"Scholz sam zdefiniował, poniekąd, cezurę, według której będzie oceniany. Jest to oczywiście Zeitenwende (zwrot w niemieckiej polityce bezpieczeństwa, zapowiedziany przez Scholza w lutym 2022 r., po inwazji Rosji na Ukrainę - PAP) - nie tylko jako opis czasów, w których przyszło mu rządzić, ale także jako wyzwanie, na które musiał odpowiedzieć jako lider wiodącego europejskiego państwa" - zauważył Bartłomiej Kot z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, dyrektor programowy Warsaw Security Forum, pytany przez PAP o to, jak ocenia rządy Scholza.
"W moim odczuciu nie zdał tego egzaminu, prowadząc politykę bardziej partyjną niż podyktowaną interesem państwa i sojuszy, do których Niemcy należą" - stwierdził ekspert. "Jako kreator polityki zagranicznej pokazał oblicze mocno ambiwalentne" - dodał.
Zdaniem Kota Scholz w kwestii Ukrainy często działał reaktywnie. Doprowadziło to do spadku znaczenia Berlina w polityce europejskiej. Ekspert podkreślił, że kanclerz wielokrotnie krył się za administracją prezydenta USA Joe Bidena, oczekując na jego pierwszy ruch i nie siląc się na przywództwo.
"Starał się także tłumaczyć trendami w USA swoje zachowawcze ruchy dotyczące wsparcia Kijowa: niechęć do przekazania (Ukrainie) czołgów, przeciąganie, a w efekcie negatywną decyzję w kwestii pocisków Taurus, chłodny stosunek do członkostwa Ukrainy w NATO. Co więcej, przy podejmowaniu tych decyzji wchodził często w konflikty wewnątrz rządu, podkopując pozycję ministry (Annaleny) Baerbock (szefowej niemieckiego MSZ - PAP). Z trudem przychodziło mu nawet komunikowanie swoim sojusznikom wolumenu wsparcia Niemiec dla Ukrainy" - ocenił ekspert.
"Trudna sytuacja, w której znalazły się Niemcy wskutek upadku paradygmatu, na którym oparty był ich sukces gospodarczy (tania energia, tanie bezpieczeństwo, tania siła robocza) jest pokłosiem nie tylko rządów Scholza. Ponosi on jednak odpowiedzialność za nieumiejętność wytyczenia drogi wyjścia z tego impasu przez niemiecką gospodarkę" - uważa Kot.
Z punktu widzenia Polski, nie zostały spełnione oczekiwania dotyczące wpływu zmiany rządu w Warszawie na poprawę relacji z Berlinem. Na plus należy jednak zaliczyć gotowość rządu Scholza do angażowania się w format Trójkąta Weimarskiego, tworzony przez Niemcy, Polskę i Francję - zauważył ekspert, zwracając jednocześnie uwagę na brak należytych konsultacji z Warszawą w sprawie przywrócenia kontroli na granicach oraz brak zrozumienia dla priorytetów rządu Donalda Tuska w kwestiach takich, jak Tarcza Wschód.
Te sprawy - jak wskazał ekspert - "położyły się cieniem na (polsko-niemieckich) relacjach międzyrządowych". W Warszawie z pewnością pozytywnie zostaną jednak zapamiętani ministra ds. europejskich Anna Luhrmann oraz koordynator ds. współpracy polsko-niemieckiej Dietmar Nietan - podkreślił rozmówca PAP.
Kot, zapytany o możliwy przebieg kampanii wyborczej w Niemczech i ewentualne zwycięstwo chadecji, zwrócił uwagę na to, że w Polsce są duże oczekiwania związane z nowym rządem w Berlinie.
W Warszawie została pozytywnie odebrana niedawna wizyta w Polsce Friedricha Merza, czyli kandydata CDU/CSU na kanclerza. Deputowani CDU/CSU są też od dawna obecni, przy każdej możliwej okazji, w organizowanych w Warszawie dyskusjach politycznych związanych z relacjami polsko-niemieckimi oraz transatlantyckimi. Na plus należy zaliczyć również fakt ciągłego i aktywnego zaangażowania tych polityków w dyskusje z polskimi partnerami przez cały okres obecności CDU/CSU w opozycji - dodał ekspert.
"Z Friedrichem Merzem związane są też nadzieje na rząd w Berlinie o bardziej transatlantyckim charakterze, otwarty na polskie rozumienie kwestii bezpieczeństwa europejskiego i rodzaju relacji, które Europa musi nawiązać z (nowym prezydentem USA Donaldem) Trumpem. Istnieje jednak także głębokie przekonanie, że problemy, które trawią dziś Niemcy mają charakter systemowy i siła wpływu Berlina na politykę europejską będzie jeszcze długo ograniczona" - przewiduje Kot.
W jego ocenie, w tym kontekście istotna jest także kondycja gospodarki niemieckiej i jej znaczące powiązanie z gospodarką polską. Jeśli bowiem ambicje UE dotyczące wzrostu konkurencyjności i poprawy pozycji przemysłu zbrojeniowego mają się ziścić, wiele będzie zależeć od kondycji sektora produkcyjnego Niemiec i jego otwarcia na modernizację.
"Merz, tak jak i Scholz, stanie przed wyzwaniem znalezienia nowego paradygmatu dla Niemiec. Możemy oczekiwać, że zmiany w rządzie będą oznaczać powrót do konstelacji CDU/CSU-SPD z udziałem trzeciej partii: Zielonych lub FDP (o ile pojawi się ona w Bundestagu), co może wpłynąć na labilność takiej koalicji" - prognozuje Kot.
Ekspert z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego podkreślił, że "od postawy chadecji w tych wyborach niewątpliwie wiele zależy, w tym to, na ile, w dłuższej perspektywie, niemiecki elektorat będzie zasilał partie skrajne". "Nie wydaje się, że mają one dziś możliwość storpedowania funkcjonowania systemu po wyborach. Jednakże, w perspektywie długookresowej, niepowodzenie partii mainstreamowych w ożywieniu gospodarki może wpłynąć na narzucenie narracji całej niemieckiej polityki przez populistów. Może to też oznaczać zmuszenie rządu do zajęcia postawy reaktywnej wobec żądań skrajnych partii" - skonkludował Kot.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
grg/