych leków różnica jest ogromna. Środków psychodelicznych nie przyjmuje się regularnie, np. codziennie, przez jakiś czas. Mówi się raczej o psychoterapii wspomaganej psychodelikami. Substancje te podaje się pacjentowi tylko 2 lub 3 razy. Działają one m.in. w ten sposób, że zwiększają neuroplastyczność mózgu – pobudzają powstawanie nowych połączeń między neuronami. Pacjent staje się więc bardziej podatny na zmiany, które mogłyby być elementem standardowej psychoterapii i łatwiej jest mu zmodyfikować swoje myślenie oraz zachowanie na bardziej pozytywne. Można powiedzieć, że psychodeliki poluzowują przekonania człowieka odnośnie samego siebie i świata.
Powstał już opisujący to model REBUS (relaxed beliefs under psychedelics – przekonania rozluźnione pod wpływem psychodelików). Wiemy też jednak o działaniu czysto biologicznym. Badania wskazują, że po podaniu odpowiedniego środka psychodelicznego stan pacjenta z ciężką depresją może się mocno poprawić. Korzystne działanie psychodelików nie dotyczy jednak wszystkich, ale tylko części osób – w badaniach klinicznych bardzo dobre i stosunkowo długotrwałe odpowiedzi obserwuje się u około jednej trzeciej uczestników. Nie wiemy jeszcze, dlaczego tak się dzieje, ani na ile uzyskiwany efekt terapeutyczny wynika z biologicznego działania psychodelików, a na ile ze wspomagania dzięki nim psychoterapii. Kolejne badania pozwolą nam zrozumieć, jak optymalizować protokoły terapeutyczne – uwzględniając również kwestię odpowiedniego przygotowywania pacjentów do terapii, ilość sesji z wykorzystaniem substancji i czas trwania integracji doświadczeń psychodelicznych. Ze względu na opisane właściwości, substancje psychodeliczne bada się nie tylko w leczeniu depresji, ale także pod kątem terapii stanów lękowych czy uzależnień. Oprócz tego, testuje się też ich użycie do leczenia zaburzeń nastroju w stanach terminalnych, np. w zaawansowanej chorobie nowotworowej. Rozpoczynane są również nowe kierunki badań.
PAP: Jakie?
T.W.: Psychodeliki testuje się już np. pod kątem leczenia ciężkiej przypadłości, jaką są klasterowe bóle głowy. Badania wskazują, że psylocybina może być w tym względzie bardzo skuteczna. Związki te wykazują także działanie przeciwzapalne, neuroochronne, a także pobudzające powstawanie nowych neuronów – ten ostatni efekt został zaobserwowany w kontekście DMT, ale niekoniecznie w przypadku innych psychodelików. Z tych powodów substancje te bada się pod kątem pomocy w chorobach neurodegeneracyjnych, chociaż te badania nie są w tej chwili jeszcze zbyt zaawansowane. W tym roku Unia Europejska przeznaczyła 6,5 mln euro na finansowanie wieloośrodkowego badania, w którym psylocybina będzie podawana w ramach opieki paliatywnej, m.in. pacjentom ze stwardnieniem rozsianym czy stwardnieniem zanikowym bocznym.
PAP: Kiedy substancje psychodeliczne mają szansę stać się standardowym narzędziem lekarzy?
T.W.: Trudno jest przewidywać przyszłość, ale obecny stan badań wskazuje, że mogą wejść do, nazwijmy to, "standardowego" użycia za jakieś 5-10 lat. Trzeba jednak podkreślić, że będzie to raczej użycie niszowe, zwłaszcza na początku. Związki te będą stosowane w szczególnych przypadkach, do leczenia niektórych zaburzeń niereagujących na inne metody. A nawet w tych przypadkach nie będą z pewnością dostępne dla wszystkich, ze względu na możliwe działania uboczne.
PAP: Jakie to działania?
T.W.: Tak jak we wspomnianych wcześniej zastosowaniach „rekreacyjnych”, mogą szkodzić ludziom z niektórymi chorobami czy przyjmującymi niektóre leki. Co więcej, u osób podatnych psychodeliki mogą spowodować stany psychotyczne. Dotyczy to na przykład ludzi, którzy mają przypadki tego typu zaburzeń w rodzinie. Nawet gdy pacjent nie ma jawnych predyspozycji do psychoz, takiego zdarzenia nie można całkowicie wykluczyć. Związki psychodeliczne najprawdopodobniej będą więc stosowane w coraz większej liczbie zaburzeń, ale niekoniecznie staną się standardem leczenia z wyboru – będą stosowane raczej w rzadszych, szczególnych przypadkach. Na pewno nie można spodziewać się, jak może niektórzy chcieliby sądzić, nagłej rewolucji w psychiatrii czy innych gałęziach medycyny. Związki psychodeliczne mają jednak już teraz niemało do zaoferowania medycynie.
Tomasz Wieczorek jest lekarzem psychiatrą i asystentem w Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Jest również psychoterapeutą w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego, ponadto realizuje całościowe szkolenie w zakresie prowadzenia terapii wspomaganych psychodelikami w MIND Foundation w Berlinie. Oprócz praktyki lekarskiej prowadzi prace naukowe – jest autorem szeregu publikacji, które ukazały się w polskich i międzynarodowych czasopismach. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, Polskiego Towarzystwa Badań nad Snem, MIND Foundation, World Sleep Society oraz European Association of Psychosomatic Medicine. Jednym z jego głównych zainteresowań jest wykorzystanie substancji psychodelicznych w terapii. Pełni funkcję konsultanta Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego.(PAP)
Rozmawiał Marek Matacz
nl/