Napaść na wiceszefa KNF. Sąd utrzymał wyrok skazujący
Sąd rejonowy, który wydał wyrok skazujący ws. napaści w 2014 r. na ówczesnego wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka, "miał pełne podstawy do takiej oceny materiału dowodowego" - uznał Sąd Okręgowy w Warszawie. - Chciałbym wierzyć, że obecnie w moim państwie nie tylko przywracana jest praworządność, ale też poczucie bezpieczeństwa ofiarom - powiedział b. wiceszef KNF Wojciech Kwaśniak po zapadnięciu wyroku.

W trakcie wnoszenia o przedłużenie aresztu wobec Polaszczyka, Kwaśniak powiedział, że jako człowiek i funkcjonariusz publiczny chce mieć poczucie bezpieczeństwa, a jego państwo "przez szereg lat mu tego poczucia nie zapewniło". "Chciałbym wierzyć, że obecnie w moim państwie nie tylko przywracana jest praworządność, ale też poczucie bezpieczeństwa ofiarom" - powiedział.
W rozmowie z dziennikarzami b. wiceszef KNF przyznał, że ma mieszane odczucia co do decyzji sądu o wymiarze kary. "Byłem przekonany, że wyrok sądu rejonowego zostanie w pełni utrzymany, gdyż mamy do czynienia z historią bez precedensu, w której rozstrzygnięcie powinno być sygnałem ze strony państwa, że planowanie i przeprowadzanie zamachu na urzędujących funkcjonariuszy państwa nie będzie bezkarne" - powiedział, po czym stwierdził, że taki właśnie wymiar miał wyrok zasądzony w I instancji.
Kwaśniak ocenił ponadto, że zlecono "fizycznie wyeliminowania go zwykłym przestępcom" po tym, jak informacje - o które Polaszczyk miał być proszony przez inne osoby - nie dawały podstaw do wywarcia wpływu na czynności urzędowe podejmowane przez Kwaśniaka wobec spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych.
"To rzecz bez precedensu w skali międzynarodowej, iż w państwie Unii Europejskiej przedstawiciele służb specjalnych, powiązani z politykami, mogą tego rodzaju działania podejmować w odniesieniu do urzędujących funkcjonariuszy państwa realizujących uczciwie swoje zadania".
Ciągle wierzę, że w naszym państwie nastąpi refleksja i zostanie podjęte odpowiednie działania oczyszczające struktury państwa z ludzi, którzy nigdy nie powinni pełnić funkcji publicznych
Brutalna napaść na wiceszefa KNF
W tej głośnej sprawie w lutym 2024 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w I instancji skazał na 10 lat więzienia Piotra Polaszczyka (w środę przed ogłoszeniem wyroku wyraził zgodę na publikację nazwiska - przyp. PAP) i na 2 lata współoskarżonego Jacka W. Apelacje od tamtego wyroku sądu rejonowego wniosła obrona oskarżonych.
Sąd Okręgowy w Warszawie, jako sąd II instancji, zajmował się sprawą od listopada zeszłego roku. W środę SO utrzymał wyrok sądu rejonowego w mocy, zmieniając go tylko w odniesieniu do wymiaru kary dla Polaszczyka, którą złagodził do 8 lat więzienia.
Jak uzasadnił w środę sędzia Grzegorz Fidrysiak, sąd rejonowy "miał pełne podstawy do takiej oceny materiału dowodowego, jak została przedstawiona w pisemnych motywach zaskarżonego wyroku". "Tym samym sąd I instancji zasadnie ustalił sprawstwo obu oskarżonych w zakresie przypisanych im czynów" - podkreślił sędzia.
Jak dodał, w orzeczeniu II instancji uznano, że wymierzenie Polaszczykowi kary w maksymalnym wymiarze 10 lat mogłoby został uznane za "rażąco niewspółmierne". "Orzeczona wobec oskarżonego kara 8 lat pozbawienia wolności, która jest niewątpliwie karą surową, spełni w dostatecznym stopniu swoje cele" - zaznaczył sędzia Fidrysiak.
Polaszczyk po ogłoszeniu wyroku powiedział dziennikarzom: "Nie popełniłem tego przestępstwa". Jego obrońca zapowiedział w rozmowie z PAP złożenie kasacji do Sądu Najwyższego.
Kim jest skazany?
Polaszczyk to były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, który zasiadał we władzach SKOK, jest też głównym podejrzanym w sprawach dotyczących afery finansowej SKOK. Prokuratura zarzuciła mu nakłanianie do pobicia wiceszefa KNF. Jackowi W. zarzucono natomiast współudział w realizacji planu ataku. Z kolei recydywista podejrzany o bezpośrednie pobicie Kwaśniaka również początkowo objęty był aktem oskarżenia. Później jednak prawdopodobnie uciekł z kraju. Po zwolnieniu go z aresztu, w którym przebywał kilka lat, mężczyzna przestał stawiać się na rozprawach w sądzie rejonowym.
Proces w tej sprawie w pierwszej instancji ciągnął się przez wiele lat - ruszył przed sądem rejonowym w końcu 2015 r. Jednak w listopadzie 2017 r. sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński. Postępowanie, które znajdowało się już w końcowej fazie, musiało zatem ruszyć od nowa. W konsekwencji proces rozpoczął się ponownie w kwietniu 2019 r. i w I instancji zakończył w lutym 2024 r.
Nina Leszczyńska, Marcin Jabłoński (PAP)
nl/ mja/ mok/ know/