20 lipca 1969 r. lądownik Apollo 11 z astronautami Neilem Armstrongiem i "Buzzem" Aldrinem na pokładzie wylądował na Księżycu. Armstrong był pierwszym człowiekiem, który 21 lipca 1969 r. o godz. 2:56 UTC stanął na Srebrnym Globie. Po 1972 r., kiedy ostatnia załogowa misja Apollo wróciła na Ziemię, na Księżycu nie było już ludzi.
PAP: Mija 55 lat od pierwszego lądowania ludzi na Księżycu i 52 lata od chwili, kiedy astronauci stanęli tam po raz ostatni. Do kolejnych załogowych misji dopiero się przymierzamy. Dlaczego na tak długo zarzuciliśmy loty na Księżyc?
Mariusz Słonina: Dlatego, że wyścig na Księżyc był motywowany rywalizacją pomiędzy Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi, był elementem zimnej wojny. Nie chodziło wtedy o to, żeby polecieć na Księżyc w celach naukowych, bo podbój kosmosu był napędzany paliwem politycznym. W słynnej przemowie prezydenta Johna F. Kennedy’ego o locie na Księżyc i szczęśliwym powrocie na Ziemię do końca dekady wybrzmiała chęć pokazania, że Amerykanie są lepsi od Rosjan.
Związek Radziecki pokazywał swoją dominację w kosmosie od 1957 r., kiedy wystrzelił pierwszego Sputnika. Cztery lata później Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek poleciał w kosmos, a w 1965 r. Aleksiej Leonow był pierwszym, który odbył spacer kosmiczny.
To wszystko było dla Stanów Zjednoczonych motywatorem do pobicia Rosji na jakimś polu. Lądowanie na Księżycu to był konkret, którego mógł się podjąć cały kraj i cały naród mógł być z niego dumny. Ale kiedy to się udało, to mimo tego, że program Apollo trwał, paliwo polityczne się skończyło. Pamiętamy misję Apollo 11, lądowanie Armstronga i Aldrina na Księżycu, może jeszcze w pamięci ludzi zapisał się Alan Shepard, dowódca misji Apollo 14, który grał w golfa na powierzchni Księżyca. Ale czy ktoś pamięta nazwiska załogi Apollo 12, Charlesa “Pete’a” Conrada i pilota Alana Beana z Apollo 12? Tymczasem to było najbardziej precyzyjne lądowanie na Księżycu. Co ciekawe, Bean był malarzem.
PAP: Jak to?
MS: Oczywiście po zakończeniu kariery w NASA. Kiedy leciał w kosmos, był ekspilotem wojskowym, jak wszyscy astronauci misji Apollo – z jednym wyjątkiem. Harrison Schmitt z Apollo 17, przedostatni człowiek, który chodził po Księżycu, był jedynym naukowcem wysłanym na misję, geologiem. Poleciał, bo było wiadomo na tym etapie, że kolejne misje Apollo będą skasowane i że NASA nie dostanie na nie więcej funduszy. Ale że oczekiwano też wyników naukowych misji, wysłano na Księżyc doświadczonego geologa.
PAP: Z Księżyca trafiło na Ziemię około 2000 próbek – prawie 390 kg materiału. Jego dużej części do dzisiaj nie otwarto i nie zbadano. Dlaczego?
MS: Istniała obawa, żeby tych próbek nie skazić. Naukowcy mieli świadomość, że technologia badań tego materiału jest niedoskonała; że nie dysponujemy odpowiednią aparaturą do ich analizy i próbki powinny poczekać na lepsze czasy. Co jakiś czas badacze sięgają po nie, niektóre z nich trafiają do muzeów. Sam widziałem w Centrum Lotów Kosmicznych Johnsona wystawione dla zwiedzających drobinki regolitu.
PAP: Dzień po lądowaniu Armstronga i Aldrina na Księżycu przedstawiciel NASA zapowiedział na łamach “New York Timesa”, że pod koniec kolejnej dekady będziemy regularnie odwiedzać Księżyc, że powstanie stacja “przesiadkowa” na orbicie i stała baza księżycowa. Nic z tego się nie wydarzyło. To stracona szansa ludzkości?
