W niedzielnych wyborach prezydenckich ubiegająca się o reelekcję Maia Sandu zdobyła pierwsze miejsce z wynikiem 42,4 proc. głosów (po zliczeniu głosów z 99,8 proc. komisji). W drugiej turze 3 listopada zmierzy się z Alexandrem Stoianoglo, który zdobył 26 proc.
Po zliczeniu przez Centralną Komisję Wyborczych 100 proc. głosów oddanych w referendum, dotyczącym wpisania do mołdawskiej konstytucji eurointegracji jako strategicznego celu państwa, zwolennicy odpowiedzi na „tak” wygrali, ale z minimalną przewagą 50,46 proc. i to przede wszystkim dzięki ogromnej mobilizacji diaspory. Głosowało ponad 1,48 mln osób.
„Dla Mai Sandu i sił proeuropejskich to jest sygnał ostrzegawczy” – mówi PAP Curararu z think tanku Watchdog.md.
Dodaje jednocześnie, że „jest lepiej, niż mogło być, bo pierwsze wyniki częściowe pokazywały dużą przewagę odpowiedzi na "nie" w referendum”.
Według Curararu brak wyraźnej przewagi zwolenników referendum będzie wykorzystywany przez przeciwników eurointegracji.
Przypomina jednak, że w wyborach doszło do bezprecedensowych przekupstw z wykorzystaniem pieniędzy z Rosji, których celem miało być według władz w Kiszyniowie nawet 300 tys. wyborców. „To zagrożenie nie zniknie niestety ani w przypadku drugiej tury (wyborów prezydenckich - PAP), ani w czasie przyszłorocznych wyborów parlamentarnych” - ocenia. Przyznaje, że pośrednio przyczyniają się do tego niewystarczająco skuteczny system sądowniczy i organy ścigania.
„Jeśli chodzi o wybory prezydenckie, to myślę, że ten wynik otrzeźwił Maię Sandu oraz jej ekipę, i mam nadzieję, że zmobilizuje on stronę proeuropejską do bardziej aktywnych działań przed drugą turą, przede wszystkim do lepszej komunikacji ze społeczeństwem” – dodaje analityk.
Zdaniem eksperta głównym czynnikiem mobilizującym dla wyborców, którzy opowiadają się za Sandu i wstąpieniem Mołdawii do UE, stanie się przed drugą turą wyborów prezydenckich „szok związany z tym, jak wielu ludzi opowiedziało się przeciw”.
Z Kiszyniowa Justyna Prus (PAP)
just/ akl/ sma/