Ekspert odrzucił oskarżenia pojawiające się ze strony przedstawicieli prokremlowskich mediów, że w śmierć Prigożyna mogły być zaangażowane ukraińskie służby.
„O ręce ukraińskich służb specjalnych w tej sprawie jeszcze wiele usłyszymy, ale wydaje mi się, że nie odpowiada to rzeczywistości” – podkreślił w rozmowie z PAP.
Musijenko wyjaśnił, że po nieudanym buncie Prigożyna przed dwoma miesiącami, na Kremlu doszło do poważnego osłabienia władzy Władimira Putina. W czerwcu najemnicy grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy.
Prigożyn, który domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu, zakończył rebelię tłumacząc, że nie chce rozlewu krwi w Rosji.
„Po nieudanym buncie Prigożyna Putin stał się słabszy i stracił autorytet w swoim otoczeniu, więc na Kremlu rozpoczęła się aktywna walka o władzę. Prowadzi ją z jednej strony Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) i resorty siłowe, a z drugiej strony kierownictwo ministerstwa obrony, Szojgu i (szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji generał Walerij) Gierasimow” – wskazał ukraiński ekspert.
Na Ukrainie śmierć Prigożyna potraktowano jako zasłużoną karę dla zbrodniarza wojennego, który wraz ze swoimi najemnikami uczestniczył w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie – wyjaśnił.
„Dla Ukrainy był to wróg, winny śmierci wielu naszych obywateli. Wagnerowcy uczestniczyli w agresji przeciw Ukrainie, brali udział w bojach na wschodzie i przynieśli wiele nieszczęścia. Zginął wróg narodu ukraińskiego i jest to dla nas dobra wiadomość” – powiedział Musijenko.
W środę wieczorem rosyjska agencja transportu lotniczego Rosawiacja potwierdziła, że na pokładzie samolotu, który rozbił się w obwodzie twerskim na zachodzie Rosji, był szef najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn i jego "prawa ręka" Dmitrij Utkin, pseudonim "Wagner".
Przyczyny katastrofy są badane. Pojawiły się spekulacje o zestrzeleniu maszyny przez rosyjską obronę przeciwlotniczą lub wybuchu na pokładzie.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jc/