MS: Wychowywałem się w czasach, w których pojawiały się pytania: dlaczego nie wracamy na Księżyc? Dlaczego tam nie zostaliśmy? Ale popatrzmy na to z innej strony. Kiedy w 1968 r. w ramach misji Apollo 8 ludzie po raz pierwszy okrążyli Księżyc, było to wydarzenie na miarę wypraw Kolumba.
Nie myślimy o tym, że wiele technologii i wynalazków, z których dziś korzystamy, powstało w ramach programu Apollo. Mamy choćby przycisk start i stop w samochodach, sterowanie elektroniczne w samolotach i samochodach, metalizowaną folię NRC na co dzień używaną w ratownictwie albo system GPS. To wszystko w dużej mierze jest pokłosiem prac nad programem Apollo.
Od czasów tamtych misji stworzono inne - poza NASA - agencje kosmiczne: europejską, japońską, chińską. Zbudowaliśmy Międzynarodową Stację Kosmiczną, ludzie są stale obecni na orbicie okołoziemskiej. Z tych osiągnięć czerpią nie tylko kolejne programy kosmiczne, ale całe społeczeństwa, cała cywilizacja.
PAP: Kiedy powtórzymy wyczyn Apollo 11?
MS: Powrót na Księżyc nie jest łatwy, bo nie ma już tego paliwa politycznego i takich środków. Na program Apollo przeznaczono 5 proc. ówczesnego PKB Stanów Zjednoczonych. Dziś to niewyobrażalne pieniądze.
Poza tym dzisiaj nie chodzi już o to, żeby dwóch-trzech pilotów poleciało tam na dwa dni, tylko żeby wysłać więcej ludzi na dłuższy pobyt – na kilka tygodni lub miesięcy. Do tego trzeba zbudować całą niezbędną infrastrukturę, a to jest bardzo czasochłonne i kosztowne.
Dopiero przyzwyczailiśmy się do tego, że praktycznie co tydzień wysyłamy paczki satelitów w kosmos. Przekroczenie kolejnej bariery jest jeszcze daleko przed nami. Załogowy lot na Księżyc misji Artemis II jest opóźniony, ciągle nie ma bazy Lunar Gateway, która miała częściowo zastąpić Międzynarodową Stację Kosmiczną. Oceniłbym więc, że może wrócimy na Księżyc gdzieś w 2030 roku.
PAP: Ale po co tam wracać?
MS: Po to, żeby dalej eksplorować Układ Słoneczny. Można zapytać również, po co latamy w kosmos, co mamy z lotów na niską orbitę okołoziemską? Przez 50 lat latały tam głównie narodowe agencje kosmiczne, ale korzystamy z tego wszyscy, na co dzień.
Dzięki powrotowi na Księżyc możemy zaliczyć kolejny skok cywilizacyjny. Do regularnych powrotów na Księżyc i stałej naszej tam obecności będą potrzebne technologie, których jeszcze nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To mogą być na przykład rozwiązania medyczne potrzebne do tego, żeby utrzymać przy życiu i w zdrowiu astronautów podczas długich pobytów w skrajnie niebezpiecznych warunkach. Będziemy się musieli nauczyć znajdować, wydobywać i wykorzystywać zasoby, które tam występują – na przykład wodę z lodu powierzchniowego znajdującego się na biegunie południowym Księżyca. To jest ogromny niezagospodarowany obszar, który wymaga już nie tylko inwestycji jednego kraju, ale współpracy międzynarodowej.
PAP: Jednak pojawią się pewnie kwestie podziału Księżyca i praw do jego powierzchni...
MS: Mówiąc żartem, już można kupić działkę na Księżycu, tylko taki zakup nie ma żadnego umocowania prawnego. Istnieją międzynarodowe postanowienia, zgodnie z którymi Księżyc jest dobrem wspólnym całej ludzkości, ale one też nie są wyryte w kamieniu.
Te kwestie porusza serial “For All Mankind”, przedstawiający alternatywną wersję historii. Pokazuje, że wiele naszych ziemskich problemów, w tym rywalizację między krajami, przenieśliśmy na grunt księżycowy. Niestety, obawiam się, że tak się stanie naprawdę.
