Pod koniec lipca prezydent Recep Tayyip Erdogan powiedział na spotkaniu z politykami swojej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), że Turcja może "zainterweniować" w Izraelu, tak jak zrobiła to w przypadku Górskiego Karabachu czy Libii. Ekspertka ds. Turcji oceniła, że wypowiedź ta była kierowana do wyborców AKP i nie należy jej odczytywać dosłownie.
"Erdogan nie ma możliwości, środków ani poparcia, żeby zaatakować w jakikolwiek zbrojny sposób Izrael. To nie jest w jego interesie, bo w jego interesie jest przede wszystkim zmniejszenie napięć gospodarczych wewnątrz kraju, by Turkom żyło się lepiej" - wyjaśniła dr Olszowska. Podkreśliła, że sytuacja gospodarcza w kraju pozostaje bardzo trudna, co powoduje, że notowania Erdogana słabną, "momentami lecą na łeb na szyję".
Prezeska Instytutu Badań nad Turcją dodała, że społeczeństwo nie chciałoby, by Turcja podjęła zbrojną interwencję. Według badań Turcy opowiadają się za zaangażowaniem kraju w sprawę drogą dyplomacji i poprzez pomoc humanitarną, która w dużych ilościach dociera z Turcji do Palestyńczyków. "Turcy nie oczekują, że Turcja wyśle swoje wojska do Izraela. Tym bardziej, że oni już teraz wcale nie chcą zaangażowania czy to w Iraku, czy to w Syrii, tylko bardziej chcą skupienia się na polityce wewnętrznej" - dodała.
"Więc oni jednoznacznie chcą zakończenia tego konfliktu, chcą pokoju dla Palestyny, ale to nie jest tak, że chcą tam wysłać swoje własne czołgi" - podkreśliła rozmówczyni PAP.
Co więcej, Erdogan "wie, że nie miałby szansy wygrać tego konfliktu, a jedynie straciłby poparcie państw zachodnich, które jest potrzebne, żeby podnieść turecką gospodarkę" - wyjaśniła.
Jak zauważyła ekspertka, w mediach tureckich temat sytuacji w Strefie Gazy jest nieustannie obecny, a wiele drastycznych obrazów pokazuje się w nich bez cenzury. "Widzimy bardzo sugestywne, emocjonalne rzeczy" - dodała turkolożka.
Media pokazują "szeroko pojęty Zachód jako hipokrytów, którzy nic nie robią, którzy krzyczą o ofiarach cywilnych na Ukrainie, a nie krzyczą o Strefie Gazy" - powiedziała dr Olszowska. "To jest przekaz, który trafia do społeczeństwa tureckiego i w ogóle do społeczeństwa Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej" - kontynuowała. Rozmówczyni PAP oceniła tę narrację jako niebezpieczną, ponieważ przez takie przesłanie Zachód traci na tzw. Globalnym Południu "moralne oblicze".
Odnosząc się do zawieszenia przez Turcję wymiany handlowej z Izraelem, zaznaczyła, że tureckie społeczeństwo oczekiwało takiego kroku od Erdogana. Według niej przeciętny mieszkaniec Turcji nie odczuł bezpośrednio finansowych skutków tego ruchu, dotknęło to natomiast firmy, które były częścią łańcucha dostaw, i handel turecki jako taki. "Przeciętny Turek nie odczuł tego w swoim portfelu albo nie zdał sobie z tego sprawy. Bo jednak ta sytuacja ekonomiczna jest już na tyle zła w kraju, że oni już w tym momencie są przyzwyczajeni do ciągłych podwyżek, do tego, że podwyżki są w sklepach, ale jednocześnie nie ma podwyżek pensji" - zauważyła.
Turcy popierają Palestyńczyków, "ale to nie jest tak, że są w stanie teraz wszystko rzucić i poświęcić, bojkotować McDonald'sa czy Starbucksa tylko po to, żeby pokazać swoje niezadowolenie w stosunku do Amerykanów" - powiedziała dr Olszowska. Zdarzają się przypadki napaści na lokale Starbucksa, ale rezygnacja z jego usług nie jest powszechna.
Badaczka zwróciła uwagę, że tureckie władze kierują ostrą retorykę dotycząca wojny w Strefie Gazy w dwóch kierunkach: na arenę międzynarodową i do odbiorców wewnętrznych.
Na forum międzynarodowym Erdogan podkreśla, że Turcja jest "obrończynią Strefy Gazy" i że w żywotnym interesie narodowym Ankary jest to, by zapanował tam pokój. Mówi, że Ankara będzie wykorzystywać wszystkie możliwości, by doprowadzić do końca wojny, pociągnięcia winnych do odpowiedzialności i zaprzestania "ludobójstwa" w Strefie Gazy. Turcja opowiada się za rozwiązaniem dwupaństwowym, w ramach którego bezpieczeństwo części palestyńskiej miałaby gwarantować Ankara.
Ze strony Erdogana padają też bardzo ostre słowa pod adresem władz izraelskich, zwłaszcza premiera Benjamina Netanjahu, którego porównał np. do Hitlera czy nazwał "rzeźnikiem Gazy". Jak powiedziała PAP ekspertka, takie wypowiedzi są kierowane do odbiorców wewnętrznych i mają pokazać Erdogana "jako obrońcę muzułmanów".
Zdaniem ekspertki postawa Turcji względem konfliktu w Strefie Gazy nie zmieni się. W przypadku rozmów pokojowych Ankara chciałaby mieć szansę zasiąść do stołu negocjacyjnego i mieć głos w sprawie tego, jak będzie wyglądać sytuacja na Bliskim Wschodzie. To wpływałoby na postrzeganie Turcji przez inne państwa regionu.
"Wydaje mi się, że stanowisko Turcji względem Strefy Gazy nie będzie wpływać na jej relacje z państwami Zachodu, bo każdy ma (w tej sprawie) swoje interesy" - oceniła dr Olszowska.
Natalia Dziurdzińska (PAP)
gn/