Zresztą można sobie wyobrazić, że takie problemy występują już na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) podzielonej na moduł rosyjski oraz część amerykańsko-europejsko-japońską. Mimo że stacja działa jako jeden organizm, z pewnością zdarzają się tam tarcia, szczególnie w obecnej sytuacji geopolitycznej.
Polska też ma ambicje, żeby się znaleźć na Księżycu. Niedawno w Polskiej Agencji Kosmicznej odbyły się spotkania dotyczące naszej misji księżycowej. Z myślą o przyszłych wyprawach moglibyśmy mapować tamtejsze zasoby. Dołączyliśmy również do programu Artemis Accords, czyli wielostronnego porozumienia między USA a innymi krajami, określającego normy, których należy przestrzegać w przestrzeni kosmicznej. Są też programy eksploracyjne Europejskiej Agencji Kosmicznej, w których Polska może uczestniczyć. Zatem furtka dla naszego kraju i polskich przedsiębiorstw się otwarła.
Także Chińczycy trenują swoich tajkonautów do misji księżycowych. To jedyny kraj poza Stanami Zjednoczonymi, który ma realne szanse wysłać tam człowieka. I na razie to Chiny są pierwsze w tym wyścigu. Żadnemu innemu krajowi w ostatnich 20 latach nie udało się wysłać tam łazików, które jeżdżą i zbierają dane. Wszystkie inne próby skończyły się awariami lądowników albo ich roztrzaskaniem.
PAP: Po powierzchni Księżyca chodziło dotąd 12 ludzi – wyłącznie białych mężczyzn. Czy jest szansa, że następną osobą, która postawi nogę na Księżycu, będzie kobieta?
MS: Jest nawet bardzo prawdopodobne, że 13. człowiekiem na Księżycu będzie Christina Koch, astronautka misji Artemis II. Zresztą załoga tej misji jest tak dobrana, by była różnorodna pod wieloma względami. Oprócz Koch i dowódcy, Amerykanina Reida Wisemana, na Księżyc polecą Afroamerykanin Victor Glover i Kanadyjczyk Jeremy Hansen.
Dzisiaj nikt nie podważa zdolności kobiet albo osób o innym kolorze skóry do tego, że mogą z powodzeniem brać udział w misjach kosmicznych. Płeć i pochodzenie nie stanowią już żadnej kwestii w tym środowisku, liczą się kwalifikacje. W latach 2016 i 2017 uczestniczyłem w analogowych misjach serii Lunar Expedition w polskim habitacie kosmicznym Lunares w Pile. Pierwszą z nich kierowała dr inż. Dorota Budzyń, astrobiologiem była Joanna Kuźma, a nad przebiegiem misji i eksperymentami czuwały też inne kobiety, ekspertki w swoich dziedzinach – jak biologia albo medycyna.
Program Apollo odzwierciedlał kulturę tamtych czasów, z naszej perspektywy wyglądającą dość szowinistycznie. Do dyskryminacji dochodziło wtedy nie tylko w kosmosie, ale też na Ziemi. Wspaniale pokazuje to film "Ukryte działania” - o roli, jaką w latach 60. czarnoskóre matematyczki odegrały w misjach kosmicznych NASA.
Warto przywołać słowa jednego z członków misji Apollo 8, niedawno zmarłego Billa Andersa. Powiedział, że wybraliśmy się w podróż na Księżyc po to, żeby odkryć Ziemię. To on był autorem zdjęcia Ziemi wynurzającej się zza Księżyca. Ten obraz sprawia, że możemy zobaczyć naszą planetę z zupełnie innej perspektywy: jako dom nas wszystkich, glob, na którym z kosmosu nie widać podziałów i granic. Być może przemiany kulturowe zawdzięczamy również takiemu spojrzeniu. I może to największy sukces misji Apollo – to, co wydarzyło się ponad pół wieku temu, miało ogromny wpływ na nas wszystkich, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego do końca sprawy.(PAP)
Rozmawiała Anna Bugajska
kno/